A jak alfabet, k jak kulinarne trendy, czyli czym będziemy raczyć podniebienia w tym sezonie
sobota,
9 maja 2015
Podczas wiosennych i letnich pikników, targów śniadaniowych, festiwali jedzenia i zlotów „szamowozów” zajadać się będziemy klasyką w postaci burgerów, ale i nowością, jaką jest ramen. Na deser zjemy wytrawne lody albo batona na bazie daktyli, a wszystko popijemy rzemieślniczym piwem albo pokrzywową lemoniadą. To tylko niektóre modne w tym sezonie smakołyki. Czym jeszcze będziemy się zajadać , w czym rozsmakowywać i do jakich smaków przekonywać swoje podniebienia?
A jak agrest. Ten popularny w PRL owoc podbił bazary już rok temu i nie tylko przywołał wspomnienia z dzieciństwa, gdy w słoneczne, letnie miesiące stało się przy kolczastych krzakach i objadało „polskim kiwi”, ale stał się hitem wśród społeczności „foodie”. W latach 80. i 90. agrest można było znaleźć w prawie każdym ogródku działkowym. Później wygryzły go rośliny ozdobne i dziś mają go już tylko nieliczni. Pewnie, dlatego za mały pojemniczek tego rarytasu trzeba zapłacić nawet 10-15 zł.
B jak burger. To wciąż niekwestionowany król street foodu. Burgerownie wyrosły jak grzyby po deszczu w każdym dużym mieście, a teraz podbijają podniebienia mieszkańców małych miast. Choć według niektórych są już klasyką na miarę kebabów, to grono ich zwolenników stale rośnie. W tym biznesie nie chodzi już jedynie o to, aby rozkręcić interes i przetrwać na rynku, ale by stali klienci wciąż wracali i by raczyć ich tak samo dobrym produktem oraz autorskimi nowościami w połączeniu z sezonowymi i regionalnymi produktami.
C jak cydr. Piliśmy go podczas poprzedniego lata w ramach sprzeciwu dla sankcji nałożonych na polskie jabłka przez Rosję, będziemy pić i teraz, ale już bez politycznego kontekstu. Trzy lata temu ledwo widoczny na rynku, dziś jest jednym z bardziej znanych letnich trunków. Gustujemy i gustować będziemy nie tylko w klasycznym jabłkowym cydrze, ale także w jego śliwkowych, czy gruszkowych odmianach.
D jak dashi. Azjatycka kuchnia obecna w Polsce od kilkunastu lat powraca w nowej „domowej odsłonie”. Fani kuchni i gotowania zaczęli eksperymentować z japońszczyzną i chińszczyzną we własnych kuchniach. Jednym z potrzebnych do wykonania wielu dań składników jest dashi, czyli bulion wykorzystywany do przygotowania m.in. zupy misoshiru. Sporządza się go z wiórków tuńczyka bonito, zwanych katsuobushi oraz wodorostów kombu. Obecnie w japońskich sklepach bulion dashi można kupić w postaci esencji, pasty, kostek bądź proszku.
E jak endywia. To kuzynka sałaty o lekko gorzkawym smaku. I właśnie głównie o ten gorzkawy smak chodzi. Podobnie jak endywia, modna będzie też cykoria czy coraz bardziej gorzka czekolada. Lekko gorzkie smaki mają być hitem tego sezonu. Endywia poza modnym w tym sezonie smakiem ma też dużo witamin i wspomaga procesy trawienne.
F jak food trucki i fermentacja. Każdy dobry food truck ma swoich fanów. Niektóre stoją w jednym miejscu, inne obstawiają kilka miejsc w tygodniu, informując o tym swoich klientów na profilach w portalach społecznościowych albo aplikacjach, które pomagają smakoszom śledzić ich ulubione „szamowozy”. Oferta food trucków jest coraz bardziej rozbudowana. To już nie tylko burgery, zapiekanki, czy hot dogi, ale także kuchnia meksykańska, owoce morza a nawet podroby i słodkości.
G jak Gault&Millau. Polscy restauratorzy będą walczyć już nie tylko o gwiazdki Michelin, ale także o czapy Gault&Millau. To jeden z najważniejszych przewodników kulinarnych świata. Na początku roku ukazała się jego pierwsza polska edycja. Nad przygotowaniem kolejnej pracuje dziesięciu przeszkolonych inspektorów. Restauracje odwiedzają anonimowo, nie mogą się ujawnić. Lokale dostają punkty, zamieniane potem na symbole czap kucharskich. W ten sposób oceniana jest restauracja, a także szef kuchni. W przewodniku znajdują się wszystkie te, które dostały co najmniej 10 punktów na 20 możliwych. W pierwszym polskim wydaniu pokazano kilkanaście miejsc, które dostały o jeden punkt mniej.
