Po godzinach

Oscarowy pojedynek: „Birdman” kontra „Grand Budapest Hotel”, czyli fantazja i niezależność górą

„Birdman” i „Grand Budapest Hotel” – pomiędzy tymi filmami rozegra się główna oscarowa bitwa. W Hollywood producenci rzucili już wszystkie siły na front. Ciekawy jest ten oscarowy zestaw – trochę poza głównym hollywoodzkim gruntem, outsiderski i przewrotny, ale za to ze świetnymi opiniami krytyków i widzów, którzy głosują przez kupowanie biletów i zachęcają znajomych, by poszli zobaczyć „fajny film”.

Oba filmy zdobyły po dziewięć nominacji, a w tym są najważniejsze kategorie, czyli najlepszy film, reżyser, scenariusz i zdjęcia.


„Birdman” – Alejandro Gonzalez Inarritu; przenikliwość i refleksja

Alejandro Gonzales Inarritu to gorące nazwisko w świecie filmu. Meksykanin przebojem zdobył serca kinomanów, realizując takie filmy jak „Amorres Perros” czy „Biutiful”. Przed „Birdmanem” zrobił cztery filmy, wszystkie nagradzane. Teraz wykonał artystyczną woltę. Odszedł od brutalnych dramatów, by opowiedzieć historię tragikomiczną i w zasadzie autotematyczną, bo zastanawia się w niej nad kondycją współczesnego kina i sztuki w ogóle.

Być może w pewien sposób Inarritu zaryzykował „Birdmanem” tak samo, jak bohater jego filmu Riggan Thomas ryzykuje wystawiając sztukę na Broadwayu. Okazuje się jednak, że ryzyko się opłaca. „Birdman” ma nominacje do Oscara w m.in. kategoriach najlepszy film, reżyser, scenariusz oryginalny, zdjęcia, aktor pierwszoplanowy (rewelacyjny Michael Keaton) i aktorzy drugoplanowi (Edward Norton i Emma Stone).

„Musiałem zejść z drabiny”

W wywiadzie dla „Variety” Inarirtu powiedział, że gdy skończył w ub.r. 50 lat, zaczął się obawiać, że całkowicie zatracił poczucie humoru, realizując mroczne dramaty. Postanowił więc zrobić film inny niż dotychczas. Poczuł bowiem, że jest w pułapce, „jakby kurczowo trzymał się drabiny i bał się z niej zejść”.

Inspiracją do „Birdmana” były dla niego takie filmy jak „Cały ten jazz”, „Bulwar Zachodzącego Słońca”, „Kaskader z przypadku” czy „Gracz”, w których rzeczywistość splata się z fantazją, a sztuka z komercją i które są przy tym gorzką refleksją nad kondycją show biznesu. Bohaterowie „Birdmana” oczywiście cierpią i choć jest w nich dramatyczne rozdarcie, robią to w sposób komiksowo-komiczny.

Inarritu opowiada w wywiadach, że „Birdman” miał od początku skrystalizowana formę, razem z pomysłem na film przyszedł sposób filmowania (m.in. długie jazdy kamery) i prześmiewcza konwencja korespondująca jednocześnie z ambitnym kinem artystycznym i filmami o superbohaterach.

Tylko Keaton

Reżyser i scenarzysta w jednej osobie mówi, że rola Riggana była od początku przeznaczona dla Michaela Keatona. Po pierwsze dlatego, że jest aktorem znakomitym, który doskonale odnajduje się i w komedii, i w dramacie, a po drugie dlatego, że między nim a Rigganem jest pewne podobieństwo. Obaj zagrali superbohaterów – Keaton grał Batmana w filmach Tima Burtona – a potem ich kariery przysiadły.

– Wysłałem Keatonowi scenariusz. Przeczytał go i umówiliśmy się na obiad. Bałem się jego reakcji. Powiedział mi: Alejandro, chyba sobie ze mnie robisz żarty. Wytłumaczyłem mu, że nic podobnego, że to bardzo trudny film i będzie wymagał od niego wiele wysiłku. Że będzie musiał obnażyć się psychicznie i fizycznie. W tym drugim przypadku chodziło mi o scenę, w której Riggan biega w samych slipach po Times Square. Gdy po obiedzie szliśmy do samochodów, Keaton powiedział mi, że mogę na niego liczyć – opowiadał Inarritu.



