Od chłopaka z Parczewa do nekrologów, czyli krótka historia sławy Arkadiusa
piątek,
23 stycznia 2015
Jego ubraniami zachwycały się zarówno polskie, jak i zagraniczne gwiazdy. Lista znanych nazwisk była imponująca. W zdolnego chłopaka z Parczewa uwierzyli najwięksi kreatorzy mody. Alexander McQueen zaproponował mu staż, jako jeden z pierwszych polskich projektantów otworzył swój butik w Warszawie i jako jedyny w Londynie. Potem zniknął. Po dziewięciu latach nieobecności próbuje wrócić i sam siebie uśmierca na ubraniach z najnowszej kolekcji.
„Zapalmy wszyscy znicz na grobie Arkadiusa”, „Ciszej nad tą trumną”, „Arkadius wraca, ale bierze nas na litość” – takie niepochlebne komentarze pojawiły się po tym, gdy media obiegła informacja, że Arkadiusz Weremczuk, znany bardziej jako projektant Arkadius po dziewięciu latach nieobecności na polskich salonach powraca z nową kolekcją.
„Arkadiusz Weremczuk powraca do mody. Ale żeby powrócić, musi pozbyć się swojej największej konkurencji – samego siebie. Zabija więc Arkadiusa i wystawia mu nekrolog w postaci „żałobnej“ kolekcji, żegnającej swoje dawne życie” pisze sam o sobie w informacji na temat tego, co stworzył i prezentuje T-shirty, bluzy i koszule zadrukowane nekrologami. „Areczku, niełatwo teraz będzie, bez tych skandali, bez tych prowokacji, których nam dostarczałeś. Nie zapomnimy ci niczego, co zrobiłeś” – to treść jednego z nich.
„Chciał być jak Galliano”
– Pamiętam Arkadiusa z dawnych lat. Pierwszy szalony projektant ze swoim butikiem w Polsce, a dokładniej w Warszawie. Chciał być jak John Galliano czy Paul Gaultier. To była jak na tamte czasy specyficzna postać. Wielu projektantów, mężczyzn, nawet dziś nie wygląda tak jak on wtedy. Chodził na obcasach, był dziwnie ubrany. Jego kolekcje nie były może wyrafinowane, ale szokujące. Szaleństwem przypominały Vivienne Westwood – mówi Viganna Papina, stylistka.
Inspiracja Johnem Galliano do dziś najwyraźniej nie minęła. W informacji prasowej o nowej kolekcji można znaleźć takie słowa: „Jeśli myśleliście, że John Galliano jest jedynym powrotem w 2015 roku, to myliliście się! Po 10-letniej przerwie powraca Arkadius”.
Na polskich salonach projektant zadebiutował w 2000 roku. To właśnie wtedy 6 października we wnętrzach Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego odbył się pokaz inspirowanej polskim folklorem kolekcji „Paulina”, nazwanej imieniem ukochanej babci projektanta. Do zaistnienia na polskim rynku Arkadiusa namówiła Laura Budzyk, której ówczesny mąż kręcił o nim film. Premiera odbyła się na początku 2000 roku, a Budzyk i Arkadius tak się zaprzyjaźnili, że postanowili nawiązać współpracę.
– To, co tworzył, było dopracowane. Można śmiało powiedzieć, że był pierwszym polskim projektantem, który zauważył i docenił elementy polskiego folkloru i nasze barwy narodowe. Nie bał się tego, wiedział, że prowokuje i szokuje – dodaje Papina.
Przezroczyste bluzki i butik w Londynie
Na debiutanckim, polskim pokazie Arkadiusa pojawiła się cała śmietanka towarzyska stolicy. O zaproszenia bili się ci, którzy w tamtym czasie identyfikowali się z pojęciem „trendy”. Na wybiegu pojawiły się uznawane wówczas za najlepsze polskie modelki – Joanna Horodyńska, czy Ola Chaberek. Ta druga w finałowej scenie wystylizowana na kobietę w ciąży pod przezroczystą bluzką trzymała truskawki. Gdy zaczęła je rozgniatać, sok pobrudził ubranie, jej ręce oraz wybieg. Ten element Arkadius powtarzał również podczas zagranicznych pokazów.
