Odniósł kontuzję... otwierając paczkę. Duński piłkarz dołączył do grona największych pechowców w sporcie
piątek,
13 listopada 2015
Zerwanie więzadła po kopnięciu przez rywala, złamanie obojczyka po upadku z roweru. Kontuzje to nieodłączny element sportu. Urazy najczęściej się powtarzają, ale zdarzają się kuriozalne i to wbrew pozorom bardzo często. Oto właśnie piłkarz reprezentacji Danii Leon Andreasen odniósł kontuzję lewej ręki otwierając paczkę i nie zagra w barażach ze Szwecją w eliminacjach mistrzostw Europy. Podobnych pechowców jest cała masa. To ofiary ciem, wędek, telewizorów, czopków, stolików...
Przypadek, jeden błąd i koniec marzeń o karierze czy wręcz zdrowiu. W ułamku sekundy świat wali się na głowę. Takie historie, niestety, dość często zdarzają się w sporcie. W niedzielę doświadczył tego zaledwie 23-letni australijski żużlowiec Darcy Ward, który po makabrycznym wypadku ma przerwany rdzeń kręgowy. W takich sytuacjach los wystawia gigantyczny rachunek emocjonalny, który jest wprost proporcjonalny do kosztów poniesionych podczas długiej i pełnej wyrzeczeń drogi na szczyt.
zobacz więcej
32-letni Andreasen tak niefortunnie otwierał paczkę, że przeciął sobie nożem ścięgno. Niezbędna była operacja rekonstrukcji ścięgna. W najbliższych tygodniach pomocnik Hannoveru 96 może zapomnieć o grze, a więc także o występach w reprezentacji. – To ogromny pech dla niego i złe wieści dla całej drużyny – przyznał trener Duńczyków Morten Olsen, którego drużyna zagra 14 i 17 listopada mecze ze Szwecją w barażach o Euro 2016.
Otwiera listę
Andreason miał dużą szansę, żeby powalczyć o miejsce w drużynie nie tylko w najbliższych spotkaniach, ale – jeżeli Dania awansuje – także w przyszłorocznych mistrzostwach Europy. Uraz jednak zapewne sprawił, że nie zagra w pierwszej i jednocześnie przypuszczalnie także ostatniej wielkiej imprezie w swojej karierze.
Na pocieszenie Duńczykowi niech pozostanie świadomość, że nie jest jedynym, który w tak głupi sposób odniósł kontuzję i naznaczył tym swoją karierę. Lista jest długa i zawiera o wiele bardziej znane nazwiska. Najsłynniejszym jest zapewne Santiago Canizares.
Były bramkarz reprezentacji Hiszpanii przez pewien czas należał do najlepszych zawodników grających na tej pozycji. Między 1994 a 2006 rokiem wystąpił w trzech finałach mistrzostw świata i trzech Europy. W 2002 roku nie pojechał jednak z drużyną narodową na turniej do Korei i Japonii. Niedługo przed mistrzostwami po kąpieli upuścił butelkę z wodą kolońską na nogę, a szkło w jakiś sposób przecięło mu ścięgno w stopie.
Walka z karpiem
Pech więcej nie prześladował Canizaresa. Nie to co Davida Seamana, który odniósł aż dwie osobliwe kontuzje, jedna sprawiła, że musiał wręcz zakończyć karierę. Były golkiper między innymi Arsenalu i reprezentacji Anglii złamał kość ręki sięgając po pilota. Innym razem pauzował przez uraz barku. Mając więcej wolnego czasu, wybrał się na ryby. Gdy walczył z karpiem, próbując wyciągnąć go z wody, wypadł mu bark. Kontuzja się pogłębiła i Seaman już się z niej nie wykaraskał.
Wróćmy do pilota. W przypadku zawodowych sportowców zdaje się to być szczególnie niebezpieczny przedmiot. Sięgając poń bramkarz, między innymi Chelsea Londyn, Carlo Cudicini także złamał rękę. Próbując dostać się do pilota również inny piłkarz Robbie Keane doznał z kolei pęknięcia chrząstki w kolanie.
