Ostatecznie Beksiński wybrał rodzaj foto–eseju – skoro poszczególne fotografie są jedynie odzwierciedleniem rzeczywistości, to kreacji trzeba szukać w ich zestawianiu, traktować ją jak alfabet. Postawił artystę w nowej roli – kuratora. To autor ma decydować o zestawieniu i sposobie prezentacji eksponatów, tak, żeby „stworzyć interpretację świata i pełnowartościowej sztuki fotograficznej”. Sam Beksiński konstruuje zestawy fotograficzne – umieszcza w obrębie jednej większej planszy 3-4 głównie znalezione zdjęcia o rozmaitej tematyce, a te – oddziałując na siebie – tworzą nowe sensy, całe narracje. Mówił, że w tych sekwencyjnych kolażach bawił go montaż, krótkie cięcia i dziwne skojarzenia.
Zdzisław Beksiński, olej na płycie pilśniowej, 1976, 103 x 123 cm, Muzeum Historyczne w Sanoku, (fot. Wydawnictwo BOSZ)
Artysta na początku lat 60., w czasie gdy „zrywał” z fotografią, pogłębiał jednocześnie eksperymenty z rzeźbą i reliefami, podejmował próby literackie, pierwsze próby z dźwiękiem – kupił magnetofon szpulowy i zaczął prowadzić dziennik foniczny. Równolegle, przez lata, rysował. Jednak w drugiej połowie dekady, kiedy został zmuszony do rezygnacji z pracy w fabryce, całkowicie zaangażował się w malowanie obrazów. To, malarstwo uznał na tamtym etapie za dyscyplinę otwierającą najszersze pole kreacji.
„Widzi pan we śnie człowieka, który ma zamiast głowy kawałek żywego mięsa”
Przy okazji aktywności fotograficznej Beksiński odkrył, że jako twórca kieruje uwagę na swoje wnętrze i unika pokazywania okrucieństwa. Miał na myśli realne cierpienie, nie np. status uciętych kadrem głów czy sylwetek. Tak to ujął po latach, w wywiadzie z 1995 roku: „Moja nieśmiałość powodowała, że nie mogłem robić klasycznej fotografii. Na przykład fotografować z zimną krwią kogoś rozpaczającego nad trupem bliskiej osoby. Moje zdjęcia to była od początku do końca kreacja. Ponadto mam ten typ psychiki, który reaguje głównie na rzeczywistość wewnętrzną, a w ogóle nie inspiruje się otoczeniem”.
Zdzisław Beksiński, Błękitny profil, olej na płycie pilśniowej, 1967, 98x115 cm, Muzeum Historyczne w Sanoku (fot. Wydawnictwo BOSZ)
Oba spostrzeżenia wiązały się z obserwacją mechanizmów snu i wyobraźni. Beksińskiemu od dzieciństwa śniły się koszmary. Interesowała go reakcja umysłu – fakt, że podczas snu odbiera się je w zasadzie jako coś normalnego, a ulega właściwie jedynie aurze. To marzeniom sennym przeciwstawiał rzeczywiste cierpienia.