Smar to nie brud, czyli o dwóch kółkach na trasie, w mieście i... w kinie
czwartek,
2 kwietnia 2015
Rusza sezon rowerowy, a wraz z nim wiele atrakcji dla miłośników dwóch kółek. Tym mniej zaangażowanym tłumaczymy, dlaczego alleycat'y dają taką adrenalinę, czym zajmuje się oficer rowerowy i podpowiemy, dlaczego warto w czerwcu odwiedzić Wrocław.
O tym, że rower to nie tylko sport, ale i styl życia, a pogoda nie gra roli, nie wie lepiej nikt inny niż kurier rowerowy. Ale – jak podkreślają zawodowcy – nie zawsze bywa lekko.
Na szelest łokcia
Łukasz Hantkiewicz kurierem jest od ponad trzech lat. Biurko zamienił na rower i jak sam przyznaje, odnalazł to, co sprawia mu w życiu przyjemność. – Są kurierzy, którzy pracują sezonowo, są tacy, którzy wolą zimę, są tacy, którzy wolą lato. Ja jeżdżę cały rok, w pełnym wymiarze czasu pracy i jestem z tego zadowolony – mówi Łukasz i dodaje, że chociaż bywa różnie, to widzi zmiany w relacjach kierowców i rowerzystów na drodze.
– Relacje ulegają poprawie i ta obopólna świadomość kierowców i rowerzystów jest większa. Kiedyś te dzwony, które mi się zdarzały, wynikały z nieświadomości, jeśli ja się zagapiłem, to było za późno, żeby uniknąć zderzenia. Od jakichś dwóch lat widzę znaczną poprawę – opowiada Łukasz i podkreśla, że „czarne owce zdarzają się i u kierowców i rowerzystów”.
– Są kierowcy, którzy wymuszają pierwszeństwo i wymijają na tzw. szelest łokcia, ale są rowerzyści którzy przejeżdżają na czerwonym świetle i wpadają pod samochody, po czym uciekają z miejsca zdarzenia. Zawsze trafia się ktoś, kto wyłącza myślenie – mówi Łukasz i podkreśla, że nie wszystkie sytuacje kończą się szczęśliwie.
– Sytuacją, którą wspominam najgorzej był moment, jak na jednej z głównych ulic, kierowca ciężarówki uparł się, żeby zepchnąć mnie na chodnik, mijał mnie na milimetry i spychał na krawężnik. Kosztowało mnie to dużo nerwów, ale na szczęście nic się nie stało. Mniej szczęścia miała nasza była kurierka. Kierowca miejskiego autobusu uderzył ją lusterkiem w głowę, przewróciła się na krawężnik. Na szczęście miała kask – opowiada Łukasz.
Małe rzeczy, które cieszą
Jako kurier największą zaletę swojej pracy widzi w swobodzie, jaką daje mu rower. – Nie muszę być w biurze. Ten korporacyjny styl pracy nie jest dla mnie. Najlepsza jest ta swoboda, którą daje mi jeżdżenie na rowerze. Jeśli jest kocioł, to oczywiście nie ma czasu. Ale są takie dni, że jest słońce, mam pół godziny wolnego, siadam w parku, zjadam bułkę, piję sok i to jest nie do przecenienia. Spędzanie czasu na świeżym powietrzu, nawet w zimie – zachwala Łukasz.
O czterech takich, co wnieśli rowery do kina
Okazuje się, że na rowerze nie tylko się jeździ, ale równie przyjemnie się go ogląda. Dowodem na to jest Bike Days – jedyny w Polsce festiwal filmów rowerowych.