Sam telewizor też zresztą potrafi być niebezpieczny. Były reprezentant Anglii Rio Ferdinand naciągnął sobie ścięgno, po tym jak grając długo na Playstation zapomniał zmienić nogę. Po trzech godzinach w jednej pozycji postanowił wstać. Efekt – kolejne tygodnie przesiedział na trybunach i na ławce rezerwowych.
Konsola grozy
Konsole pognębiły również byłego koszykarza Sacramento Kings Lionela Simmonsa. Raz tak zawzięcie grał na Gameboyu, że doznał zapalenia ścięgien lewego nadgarstka oraz przedramienia i musiał pauzować kilka tygodni.
Grę bardziej angażującą szare komórki wybrał francuski bramkarz Lionel Letizi, ale efekt był podobny – dziwaczny uraz. Były zawodnik między innymi OGC Nice i okazyjnie reprezentacji Francji naciągnął mięśnie pleców, gdy schylał się po literkę z gry Scrabble, która wpadła mu pod stół.
Zresztą plecy zdają się być bardzo wrażliwym miejscem u sportowców. Były reprezentant Anglii, uczestnik mistrzostw świata w 1970 roku, Alan Mullery uszkodził je sobie podczas mycia zębów. Dbanie o higienę kosztowało kontuzję także innego reprezentacja Anglii. W latach 70. Kevin Keegan należał do najlepszych piłkarzy na świecie. Będąc u szczytu kariery musiał jednak przez kilka tygodni pauzować. Gdy był piłkarzem Hamburgera SV, tak niefortunnie się kąpał, że palec u nogi utknął mu w odpływie wody z wanny.
Urwane palce
Keegan miał, trzeba przyznać, sporo szczęścia, jeżeli chodzi o utknięcia. W grudniu 2004 roku piłkarz Servette Genewa Paolo Diogo tak świętował gola strzelonego w 87. minucie meczu z FC Schaffhausen, że wskoczył na płot odgradzający murawę od trybun. Zapomniał o konieczności zostawiania obrączek w szatni, obrączka zaczepiła o ogrodzenie i opadającemu Diogo urwało palec. Później lekarze musieli amputować, to co z niego zostało. Na dodatek zawodnik otrzymał żółtą kartkę za nieprzepisowe świętowanie bramki.
Palec stracił również polski koszykarz Tomasz Jankowski. W meczu reprezentacji Polski z Portugalią w 1992 roku postanowił jedną z akcji zakończyć wsadem, niestety, gdy uderzył ręką w obręcz jeden z palców utknął mu w drutach przytrzymujących siatkę. Było tak jak u Diogo. Opadając wyrwał palec. Z kosza wyjął go inny zawodnik, ale palec gdzieś zaginął. Znaleziono go zbyt późno i lekarze nie mogli już go przyszyć.
Jedynie paznokieć straciła natomiast jedna z najlepszych tenisistek świata Wiktora Azarenka w styczniu 2013 roku. Białorusinka skreczowała w półfinale turnieju w Brisbane z powodu kontuzji palca u nogi. Okazało się, że Azarenka poddała się zabiegowi pedicure, który ktoś spartaczył i wdała się infekcja. Różnica między półfinałem a ewentualnym zwycięstwem w Australii to kilkaset tysięcy dolarów.
Usnął na solarium
Do salonu piękności wybrał się również swego czasu bejsbolista Marty Cordova i gorzko potem tego żałował. Amerykanin usnął na solarium i tak się spiekł, że przez następnych kilka tygodni miał zakaz przebywania na słońcu. W tym czasie nie mógł grać ani trenować, co kosztowało go utratę poborów.
Drzemka, choć nie w solarium, sprawiła, że były amerykański koszykarz B.J. Tyler musiał wręcz zakończyć karierę. Zawodnik usnął z workiem lodu na kolanie, ten tak poważnie uszkodził staw, że Tyler już nigdy nie odzyskał pełnej sprawności – stracił swoją szybkość i w końcu dał za wygraną.
