„Gdzie jest ta Legia? W Lidze Mistrzów!”. 20 lat temu mistrz Polski znalazł się w raju
niedziela,23 sierpnia 2015
Udostępnij:
Angielski arbiter wyrzucał z boiska kolejnych gospodarzy, miejscowy trener pogonił sędziego asystenta, a 10 tysięcy szwedzkich kibiców uciszył najniższy piłkarz na murawie. Równo 20 lat temu mistrz Polski pierwszy raz awansował do powstałej trzy lata wcześniej Ligi Mistrzów. 23 sierpnia 1995 Legia Warszawa wygrała w Goeteborgu 2:1 z IFK i trafiła do futbolowego raju. Portal tvp.info przypomina te piękne chwile.
Od 19 lat polscy kibice elitarną Champions League mogą oglądać jedynie na ekranach telewizorów. Polska jest europejskim ewenementem, bo żaden inny tak duży kraj, z tak bogatą futbolową przeszłością, który w XXI wieku wysyłał reprezentację na mistrzostwa świata i Europy, nie czeka tak długo na udział w słynnych rozgrywkach. Niestety kolejni rodzimi mistrzowie odbijają się od bram raju i zmieni się to najwcześniej za rok. Ale kiedyś było inaczej...
Nowe dziecko UEFA
W 1995 roku Legia dość pewnie sięgnęła po drugi z rzędu tytuł mistrzowski, wyprzedzając o sześć punktów Widzew Łódź. Oba te kluby zdominowały ekstraklasę w połowie lat 90. XX wieku, rozdzielając między siebie złote medale. W sezonie 1994/95 warszawiacy m.in. z 17 meczów ligowych u siebie wygrali aż 16. Do mistrzostwa dołożyli jeszcze Puchar Polski i z nadziejami czekali na losowanie eliminacji Ligi Mistrzów. UEFA stworzyła te rozgrywki ledwie trzy lata wcześniej, gdy postanowiono zreformować Puchar Europy Mistrzów Krajowych. Był to strzał w dziesiątkę, a nowe zmagania szybko znalazły uznanie kibiców. Warszawski klub walczył o wejście do elity już rok wcześniej, ale poległ z kretesem z chorwackim Hajdukiem Split.
Teraz miało być inaczej. Zespół się wzmocnił. Tacy zawodnicy, jak Tomasz Wieszczycki, Cezary Kucharski, czy Ryszard Staniek mieli pomóc w awansie. Do tego zorganizowano letnie zgrupowania we Francji i Niemczech, gdzie legioniści mogli rywalizować z zagranicznymi zespołami i zremisowali m.in. 2:2 z francuskim Olympique Lyon. Jedyne pytanie brzmiało: na kogo trafi Legia?
Losowanie odbyło się 12 lipca w Genewie. UEFA wprowadziła do LM dość kontrowersyjny regulamin, bo wielu mistrzów... w ogóle nie dopuszczono do eliminacji. Zresztą wówczas w Champions League grali tylko czempioni swoich krajów, rywalizacja toczyła się w czterech czterozespołowych grupach, a mecze rozgrywano w środy, o jednej porze.
Najlepsze zespoły z ośmiu najsilniejszych federacji miały zagwarantowany udział w elicie bez eliminacji. Mistrzowie kolejnych 16 lig mieli się zmierzyć w rundzie wstępnej o pozostałych osiem miejsc. Resztę złotych medalistów skierowano do Pucharu UEFA, co wywołało – w pełni zrozumiałą – falę oburzenia na kontynencie. Protestowali m.in. mistrzowie Bułgarii – Lewski Sowia, czy Czech – Sparta Praga. Ale UEFA była nieubłagana. Szczęśliwie dla polskich kibiców nasza federacja znajdowała się w miarę wysoko w rankingu, dzięki czemu Legia była w eliminacyjnej „16”.
Trudne losowanie
Warszawiacy znaleźli się wśród zespołów nierozstawionych i mogli trafić na Anderlecht Bruksela, Besiktas Stambuł, Austrię SV Salzburg, Panathinaikos Ateny, Aalborg, IFK Goeteborg, Glasgow Rangers i Grasshoppers Zurych. Eksperci podkreślali, że najlepiej byłoby uniknąć przede wszystkim Anderlechtu i IFK, które uznawane były za najsilniejsze w stawce. Los okazał się niezbyt łaskawy, bo skazał warszawski klub na rywalizację z mistrzem Szwecji. A wówczas tamtejsza piłka była jedną z najsilniejszych na świecie.