– Stworzyliśmy takie hasło, które tłumaczy pomysł na taki festiwal: „Rower i kultura to synonimy”. Na rowerach jeździmy, sami je składamy, więc to rodzaj pasji. Filmy oglądamy wszyscy i bardzo je lubimy, więc postanowiliśmy to połączyć. Nie ma takiego festiwalu w Polsce, jesteśmy pierwsi i co za tym idzie, najwięksi – tłumaczy Paweł F. Majka, jeden z organizatorów Bike Days. Paweł podkreśla, że festiwal jest skierowany do wszystkich. – Chcieliśmy się podzielić tym z ludźmi, którzy jeżdżą i którzy oglądają, a najlepiej jak jeżdżą i oglądają – mówi.
Pomysł na festiwal wziął się podczas wypraw rowerowych. – Tym festiwalem chcieliśmy połączyć środowiska rowerowe i pokazać, jak to wygląda – dodaje Karol Gołaj, również współtworzący festiwal.
Czasem słońce, czasem deszcz. Czasem błoto, czasem tor
Jak podkreśla Karol, ideą festiwalu jest to, żeby „na jednej sali kinowej wszyscy rowerzyści przybili sobie piątkę”. – Nie chcemy się kojarzyć ściśle z jednym środowiskiem rowerowym – tak powstanie Platformy Filmów Rowerowych tłumaczy Karol. A czym jest PFR?
– Dajemy szansę, żeby ci, którzy kręcą filmy rowerowe, pokazali je szerszej publiczności. Stworzyliśmy platformę, jest to rodzaj konkursu, do którego zapraszamy wszystkich twórców – zarówno zawodowców jak i amatorów. Chcemy z tych filmów stworzyć konkretny blok filmowy – opowiada Paweł i dodaje, że dlatego na platformie znajdą się zarówno filmy miłośników BMX, ostrych kół, a także zwykłych rowerów trekkingowych.
Oprócz filmów nadesłanych przez widzów, na ekranach wrocławskiego Kina Nowe Horyzonty pojawi się kilka tematycznych bloków.
Na rowerach jeździmy, sami je składamy, więc to rodzaj pasji. Filmy oglądamy wszyscy i bardzo je lubimy, więc postanowiliśmy to połączyć.
– Mamy w planach pokazy kilkunastu filmów. Staramy się, żeby każda edycja miała jakiś profil. W zeszłym roku był to profil społeczny, czyli głównie kultura jazdy na rowerze, rower w przestrzenii miejskiej. Pokazaliśmy premierowy film Unstoppables, pokazujący przygotowania niepełnosprawnych kolarzy do paraolimpiady. W tym roku pokażemy filmy przede wszystkim o rowerowych podróżnikach – mówi Paweł.
– Na pewno pokażemy w tym roku film „Race across the America” o rowerzystach, którzy jadą przez czternaście stanów, ponad 3000 mil. Będzie też film „Love of mud”, czyli coś o kolarzach crossowych, którzy uwielbiają błoto. Ciekawostką będzie na pewno cykl filmów o keirin, czyli japońskim wyścigu, który cieszy się w tym kraju ogromną popularnością, jednak wystartować mogą w nim jedynie Japończycy, którzy ukończyli specjalną szkołę – mówi Karol.
Stójki, skidy i szprychówki
Jak podkreślają organizatorzy, Bike Days to nie tylko kino. – Wychodzimy z festiwalem w miejską przestrzeń. Tworzymy mnóstwo imprez okołorowerowych. Piknik na velodromie przyciągnął mnóstwo ludzi. Odbył się tam m.in. wyścig na ostrych kołach, w którym startowały ekipy z całej Polski. Ponadto będzie klub festiwalowym, taka strefa relaksu, żeby wypocząć. Będą organizowane gold sprinty, czyli tzw. zawody jazdy w miejscu, które są bardzo widowiskowe – wylicza Karol. Atrakcją dla miłośników adrenaliny będą też alleycat'y, czyli zawody rowerowe organizowane na terenie miasta, odbywające się w normalnym ruchu miejskim.