Debiut okazał się sukcesem. To był początek prawie sześciu świetnych lat projektanta na krajowym podwórku. Arkadius coraz częściej przylatywał do Polski, ale nadal nie decydował się, aby wrócić na stałe. Grono klientek poszerzało się coraz bardziej. – Wielką zwolenniczką jego kreacji była Kora. Zachwycała się nim Beata Sadowska, a on sam nazywał ją swoja muzą. Reni Jusis została twarzą już po tym, gdy otworzył swój butik na ulicy Mokotowskiej w Warszawie – wspomina Papina.
W 2001 roku odbył się kolejny pokaz w Łazienkach Królewskich, zatytułowany „Noc Świętojańska”.
Mimo polskich sukcesów Arkadius nie zapominał o swojej karierze za granicą. W styczniu 2002 roku, w centrum Londynu przy Porchester Place 7, projektant otworzył swój butik. – Odwiedziłam to miejsce, gdy byłam w Londynie i pamiętam, że bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie jakość tych ubrań. Były nie tylko dobrze zaprojektowane, ale także dobrze uszyte. To zdolny facet – przyznaje Joanna Bojańczyk, krytyk i dziennikarka modowa.
Prestiżowy Londyn
Sam Arkadius wybór Londynu tłumaczył tym, że to jego ukochane miasto, które poleca wszystkim kreatywnym ludziom. To właśnie tam projektant stawiał pierwsze kroki w świecie mody. Po wyjeździe z rodzinnego Parczewa i trzech latach studiów w Krakowie na wydziale pedagogiki, rzucił wszystko i wyjechał do Anglii. Udało mu się dostać do prestiżowej szkoły Saint Martins College of Art and Design. Był jedynym studentem z Europy Wschodniej na wydziale mody.
Chłopak z Parczewa okazał się jednym z bardziej utalentowanych studentów. – Swego czasu Alexander McQueen zaproponował Arkadiusowi staż, ale ten odmówił, bo nie chciał pracować pod kimś, chciał tworzyć własną sztukę. To był moim zdaniem wielki błąd – mówi Michał Zaczyński, dziennikarz modowy. I tłumaczy: nawet najwybitniejsi pracują dla innych marek. Yves Saint Laurent poszedł do Diora, zanim stał się samodzielnym, wielkim projektantem. Tak samo było w przypadku Pierre’a Cardina, Marca Jacobsa, Johna Galliano, Jeana Paula Gaultiera, czy samego McQueena. To nazwiska, które przez lata pracowały dla innych marek i dopiero potem zaistniały.
Jak podkreśla, to była wielka szansa, której Arkadius nie wykorzystał. – Już wtedy wiadomo było, że brakuje mu rozsądku i łba na karku – dodaje.
Kabrioletem po Warszawie
W grudniu 2002 w Teatrze Narodowym - Operze Narodowej odbyła się premiera „Don Giovanniego" Mozarta w reżyserii Mariusza Trelińskiego, do której Arkadius przygotował kostiumy. W maju 2003 roku przy Mokotowskiej 49 otwarty został butik projektanta, który był efektem jego współpracy z nowymi menedżerami.
– Arkadius nie chciał się uczyć. Zrobił trzy efektowne kolekcje, stwierdził, że jest świetny i na tym poprzestał. W Polsce otworzył butik, który nie przyciągnął klientów. Arkadius tłumaczył, że nie umiał się zająć papierkową robotą. Pieniądze się skończyły, butik nie zarabiał, a sam Arkadius zniknął – wspomina Zaczyński.
W dzień otwarcia butiku Arkadius był wożony po centrum Warszawy kabrioletem, z którego pozdrawiał przypadkowych przechodniów. A wieczorem podczas imprezy siedział na wielkim tronie, trzymając flagę z napisem „Arkadius. Anarchy Jeans”. Oprócz dżinsu, w kolekcji pojawiły się symbole narodowe – orzeł oraz biel i czerwień.
– To ubrania do noszenia, na co dzień, bardzo wygodne i seksowne. Mają być również praktyczne i przystępne cenowo - opowiadał Arkadius. W butiku można było zrobić zakupy, ale wpaść również na lampkę szampana, bo mieścił się w nim bar.
Dlaczego mimo tego butik się zamknął? – Myślę, że głównym powodem były ceny, które nie okazały się wcale tak przystępne jak sądził. Podarte dżinsy za 500, czy 700 złotych były lekką przesadą – uważa Bojańczyk.