Rok wcześniej Szwedzi zajęli III miejsce na mundialu w USA, a w medalowej drużynie było aż siedmiu graczy z Goeteborga. Do tego szwedzki klub grał już wcześniej w Lidze Mistrzów dwukrotnie, a kilka miesięcy wcześniej dotarł aż do ćwierćfinału, ogrywając pod drodze Manchester United i Barcelonę. Hakan Mild, Stefan Pettersson, Magnus Erlingmark, czy bramkarz Thomas Ravelli to były nazwiska, które w latach 90. XX wieku znał każdy kibic. Skandynawowie byli zdecydowanymi faworytami i mieli nieco pretensji do UEFA, że w ogóle muszą grać w eliminacjach. Niemniej trener IFK, Roger Gustafsson – który zdobył z IFK w sumie pięć tytułów – tonował nastroje. – Sama nazwa Legii budzi respekt – mówił kurtuazyjnie.
– Wolelibyśmy grać z Aalborgiem, ale nie ma co rozdzierać szat – przekonywał z kolei w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” prezes Legii, milioner Janusz Romanowski, bez którego pieniędzy nie byłoby ówczesnej silnej drużyny. Co ciekawe, gdyby UEFA brała pod uwagę ranking klubowy, a nie krajowy, to Legia, która kilka lat wcześniej zdobyła masę punktów za grę w półfinale Pucharu Zdobywców Pucharów, prawdopodobnie mogłaby zagrać w LM bez eliminacji.
Wolelibyśmy grać z Aalborgiem, ale nie ma co rozdzierać szat
"Legia Mistrzów. 20 lat minęło..." (zwiastun)
O Ligę Mistrzów w Łodzi?
Pierwszy mecz rozegrano w Warszawie, choć do samego końca... nie było to takie pewne. Wszystko przez ówczesnego wojewodę warszawskiego, niejakiego Bohdana Jastrzębskiego, który zamknął stadion Legii po wielkiej zadymie podczas finału Pucharu Polski. Urzędnik był nieustępliwy, PZPN zaczął mediować, a działacze Legii podjęli rozmowy m.in. z Widzewem Łódź, Zagłębiem Lubin i Pogonią Szczecin, w sprawie wynajmu obiektu. Jak widać nie tylko teraz, ale również 20 lat temu wojewodowie zamykali piłkarskie areny. Ostatecznie Jastrzębski dał się przekonać i „warunkowo” otworzył stadion, na którym zasiadł komplet 12 tysięcy kibiców, którzy nabyli bilety po 20 i 30 zł.
– IFK to trudny rywal, ale nie ma co nad tym utyskiwać. Trzeba grać i starać się wygrać – podkreślano w Legii. Piłkarze mistrza Szwecji przybyli do Warszawy już dwa dni przed spotkaniem. – Nie wiem nic o Legii, nie widziałem ani jednego jej spotkania. Nie mam zielonego pojęcia, z kim przyjdzie mi grać – mówił lekceważąco pewny siebie bramkarz Ravelli, który wraz z kolegami zamieszkał w hotelu… Victoria. – Nasze szanse na awans wahają się w granicach 20-30 procent – podkreślał z kolei asekuracyjnie Jacek Bednarz, jedyny magister w warszawskiej drużynie.
Podbrożny daje wygraną
Na boisku okazało się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują, a IFK nie przypominał zespołu, który w poprzednim sezonie oczarował Europę. Obie jedenastki grały jak równy z równym, a mecz miał dwa kluczowe momenty. Tuż przed przerwą wielki Ravelli zderzył się z Tomaszem Wieszczyckim i z urazem musiał opuścić plac gry. Z kolei na początku drugiej połowy Cezary Kucharski został podcięty w polu karnym przez Magnusa Johanssona, a rzut karny pewnie wykorzystał Jerzy Podbrożny. Był to gol na wagę niespodziewanego zwycięstwa.
– Nie bałem się strzelać. Nie wolno tak reagować, bo się nie strzeli. Myśleliśmy, że obecny IFK jest silniejszy – mówił potem strzelec bramki. – Spotkanie rewanżowe może jeszcze wszystko zmienić – poskreślał jednak trener Gustafsson.
