„Przyzwoity mężczyzna nie nocuje poza domem”, czyli wakacyjny powrót „07 zgłoś się”
środa,
17 czerwca 2015
Nosił dżinsy, palił papierosy z filtrem, był bożyszczem kobiet i rozwiązywał kryminalne zagadki. Kto? Oczywiście porucznik Sławomir Borewicz. Gdy TVP1 zaczyna powtórki serialu „07 zgłoś się” to znak, że wakacyjny sezon rozpoczął się na dobre, a fani milicjanta, choć wszystkie odcinki znają na pamięć, obejrzą je chętnie po raz kolejny.
Mało brakowało, a Bronisław Cieślak w ogóle nie zostałby kultowym dziś porucznikiem Borewiczem. Chciał być dziennikarzem, ale zauważony przez reżysera z Warszawy Romana Załuskiego dostał swoją pierwszą rolę w serialu „Znaki szczególne”.
„Uznał, że jest we mnie coś interesującego”
– Roman zobaczył mnie w telewizji. Pracowałem w Krakowie w radiu, przez sześć lat. Wtedy radio i telewizja tworzyły jedną instytucję zwaną Radiokomitetem. Koledzy zaproponowali mi żebym przeszedł do ośrodka telewizyjnego, wtedy jednego z najważniejszych w kraju. Dałem się namówić. Roman Załuski siedząc w Warszawie oglądał program, który się nazywał „Bez togi”. Uznał, że jest we mnie coś interesującego. Kierownik produkcji tego serialu, Jan Włodarczyk, przysłał mi zaproszenie do Wrocławia na zdjęcia próbne – opowiada Cieślak.
Jego przyjaciel, radiowiec Jacek Stwora powiedział, „co ty jesteś za dziennikarz, skoro nie korzystasz z takiej dziwnej okazji”. Dodał: „Oczywiście, nie będziesz, idioto, grał w żadnym filmie. Pojedź, zobacz, co z tobą zrobią, opisz to”.
– Pojechałem na taki reportaż ze zdjęć, z których miało nic nie wyniknąć. Tymczasem Roman zadzwonił do mnie sam i powiedział, że chce mnie zaangażować – wspomina.
Jak mówi Cieślak, tak zaczął się „cały cyrk związany z telewizją”. – Miałem etat dziennikarski. Ówczesny naczelny powiedział, że mowy nie ma i jak chcę, to niech sobie idę, ale on mnie z powrotem do roboty nie przyjmie, bo stracę wiarygodność. Przepychanka trwała parę ładnych tygodni. Gdyby telewizja nie wyraziła na to zgody, nie zagrałbym inżyniera Zawady, a jednak zagrałem – opowiada.
Przez 12 lat byłem na trzy czwarte dziennikarzem, a mniej więcej na jedną czwartą aktorem
„Przywiózł mi cztery scenariusze”
Ta pierwsza rola otworzyła Cieślakowi drzwi do serialu „07 zgłoś się”. Krzysztof Szmagier skontaktował się z Romanem Załuskim, aby „obejrzeć Cieślaka, o którym słyszał od klapserki”.
– Obejrzał i przywiózł mi do domu do Krakowa cztery scenariusze odcinków serialu – wspomina. Początkowo miał on nosić tytuł „Przygody porucznika Bolskiego”. – Namówił mnie. W telewizji nie było to dobrze widziane, ale i to pozwolili mi zagrać.
Potem przez 12 lat byłem na trzy czwarte etatu dziennikarzem, a mniej więcej na jedną czwartą aktorem. Jak to się odbywało? – Co jakiś czas byłem oddelegowywany do grania w filmie – mówi.
21 odcinków w 11 lat
Serial „07 zgłoś się” powstawał na raty. Przez 11 lat od 1976 do 1988 roku nakręcono 21 odcinków. – Pierwsze cztery odcinki zostały nagrane w roku 1976. Potem ekipa się rozwiązała, nie było nawet scenariuszy. Trzy lata później powstało kolejnych pięć. Potem przez trzy kolejne lata kolejnych pięć. Po drodze był Sierpień 80, tzw. Festiwal Solidarności, a więc trzy albo cztery odcinki serialu powstawały w najbardziej wariackim dla filmu czasie – mówi Cieślak.
Z 21 odcinków 19 nakręcił Krzysztof Szmagier, jeden Andrzej Jerzy Piotrowski a drugim debiutował wieloletni asystent Krzysztofa Szmagiera Kazimierz Tarnas. Był to odcinek zatytułowany „Strzał na dancingu”.
Kazimierz Tarnas był lojalnym drugim reżyserem, który jak każdy marzył o swoim debiucie. Szmagier pozwolił mu nie tylko napisać, ale również autorsko wyreżyserować jeden z odcinków tego serialu. To też jedyny odcinek, w którym koniec nie jest zilustrowana wokalizą, ale piosenką śpiewaną przez Alicję Majewską. To kompozycja Włodzimierza Korcza.