H jak hummus. Ta pasta z ciecierzycy doczekała się fanów nie tylko wśród zwolenników wegetarianizmu, ale i smakoszy, którzy od czasu do czasu mają ochotę odpocząć od mięsa. Hummus doczekał się nie tylko różnych smakowych odmian, ale i miejsc w postaci małych lokali gastronomicznych, czy wege kiosków, w których podawany jest z wszelakimi dodatkami.
I jak internetowe serwisy. Bez nich życie fanów kulinarnych trendów nie byłoby tak łatwe. Choć blogów, na których można znaleźć recenzje najlepszych knajp w Polsce nie jest tak wiele jak blogów z przepisami, to i tak koneserzy wiedzą gdzie i od kogo dowiedzieć się co w trawie, a właściwie w kuchni piszczy. Swoje robi też oczywiście Facebook, bo nie ma chyba lokalu, który na tym portalu społecznościowym nie miałby swojego profilu i nie informowałby o tym co nowego ma w ofercie.
J jak jarmuż. Choć najlepszy jest zimą, zdobył taką popularność, że nie znika ze sklepowych półek i bazarowych skrzynek nawet wczesną wiosną i latem. Mistrzowie kuchni na jarmużu podają ryby, mięsa, a w kawiarniach i barach w miejskich przestrzeniach można wypić koktajle albo smoothie, których składnikiem jest właśnie ten modny kuzyn kapusty. Na imprezach i piknikach w klimacie slow food jarmuż podobnie jak pietruszka króluje w postaci chipsów. Modne jest też jarmużowi pesto.
K jak korzeniowe. Pasternak, topinambur, brukiew, fioletowa marchew, rzepa czy poczciwa pietruszka podobnie jak jarmuż królują na salonach i w kuchniach. Nie brakuje ich również w poczciwych warzywniakach. Kucharze prześcigają się w wymyślaniu najoryginalniejszych sposobów na wykorzystanie tych warzyw, a kulinarni blogerzy, co chwila podrzucają swoim czytelnikom przepis na oryginalne danie. Chipsy z warzyw korzeniowych to hit, którym można błysnąć na pikniku, czy domówce.
L jak lody i lemoniada. Tak jak wypada w tym sezonie nosić ubrania w kolorze pudrowego różu, tak też obowiązkowo trzeba wybrać się na lody domowej roboty o smaku słonego karmelu, serka mascarpone z poziomką czy bardziej wytrawnym, jak koperkowe albo pomidorowe. Liczy się już samo ich podanie. W dobrym tonie jest porcjowane nie tradycyjną gałkownicą, ale nakładanie szpatułką czy dużą łyżką w taki sposób, aby stworzyły lodową górę. A po letniej rowerowej wyprawie czy treningu na świeżym powietrzu warto napić się lemoniady, która poza klasyczną cytrynową występuje także w wersji z natką z zielonej pietruszki albo lipą, głogiem czy pokrzywą.
M jak matcha i marynaty. Wciąż modne jest picie zielonej herbaty. Bzikiem tego sezonu jest jej japońska, sproszkowana wersja, czyli matcha. Można ją dodawać do deserów, klusek, koktajli.
Modne jest także marynowanie nie tylko tradycyjnych zebranych latem czy jesienią grzybków, ale też śliwek, gruszek i cytryn. Te ostatnie to obowiązkowy element wyposażenia spiżarni miłośników potraw z zagrodowego drobiu czy ryb.
N jak nasturcja. Jadalne fiołki już nikogo nie dziwią, a kandyzowane pakowane w ozdobne pudełeczka są jedną z pamiątek, jaką smakosze przywożą chociażby z włoskich wojaży. Teraz przyszedł czas na nasturcję. Ma intensywny zapach i ostry, pieprzowy smak. Sery, jaja i surówki z dodatkiem jej kwiatów lub liści są pikantniejsze, a przy tym wyglądają bardzo efektownie. Natomiast niedojrzałe nasiona, jeszcze zielone można z powodzeniem marynować. Swym wyglądem i smakiem do złudzenia przypominają egzotyczne kapary. Dodaje się je do sałatek, mięs i sosów. Warte polecenia są też aromatyczne nalewki z nasturcji.