W Warszawie Legia wygrała 1:0 (fot. YouTube)
Rewanż rozegrano dwa tygodnie później. Były plany, aby mecz odbył się na czterokrotnie większym obiekcie lekkoatletycznym Ullevi, na którym kilka dni wcześniej zakończyły się MŚ w lekkiej atletyce. Działacze postanowili jednak, że piłkarze zagrają na 12-tysięcznym stadionie Gamla Ullevi. Szwedzkie media wytknęły im potem, że byli tak pewni awansu, że woleli zostawić większy obiekt na fazę grupową.
Legii podróż z kapelusza
Zawodnicy Legii zamieszkali w miejscowości Kungaalu, 20 km od Goeteborga, w ekskluzywnym XVII-wiecznym hotelu Forshatt, czyli „Kapeluszu dziadka”. Niektórzy przestrzegali, że to zły wybór, bo kilka miesięcy wcześniej to tam nocowali gracze Barcelony, którzy z IFK przegrali. Sama podróż do Szwecji też przebiegała z przygodami, bo gdy wojskowy samolot z piłkarzami wystartował z Okęcia, zaraz musiał szybko... wrócić. Okazało się, że nie przeprowadzono kontroli celnej.
Podczas podróży mistrzowie Polski mogli rozmyślać o kosmicznym pieniądzach, jakie na nich czekają. Za sam awans do elity UEFA miała wypłacić uczestnikom aż 1,8 mln dolarów, a każdy punkt był wyceniony na 290 tys. dol. Biorąc pod uwagę, że prezes Romanowski obiecał dawać piłkarzom do podziału połowę każdej sumy, ci mieli o czym myśleć.
Nie czuję się bohaterem. Zrobiłem to, co do mnie należało. Dostałem świetne podanie i nie mogłem tego zmarnować
Sam mecz nie ułożył się dla Legii dobrze, bo po 26 minutach przegrywała 0:1, gdy do siatki trafił Jesper Blomqvist. Warszawiaków to jednak nie załamało, a po chwili z boiska za ostry faul wyleciał Jonas Olsson. Goście zaczęli grać coraz odważniej, a konia z rzędem temu, kto mógł wtedy wytypować zwycięzcę. Rozstrzygnięcie rywalizacji nastąpiło na nieco ponad kwadrans przed końcem. Najniższy na boisku, mierzący ledwie 163 cm Leszek Pisz, który niespodziewanie zaczął starcie na ławce rezerwowych, będąc w polu karnym otrzymał świetne podanie od Grzegorza Lewandowskiego i... głową posłał piłkę do siatki.
– Nie czuję się bohaterem. Zrobiłem to, co do mnie należało. Dostałem świetne podanie i nie mogłem tego zmarnować – mówił potem skromnie, a szwedzkie media ochrzciły go mianem „artysty”. Wynik 1:1 oznaczał, że IFK musiał zdobyć aż dwie bramki, aby awansować. Szwedom zaczęły puszczać nerwy i po chwili angielski sędzia David Elleray wyrzucił za faul kolejnego zawodnika gospodarzy, Erlingmarka. Na trybuny wyleciał też trener Gustafsson, który podleciał z awanturą do sędziego asystenta. A Legia dobiła rywala. W ostatniej minucie pięknym strzałem popisał się Jacek Bednarz, a po chwili arbiter zakończył spotkanie. Sensacyjna wygrana mistrza Polski 2:1 poszła w świat.
Gdzie jest ta Legia?!
A do historii przeszły słowa komentującego mecz w TVP Dariusza Szpakowskiego. – A na pytanie kibiców: „gdzie jest ta Legia?”, odpowiadam: „w Lidze Mistrzów” – zakończył relację komentator. Wcześniej część kibiców zarzucała mu, że w transmisjach faworyzuje Legię, bo mieszka w stolicy.
– Życzę sobie w grupie Realu, Juventusu i Rosenborga – mówił potem prezes Romanowski. I los częściowo go posłuchał, bo Legia trafiła na Spartaka Moskwa, Blackburn Rovers i właśnie Rosenborg. W Lidze Mistrzów warszawiacy wygrali m.in. z mistrzami Anglii i Norwegii i udało im się nawet awansować do ćwierćfinału, co dziś wydaje się czymś niemożliwym. Tam zatrzymał ich grecki Panathinaikos. Rok później do Champions League trafili piłkarze Widzewa Łódź, który dziś gra niestety w IV lidze. Od tej pory żadnemu czempionowi znad Wisły taka sztuka się nie udała.
* pisząc tekst korzystałem z rocznika 1995 „Przeglądu Sportowego”
Zdjęcie główne: Legia pokonała IFK w Goeteborgu (fot. YouTube)