Od radia do filmu

Alejandro Gonzalez Inarritu na początku filmowej kariery zyskał sobie przydomek meksykańskiego Tarantino. Urodził się w mieście Meksyk 51 lat temu. Zanim zaczął robić filmy, pracował w radiu jako didżej, potem robił filmy reklamowe.

Zadebiutował brawurowo w 2002 r. filmem „Amorres Perros”, który zdobył Oscara, Złoty Glob i BAFTA w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Była to pierwsza część tzw. trylogii śmierci – dwa kolejne filmy to „21 gramów” (2003 – nominacje do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny i dla najlepszej aktorki – Naomi Wats oraz aktora drugoplanowego – Benicio del Toro) i „Babel” (2006 – Złoty Glob w kategorii dramat i Oscar dla najlepszej muzyki oraz nominacje do Oscara dla aktorek drugoplanowych Adriany Barrazy i Rinko Kikuchi oraz nagroda za reżyserię w Cannes).
Alejandro Gonzales Inarritu (fot. Wikipedia/Focus Features)


„Amorres perros” rozgrywa się w mieście Meksyk. Zaczątkiem historii jest wypadek, który łączy trójkę ludzi, a tematami przewodnimi szeroko rozumiana miłość, okrucieństwo i stosunek ludzi do zwierząt. Jedną z głównych ról w filmie zagrał Gael Garcia Bernal.

Opowieść jest nerwowa, pulsuje gorączkowym rytmem; niepokojące zdjęcia są dziełem znakomitego operatora Rodrig Prieto (zrobił z Inarritu cztery filmy – „Trylogię śmierci” oraz „Biutiful”).

„21 gramów” to znowu trzy historie ludzi połączonych przez wypadek i znowu nerwowy, hipnotyzujący sposób filmowej narracji. Tytuł oznacza różnicę pomiędzy ciężarem właściwym ciała człowieka przed i tuż po śmierci. Wielu ludzi uważa, iż ta różnica – tytułowe 21 gramów – to ciężar duszy.

Trójka głównych bohaterów to Jack Jordan (Benicio del Toro), były kryminalista, ktory za wszelką cenę chce zmienić swoje życie; Cristina (Naomi Watts) – młoda narkomanka, która właśnie wyszła z nałogu i Paul Rivers (Sean Penn) – śmiertelnie chory matematyk czekający na transplantację serca. Jack Jordan powoduje wypadek, w którym ginie rodzina Cristiny. Paulowi Riversowi zostaje przeszczepione serce tragicznie zmarłego męża kobiety.



„Babel” – tym razem cztery historie ze wspólnym mianownikiem, które swój początek mają na pustyni w Maroku. Tu akcję zawiązuje wystrzał ze strzelby. Japoński myśliwy zostawia marokańskiemu pasterzowi strzelbę, z której zostaje postrzelona amerykańska turystka. Bohaterowie to pary amerykańskich turystów, marokańska rodzina, niania opiekująca się dziećmi Amerykanów oraz japońska dziewczyna. Wszyscy są w pułapce pomieszania kultur i globalizacji – na co wskazuje tytuł filmu. Inarriut pokazuje, że ludzie budzą zainteresowanie tylko wtedy, gdy wydaje się, iż są ofiarami lub sprawcami zbrodni.

W filmie zagrali m.in. Brad Pitt, Cate Blanchett, Gael Garcia Bernal oraz Rinko Kikuchi.
I jeszcze „Biutiful” ze znakomitą rolą Javiera Bardema, nagrodzoną na festiwalu w Cannes w 2010 r.; aktor miał też nominację do Oscara i do BAFTA Film zebrał wiele nagród, był też nominowany do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczyny.

„Biutiful” to przejmująca opowieść o wielkiej samotności. Bohaterem jest Uxubal, który sam wychowuje dwójkę dzieci. Na życie zarabia zajmując się nielegalnymi imigrantami. Pewnego dnia Uxubal dowiaduje się, że ma raka i zostało mu zaledwie kilka miesięcy życia. Wszystkimi silami próbuje wtedy zapewnić dzieciom opiekę po jego śmierci. Niestety, wszystko idzie na opak.