Według Pawła, „umiejętność jazdy na rowerze jest prawdopodobnie jedyną cechą wspólną wszystkich Polaków”. – Dlatego pomysł na Bike Days jest taki, że nie zamykamy się w swoim gronie, tylko staramy się angażować tych, którzy działają twórczo, nie tylko rowerowo. Rok temu na velodromie byli ludzie od kawy, od jedzenia i ci, którzy składają rowery i ci, którzy się na nich ścigają. Chcemy, żeby festiwal skupiał w pewien sposób te wszelkie aktywności kulturowe, rowerowe i artystyczne – podkreśla Paweł.
Umiejętność jazdy na rowerze jest prawdopodobnie jedyną cechą wspólną wszystkich Polaków
Karol i Paweł są również zapalonymi rowerzystami. Obaj uważają, że kultura rowerowa w Polsce zaczyna się rozwijać w dobrą stronę.
– Zdarzyło mi się już kilka razy stać w korku rowerowym. Taki korek to jest zaleta, bo widać, że rowerzystów jest coraz więcej. Rowery są coraz ładniejsze, odpicowane. To bardzo miły widok i to wróży dobrze na przyszłość – mówi Paweł, a Karol dodaje, że „częściej rowerzyści pozdrawiają się na ulicy z kierowcami, niż klną na nich pod nosem”.
Nic o nas bez nas
Daniel Chojnacki zna problemy cyklistów z własnego doświadczenia, co ułatwia mu sprawowanie funkcji oficera rowerowego. Sekcja ds. rozwoju ruchu rowerowego we Wrocławiu została utworzona w grudniu 2007 roku, ale oficerów możemy spotkać we wszystkich większych miastach w Polsce.
– Jako oficer rowerowy, zajmuję się całościową koordynacją polityki miasta ws. ruchu rowerowego. Wspólnie z rowerzystami decydujemy, na co chcemy wydawać pieniądze. Budujemy nowe trasy, parkingi rowerowe. Prowadzimy też kampanie edukacyjne i promocyjne. Oprócz tego, że wybudujemy nowa trasę, musimy informować ludzi, po co to zrobiliśmy i zachęcamy, żeby przesiedli się na rowery – tłumaczy Daniel i zaznacza, że bez inicjatywy i zaangażowania rowerzystów nie byłoby takiego efektu.
– W myśl zasady nic o nas bez nas, rowerzyści to bardzo zaangażowane środowisko. Dzięki temu, jestem z nimi w stałym kontakcie. I tak informują zarówno o mniejszych rzeczach, jak zbita butelka czy zarastająca zieleń na drodze rowerowej, przez za wysoki krawężnik i nową trasę, łącznie z tym, że ktoś miał wypadek i jak ma się zachować. Ten kontakt bezpośredni jest. Dzięki środowisku rowerowemu udało się bardzo dużo zrobić. Miasto się zaangażowało i widać tego efekty – podkreśla Daniel.
Rowerzyści – i czy kontra – kierowcy?
Wrocławski oficer rowerowy podkreśla, że nagłaśniane wypadki z udziałem rowerzystów, często nacechowane są negatywnymi emocjami wobec kierowców. – Te relacje wyglądają znacznie lepiej, niż są przedstawiane. Standardowe jest zdanie – rowerzyści kontra kierowcy. Tak nie jest. Zawsze zdarza się ktoś, kto zachowa się źle na drodze, ale nie należy na tym bazować, bo rzeczywistość jest inna – tłumaczy Daniel. Jego zdaniem kultura jazdy na rowerze zaczyna w Polsce iść w dobrym kierunku.
– Myślę, że zaczynamy nabywać tej kultury jazdy na rowerze. Optymalnie byłoby być i kierowcą i rowerzystą. Wtedy kompletnie inaczej się odbiera ruch. Fajnie, jeśli można popatrzeć na to z różnej perspektywy. U nas jeszcze ta ilość rowerzystów nie jest aż tak duża jak w krajach zachodnich, ale czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci, więc edukacja od najmłodszych lat w tym zakresie jest bardzo ważna – zaznacza.