Wokalizę we wszystkich odcinkach, poza tym gdzie śpiewa Majewska, wykonał nieznany wówczas nikomu Grzegorz Markowski. – Pracowaliśmy razem z Włodkiem Korczem w teatrze na Targówku. Włodek pojechał na lotnisko po swoją żonę Elżbietę Starostecką, ale ona nie przyleciała. Zasmucony usiadł przy fortepianie i skomponował tę melodię. Pokazał mi to, a ja dośpiewałem wokalizę. Powiedziałem mu od razu, że lepiej wykonać ją bez słów – opowiada Markowski.
Pierwsze cztery odcinki zostały nakręcone w roku 1976. Potem ekipa się rozwiązała, nie było nawet scenariuszy
Ryszard zamiast Grzegorza
Z wokalizą tą wiąże się zresztą jedna z wpadek, jakie ekipa serialu „07 zgłoś się” ma na swoim koncie. Markowski w końcówce filmu został podpisany nie, jako Grzegorz, ale Ryszard.
– Wkurzyłem się okropnie. Pierwszy raz pojawiam się na afiszu i nie pod swoim imieniem. Ktoś pomylił mnie z Ryszardem Markowskim, nieżyjącym już, przesympatycznym aktorem. Okazało się, że poprawienie tego błędu wiązałoby się ze zmianą całej „tyłówki” i dużymi kosztami, więc jakoś to przełknąłem. Miałem zresztą grać w tym serialu mordercę homoseksualistę, ale nie zagrałem, bo pracowałem wówczas w teatrze, a drugiej obsady nie było i nie miałem dublera, więc wielka kariera przeszła mi koło nosa – śmieje się Markowski.
Operator w szybie, mikrofon w kadrze
Wpadek, które uważni fani serialu wyłapali jest dużo więcej. Główne to pojawiająca się w kadrach ekipa serialu. Chociażby w odcinku 5. zatytułowanym „24 godziny śledztwa” przez dłuższą chwilę widać w prawym górnym rogu mikrofon na wysięgniku, a następnie ekipę filmową odbijającą się w szybie stojącego obok budynku, podobna sytuacja ma miejsce w odcinku 6. „Złoty kielich z rubinami” gdzie w szybie samochodu Borewicza odjeżdżającego spod hotelu Victoria również widać operatora.
W odcinku 8. „Dlaczego pan zabił moją mamę?” Borewicz i Zubek podróżują do Gdyni nieoznakowanym czarnym pojazdem marki Mercedes-Benz W114/115 o numerze rejestracyjnym WR 4587. Na ulicach Warszawy auto ma numery rejestracyjne WAS 3655. W odcinku 10 „Grobowiec rodziny von Raush" w początkowych ujęciach widać samolot IŁ-62 PLL LOT, a następnie lądujący model Tu-154. Ostatecznie pasażerowie wysiadają z Ił-62M.
Z kolei martwy bohater Karol von Rausch, jak wypatrzyło czujne oko wielbicieli wyraźnie oddycha. Zdarza się również, że jednego bohatera grają dwie różne osoby jak listonosza Mazurka w odcinku „Wagon pocztowy”, a bohaterka – prokurator Zofia Ołdakowska, w odcinku 18 ma na imię Jolanta.
Wkurzyłem się okropnie. Pierwszy raz pojawiam się na afiszu i nie pod swoim imieniem
„Nie jest mną, ale go lubię”
Mimo tych wpadek, serial od przeszło 39 lat cieszy się ogromną popularnością. Każda powtórka, zwłaszcza ta wakacyjna emitowana przez TVP jest przez wiernych fanów wyczekiwana z utęsknieniem. Dla nich to znak, że zaczęły się wakacje.
Cieślak przyznaje, że swojego bohatera darzy sympatią, choć sprawił, że stał się tak naprawdę aktorem jednej roli, a jego anonimowość też nieźle na tym ucierpiała.
– Wiele osób pytało mnie, dlaczego zgodziłem się zagrać milicjanta. Przyjąłem rolę po długich rozmowach z Krzysztofem Szmagierem. Pytałem się, jak reżyser sobie tego milicjanta wyobraża, sam miałem wpływ na to, jaki będzie, jak go wykreujemy. Dopiero w momencie, kiedy zrozumiałem, że Szmagier wymyślił takiego faceta, z którym ja prywatnie mógłbym się zaprzyjaźnić, zdecydowałem się zagrać. Nie jest on mną, ale ja go lubię – mówi.
O sile popularności przekonał się m.in. na wakacjach w Bułgarii. – Pojechaliśmy tam z reżyserem Krzysztofem Szmagierem. Rano wychodzimy na ulicę, a tam...tramwaje stanęły, hotel był otoczony tłumem. Trudno to opowiedzieć, obłęd – wspomina.