„Grandu Budapest Hotel”; Wes Anderson – szaleństwo wyobraźni i precyzja wykonania

„Grand Budapest Hotel” jest ósmym filmem pełnometrażowy w karierze Amerykanina Wesa Andersona. To reżyser o niezwykle wyraźnym, rozpoznawalnym stylu. Kręci komedie z dramatyczną nutą o domu i rodzinie – o ucieczce od nich, tworzeniu nowych i powrotach do tych starych.

Pierwszy film pełnometrażowy Wesa Andersona to ,,Bottle Rocket” (1996), który zrobił razem z aktorskim rodzeństwem, braćmi Lukiem i Owenem Wilsonami. Owen był współscenarzystą tej kryminalnej komedii. Rzecz dzieje się w Teksasie. Bohaterem jest Anthony, pacjent szpitala psychiatrycznego, który bardzo pragnie stamtąd uciec. Pomaga mu w tym Dignan, sam nie do końca zrównoważony psychicznie. Ucieczka się udaje znakomicie, przede wszystkim dlatego, że to otwarty zakład leczniczy. Digan i Anthony zakładają potem gang rabusiów.

Wes Anderson (fot. Wikipedia/Raffi Asdourian)
Potem był „Rushmore” (1998), pierwszy film, w którym wystąpił Bill Murray, odtąd stały współpracownik Andersona. Współautorem scenariusza był znowu Owen Wilson, tak samo jak kolejnego filmu Andersona „Genialny klan” (2001).

To przesycona absurdalnym humorem opowieść o genialnym rodzeństwie, które przechodzi kryzys, gdy rodzinę opuszcza ekscentryczny ojciec. Wilson i Anderson byli za scenariusz do tego filmu nominowani do Oscara, a grający ojca Gene Hackman dostał Zloty Glob. W filmie wystąpili m.in. Angelica Huston, Bill Murray, Gwyneth Paltrow, Ben Stiller, Luke Wilson, Owen Wilson i Danny Glover.



Już po „Genialnym klanie” miał Anderson swoich wiernych widzów. Jego filmy są starannie wystylizowane, z określoną paletą kolorystyczną, z symetrycznie zakomponowanymi kadrami, często stosowanymi zbliżeniami czy zwolnionymi zdjęciami, o bogatej scenografii. Jego styl nazywany bywa „barokowym, magicznym popem”. Na ścieżce dźwiękowej jego filmów słychać najczęściej muzykę z lat 60. i 70.

Kolejne filmy Wesa Andersona to „Podwodne życie ze Stevem Zissou” (2004), „Pociąg do Darjeeling” (2007), animowany „Fantastyczny pan Lis” (2009) i „Kochankowie z Księżyca” (2012).



„Europa od zawsze mnie fascynowała”

Jak opowiada reżyser „Grand Budapest Hotel” zrodził się z jego fascynacji Europą Wschodnią i jej kulturą, która przeniknęła do Hollywood. Bezpośrednim impulsem była lektura książek Austriaka Stefana Zweiga (1881-1942).

W „Grand Budapest Hotel” Anderson złożył hołd takim filmom z lat 30. i 40. XX w. jak „Ninoczka” (z Gretą Garbo) czy „Być albo nie być” Ernsta Lubitscha o grupie warszawskich aktorów, którzy przygotowują się do premiery „Hamleta”, ale nagle wybucha wojna.



W swoim najnowszym filmie Anderson szaleje ze stylizacją. Tytułowy hotel, w którym w 20-leciu międzywojennym rozgrywa się akcja, wygląda jak różowa bombonierka, kostiumy są bogate, muzyka dostosowana do epoki. Film jest wielowątkowy, pełen burleskowych gagów, szalony i prawie nieokiełznany.



– Nasz kraj, Żubrówka, jest wymyślony, to mieszanka Węgier, Czechosłowacji, Austrii i Polski. Obraz Europy Wschodniej, którą kreujemy, to wypadkowa moich podróży, lektur i filmów, które widziałem – mówił Anderson w jednym z wywiadów.

Jedną z głównych ról – konsjerża Gustawa w tytułowym, luksusowym hotelu – zagrał Ralph Fiennes. Anderson specjalnie dla niego napisał tę rolę. I tak Fiennes po raz pierwszy pojawił się w filmowej rodzinnie Andersona – czy zadomowi się w niej na stałe, zobaczymy.