O jak olej kokosowy. Niby już od pewnego czasu pojawia się na sklepowych półkach i stoiskach na targach ze zdrową żywnością czy kulinarnych imprezach, ale dopiero od niedawna mówi się, że z powodzeniem wypiera oliwę z oliwek. Szefowie kuchni przekonuj, że jest nośnikiem smaku i wpływa na wyrazistość dania. Ma też wiele wartości prozdrowotnych.
P jak prosecco i piwa rzemieślnicze. Z prosecco sytuacja wygląda podobnie jak w przypadku cydru. Nie ma już chyba szanującego się lokalu gastronomicznego, który w swojej winnej ofercie nie miałby prosecco i nie zaproponowałby go chociażby jako aperitif. Latem staje się jednym z częściej zamawianych napojów chłodzących. Hitem jest jego nalewanie nie z butelek, ale z kija. A jeśli ktoś nie gustuje w młodym winie, powinien spróbować rzemieślniczych piw, których na rynku jest coraz więcej, bo i coraz więcej osób lubi zabawę w piwowarstwo. Smaków i receptur jest co najmniej tyle, ilu piwowarów. Większość z nich kusi nie tylko smakiem, ale bardzo oryginalnymi i autorskimi etykietami. Coraz większą popularnością cieszą się również festiwale i imprezy, na których piwa są głównym tematem przewodnim.
R jak ramen. To kulinarny trend, na który z utęsknieniem czekali ci, którzy bez kuchni azjatyckiej żyć nie mogą. Ta japońska zupa składająca się z bulionu z dodatkiem makaronu i innych składników w zależności od receptury jest wschodzącą gwiazdą na polskiej mapie gastronomicznej. Krzepi, leczy poimprezowe dolegliwości i nie da się jej w żaden sposób porównać do chińskiej zupki z torebki.
S jak sriracha. To tajski sos chili, za którym już od dawna szaleją Amerykanie. W tym sezonie będziemy nim polewać nie tylko sajgonki czy zupę pho. Każdy, kto spróbował srirachy przyzna, że pasuje do niemal wszystkiego.
Ś jak świadome słodycze. Powiedzenie, że „cukier krzepi” dla fanów jedzeniowych trendów, miłośników kuchni wegetariańskiej i wegańskiej, jest już bardzo passe. Teraz nadchodzi era świadomych słodkości, czyli ciastek dobrej jakości, przygotowanych na bazie składników innych niż klasyczny biały cukier czy biała mąka. Wystarczy wybrać się na targi śniadaniowe czy jakiekolwiek kulinarne, by znaleźć na nich batony na bazie daktyli, ciasta, których głównym składnikiem jest jaglana czy gryczana mąka albo fasola.
T jak tapasy. Tapas barów przybywa, może nie tak jak burgerowi, ale trzeba przyznać, że na kulinarnych mapach dużych miast jest ich coraz więcej. Wśród oferowanych przekąsek znaleźć można klasyki, jak i te bardziej autorskie, przy tworzeniu, których szefowie kuchni puszczają wodze fantazji.
U jak udon. Te grube, japońskie kluski to wraz z ramenem główny trend w serwowanej nad Wisłą kuchni azjatyckiej. Prawda o niej momentami bywa bardzo przyziemna, co nie znaczy, że mniej smaczna. Wielu właścicieli, a właściwie gotujących w miejscach, które „azjatyckie” dania serwują raczej nie zdobywało szlifów w kraju Kwitnącej Wiśni. Szukają swoich smaków, swoich kompozycji, w których o dziwo bardzo często z powodzeniem wykorzystują właśnie udon.
W jak wegańskie i wegetariańskie. Tu tłumaczenie, dlaczego jest chyba zbędne. Po burgerowniach to kolejny trend na kulinarnej mapie Polski, który rozprzestrzenił się z zawrotną siłą i końca tej bezmięsnej fali jak na razie nie widać. Pojawiają się nie tylko małe bistra czy knajpki, w których znaleźć można autorskie odmiany klasycznych wege dań, takie jak kotlety z przeróżnych kasz, pasztety lub gulasze, ale i wegetariańskie fast foody, choć z tradycyjną, mięsną wersją mają one wspólną tylko nazwę.
Z jak zapiekanki. Klasyka gatunku, która przez kilka lat zapomniana wdarła się na salony i króluje na nich od kilku sezonów. Tu wyobraźnia twórców kultowych slow foodowych zapiekanek, zapieków czy zapieksów również nie zna granic. Można znaleźć wersje od klasycznej z pieczarkami i keczupem do wymyślnych kompozycji z kozim serem, rukolą, bryndzą, oscypkiem albo wersję tzw. nadmorską z kebabem i surówkami.