Zła jakość, topy i kłopoty
W lutym 2004 roku odbył się kolejny pokaz kolekcji zatytułowanej „United States of Mind”, na który Arkadius podjechał w karocy. Zaprezentowana kolekcja była głosem w walce z uprzedzeniami i fanatyzmem. Podczas tego pokazu jeden jedyny raz na wybiegu można było zobaczyć Reni Jusis.
W marcu 2004 roku Arkadius zaprojektował kolekcje dla polskiej marki Ravel. Okazała się ogromnym niewypałem, głównie ze względu na jakość wykonania, które w tym, co dotychczas tworzył projektant, było znakiem rozpoznawczym. Rzeczy sprzedawane w butiku również straciły na jakości, bo zaczęli wykonywać je podwykonawcy, a nie sam Arkadius.
Oliwy do ognia dolały dodawane do jednego z kolorowych dwutygodników topy, firmowane nazwiskiem projektanta, które podobnie jak kolekcja dla sieciówki, okazały się kiepskiej jakości. W mediach zaczęła pojawiać się opinia, że Arkadius się kończy, że jest oszustem. Okazało się również, że wpadł w poważne kłopoty finansowe. Zerwał kontakt z biznesmenami i menedżerami, zamknął butik i poinformował, że na zawsze wyjeżdża z Polski.
Na chwilę powrócił w 2008 roku i zaprojektował wełnianą pościel. – Kosztowała krocie i choć tłumaczył, że znajdują się na niej rysunki orchidei, średnio spostrzegawczy człowiek widział, że to nie kwiaty, ale kobieca wagina – wspomina Bojańczyk. Za niby kwiatowe nadruki trzeba było zapłacić 8 300 złotych.
– Gdy odwiedziłem Polimodę, prestiżową szkołę mody we Florencji, jej szefowa Linda Loppa zapytała mnie, co u Arkadiusa. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że robi poduszki. Prawie umarła ze śmiechu – opowiada Zaczyński.
„Nikt na niego nie czeka”
Dziś Arkadius mieszka w Brazylii. Nie ma stałej pracy. Kolekcja z nekrologami, którą właśnie zaprezentował w sieci, ma być jego powrotem po dziewięciu latach nieobecności. Czy mu się uda? Krytycy i dziennikarze modowi z ogromną rezerwą podchodzą do tego pomysłu.
– Przykre jest to, że ktoś o tak wielkim talencie, w który wierzono nie tylko w Polsce, ale i za granicą, pokazuje po latach coś tak słabego. Wiele nazwisk mody, i to tych światowych, gloryfikowało go. Pojawiały się opinie, że dla takich projektantów warto być na tygodniu mody w Londynie, że takie postaci świadczą o tym, że wielkie talenty wciąż się pojawiają. Gdy zobaczyłem nową kolekcję, myślałem, że to żart albo prowokacja. Obawiam się, że nikt w Polsce na takiego Arkadiusa nie czeka. Rzeczy, które pokryte są nadrukami z nekrologami i kosztują 100 funtów, nie są tym, na co czekają Polacy – mówi Zaczyński.
Jego zdaniem, Arkadius zawsze był narcyzem, robił kolekcje ze swoim wizerunkiem, stylizował się na Chrystusa. – Gdy robił kolekcję dla polskiej marki Ravel, wszystkie spodnie i bluzki były całe w nadrukach jego twarzy. Arkadius zapewnia, że jego kolekcje mają być komentarzem do wydarzeń politycznych i społecznych. Dziś to już nie ten czas, dziś stawia się na hasła promujące wolność, radość, frajdę, a nie nekrologi pana, który zaczyna od tego, że jest nierozumiany, pogrzebany i bierze nas na litość. Takie działanie budzi niesmak – uważa Zaczyński.
Bojańczyk dodaje natomiast, że powrót może być trudny, bo rynek bardzo zmienił się od momentu, kiedy Arkadius debiutował. – Pojawiło się wiele bardzo dobrych marek, konkurencja jest ogromna. Ideologia w modzie dziś się już tak dobrze nie sprzedaje, tego jej przerostu nad materią nie potrzeba – mówi. Dodaje jednak, że jest bardzo ciekawa jak kolekcja zostanie odebrana. – Kto go weźmie pod swoje skrzydła i kto to w ogóle kupi. Być może Doda i inne polskie celebrytki-skandalistki zostaną jego klientkami – zastanawia się.