W filmie, oprócz wspomnianego już Fiennesa, gra plejada gwiazd – m.in. Bill Murray, Willem Dafoe, Jude Law, Edward Norton, Tilda Swinton, Adrien Brody, Owen Wilson, Harvey Keitel.

Akcja filmu zaczyna się w 1985 r. na cmentarzu. Nastolatka czyta książkę przy nagrobku jej autora. To opowieść o jego młodości, którą spędził w luksusowym Grand Budapest Hotel w Żubrówce. I przenosimy się do roku 1932, gdy hotel był u szczytu świetności. Osią fabuły jest cenny obraz, który pewna bogata dama zapisała Gustawowi, swojemu kochankowi. Rodzina nie chce jednak obrazu oddać, a Gustaw bardzo chce go mieć. Rusza więc lawina zdarzeń.



– Nigdy wcześniej nie nakręciłem filmu o tak wyraźnym historycznym kontekście. Jednocześnie zrobiłem wszystko, by scenariusz był jak najbardziej fikcyjny, fantastyczny. To chyba dość dziwaczna kombinacja. Bardzo wyraźnym jest, do jakiego czasu i regionu się odwołujemy w filmie, ale tworzymy swoją wersję tej epoki i Europy. Nie mam pojęcia, dlaczego postanowiłem zrobić to w taki sposób. Zwykle od początku do końca wymyślam świat, w którym żyją moi bohaterowie – mówił Wes Anderson o „Grand Budapest Hotel”.

Nieśmiały pan w garniturze

Ten Amerykanin ma teraz 44 lata, choć wygląda na młodszego. Jest spokojny, trochę nieśmiały. Gdy pojawia się publicznie, zawsze ma na sobie garnitur o staromodnym kroju, a jego włosy obcięte są na pazia.

Urodził się w Teksasie. Jego rodzice się rozwiedli, gdy miał osiem lat. Jak mówi, od małego chciał zostać pisarzem, ale na uniwersytecie w Austin spotkał Owena Wilsona i nakręcił z nim krótkometrażowy film „Bottle Rocket”, który zachwycił na festiwalu kina niezależnego w Sundance. Potem zrobili z „Bottle Rocket” film pełnometrażowy i tak zamiast pisarzem, został reżyserem.

Spełnianie marzeń

Widzownię porwał swoim specyficznym poczuciem humoru i nieokiełznaną wyobraźnią.

Wes Anderson podkreśla, że lubi Europę i dobrze się w niej czuje. Przez kilka miesięcy w roku mieszka w Paryżu, resztę czasu spędza w USA. Zrealizował tak swoje dziecięce marzenie, bo gdy miał 12 lat, zażądał, by rodzice wysłali go do szkoły do Paryża. Wtedy się nie udało, ale teraz sobie to odbija.

Aktorzy, którzy z nim pracują twierdzą, że jest cudowny i nie można go nie lubić. Poświęca im wiele czasu, jest otwarty na propozycję i stwarza rodzinną atmosferę. Przy tym jest trochę jak Piotruś Pan, który nie chce do końca dorosnąć.

Zdjęcie główne: „Birdman”, „Grand Budapest Hotel”
Zobacz więcej
Po godzinach wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
„To była zabawa w śmierć i życie”. Od ćpuna po mistrza świata
Historię Jerzego Górskiego opowiada film „Najlepszy” oraz książka o tym samym tytule.
Po godzinach wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
„Geniusz kreatywności”. Polka obok gwiazd kina, muzyki i mody
Jej prace można podziwiać w muzeach w Paryżu, Nowym Jorku czy Londynie.
Po godzinach wydanie 10.11.2017 – 17.11.2017
Zsyłka, ucieczka i samobójstwo. Tragiczne losy brata Piłsudskiego
Bronisław Piłsudski na Dalekim Wschodzie uważany jest za bohatera narodowego.
Po godzinach wydanie 10.11.2017 – 17.11.2017
„Choćby z diabłem, byle do wolnej Polski”. Pierwszy Ułan II RP
Gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski skupia w sobie losy II RP.
Po godzinach wydanie 3.11.2017 – 10.11.2017
Kobiety – niewolnice, karły – rekwizyty. Szokujący„złoty wiek”
Służba była formą organizacji życia w tej epoce. Każdy kiedyś był sługą, nawet królewski syn.