„Kazano nam oszczędzać taśmę”
Cieślak przyznaje, że podczas kręcenia serialu trzeba było przede wszystkim walczyć z cenzurą, która niezbyt przyjaźnie zapatrywała się na milicjanta, który potrafi postawić się swojemu przełożonemu i prowadzi rozwiązły styl życia, ale także z absurdalnymi sytuacjami.
– To było na porządku dziennym. Kazano nam oszczędzać taśmę, więc nie można było pozwolić sobie na zbyt wiele dubli – wspomina.
Mocną stroną „07 zgłoś się” była obsada aktorska. Szmagier zatrudniał zarówno debiutantów, jak i doświadczonych aktorów. Poza nieznanym nikomu dziennikarzem Cieślakiem, udało mu się znaleźć Jerzego Rogalskiego (porucznik Jaszczuk) i Zdzisława Tobiasza (major Wołczyk). Aby ich odkryć odwiedzał teatry w całej Polsce.
W rolach kobiet Borewicza, bo jak wynika z wyliczeń statystycznych wielbicieli serialu miał ich ok. 3,5 w każdym odcinku, wystąpiły m.in. Hanna Stankówna, Dorota Kamińska, Grażyna Barszczewska, Katarzyna Walter, czy też Dorota Stalińska.
Inne statystyki wskazują, że Bronisław Cieślak zagrał aż 11 scen łóżkowych w serialu.
Kobietą, która najdłużej wytrzymała u boku Borewicza, była jego koleżanka z pracy, czyli sierżant Ewa Olszańska grana przez Ewę Florczak.
Aktorka po latach dziwiła się popularności serialowego bohatera. – Nigdy nie był w moim typie. Gdy oglądam powtórki dziwię się, na czym polegał jego fenomen. Kobiety do niego lgnęły. Jak człowiek z połamanym nosem, może mieć takie wzięcie? – śmieje się.
„Mnie te twoje dwa piegi nie interesują”
Serial miał także zręcznie i dowcipnie napisane dialogi. Kwestie takie jak „Mnie te twoje dwa piegi nie interesują”, „Dziewczyny, droga pani, to ja lubię wytrawne”, „Przyzwoity mężczyzna nie nocuje poza domem”, czy „Pracownice fachu pokrewnego miłości sypiają zwykle długo” cytowane są w niejednej rozmowie dotyczącej serialu.
– Znam ludzi, którzy oglądają ten serial w kółko i znają te nasze kwestie na pamięć. Rzeczywiście pracowaliśmy nad tym bardzo starannie. To głównie dzięki Krzysztofowi Szmagierowi. Ja też przyłożyłem do tego rękę – mówi Cieślak.
Nigdy nie był w moim typie. Gdy oglądam powtórki dziwię się, na czym polegał jego fenomen. Jak taki człowiek, z takim połamanym nosem, może mieć takie wzięcie?
Wranglery, biały polonez i Old Spice
Duży szacunek należy się również pracującym przy serialu kostiumografom oraz rekwizytorom. Milicjant Borewicz nosił dżinsy Wranglery – dostępne jedynie w Pewexie, koszulkę z logiem Pumy, ale przede wszystkim polską podróbkę kurtki M65, jednej z najbardziej kultowych na świecie, stworzonej na potrzeby amerykańskiej armii w kolorze olive green.
Borewicz pachniał Old Spicem i golił się maszynką elektryczną. – Ubrania to była głównie zasługa dziewczyn od kostiumów. Jeździły na targ w Rembertowie gdzie można było zdobyć ciuchy z Zachodu, szukały ich u swoich znajomych. To dzięki nim Borewicz był nietypowym milicjantem, który ani przez sekundę odcinka nie ma na sobie munduru – opowiada Cieślak.
Borewicz jeździł Fiatem 125p, którego potem zmienił na nowego poloneza. Miał zegarek elektroniczny z czerwonym wyświetlaczem, palił papierosy z filtrem. Nie brakowało mu również gadżetów, które może nie były tak wymyślne jak te, które posiadał jego amerykański odpowiednik, czyli James Bond, ale również zachwycały widzów. Kierunkowy mikrofon szpiegowski – MK–125, zegarek służący, jako zakamuflowany nadajnik radiowy, krótkofalówka Echo... może nie zachwycały tak jak amerykańskie wynalazki, ale były autentycznym milicyjnym sprzętem i to w połączeniu z całą resztą jego zalet, czyniło i wciąż czyni Borewicza lepszym nawet od Jamesa Bonda.
Pierwszy odcinek „07 zgłoś się” wakacyjnej powtórki serialu zostanie wyemitowany w środę (17 czerwca) o godz. 22.25.