Kilka milimetrów dzieliło natomiast futbolistę amerykańskiego Orlando Browna od przedwczesnego zakończenia kariery i zostania kaleką. Podczas meczu drużyny Cleveland Brown został trafiony w oko chorągiewką, którą nieostrożnie rzucił sędzia. W przypływie złości zawodnik znokautował sędziego, po czym sam trafił na tydzień do szpitala, gdzie lekarze walczyli o jego wzrok. Za uderzenie arbitra futbolista został zawieszony, w rewanżu pozwał władze ligi NFL. Z adwokatem porachował, że należy mu się 200 milionów dolarów. Ostatecznie w sądzie wywalczył około jednej dziesiątej tej kwoty.
Zranił się paszportem
Brown nie był jedynym sportowcem, który miał kłopoty ze wzrokiem w związku z dziwaczną kontuzją. Piłkarz reprezentacji Chorwacji Milan Rapaić opuścił mecz drużyny narodowej, bo zranił się paszportem w oko. Problemy ze wzrokiem miał również Charles Barkley, jeden z najlepszych koszykarzy w historii NBA. Barkley poszedł na koncert Erica Claptona, gdzie były bardzo jasne światła. Skrzydłowy musiał często pocierać oczy, aż uszkodził rogówkę.
Także inny gwiazdor NBA Jermaine O'Neal miał kłopoty ze wzrokiem. Były one efektem wydmuchiwania nosa. Raz zrobił to tak intensywnie, że uszkodził zatoki i potem niedowidział.
Zamiast u okulisty bejsbolistę Matta Hollidaya czekała natomiast wizyta u laryngologa. W sierpniu 2011 roku podczas meczu drużyny St. Louis Cardinals do ucha wpadła mu ćma. Lekarze drużyny nic nie poradzili, dopiero specjaliści w szpitalu usunęli owada z ucha półgłuchego zawodnika.
Atak policyjnego psa
Holliday otwiera długą listę sportowców poszkodowanych przez zwierzęta. Bez wątpienia musi się na niej znaleźć były piłkarz Lecha Poznań Przemysław Urbaniak. Podczas rozgrzewki przed meczem Pucharu Polski z MKS Mława rzucił się na niego policyjny pies, który zerwał się ze smyczy, a na dodatek zgubił kaganiec. Pogryziony Urbaniak zamiast do składu trafił do szpitala.
Liam Lawrance nabawił się kontuzji w spokojniejszych okolicznościach. Irlandzki piłkarz uszkodził kostkę, gdy nadepnął na swojego pieska. O wiele większego pecha miał Darren Bernard. Tuż po podpisaniu kontraktu z Chelsea Londyn Walijczyk kupił córeczce szczeniaczka, nie nauczył go jednak załatwiać swoich potrzeb na dworze. Piesek narobił raz w kuchni, Barnard w to wszedł, wywinął orła i złamał nogę. Efekt – niemal pół roku przerwy w grze.
Niefortunnie poślizgnął się także, choć już nie na psich nieczystościach, były piłkarz Legii Warszawa Miroslav Radović. W ten sposób podczas kąpieli złamał kość przedramienia, przewracając się na śliskich kafelkach. W toalecie kuriozalną kontuzję odniósł natomiast napastnik reprezentacji Szkocji Darren Fletcher. Gdy otwierał drzwi, te zsunęły się z zawiasów i spadły mu na głowę. Uderzenie było tak silne, że aż stracił przytomność.
Złośliwe wieko od łóżka
Złośliwości rzeczy martwych doświadczył także były reprezentant Polski Wiesław Cisek. Gdy widzewiak chował pościel do tapczanu, wieko spadło mu na plecy, łamiąc cztery żebra. Częściej niż są przygniatani, sportowcy spuszczają sobie jednak przedmioty, głównie na nogi. Aż osiem tygodni musiał pauzować angielski bramkarz (dwa mecze w kadrze) Dave Beasant, po tym jak próbował ochronić spadający słoik z dresingiem do sałatki przed rozbiciem o podłogę. Słoik przeciął ścięgno w palcu u nogi.
Sportowcy zdają się mieć pecha do szkła. W 2009 roku tenisistę Sama Querreya tak zmęczył trening, że musiał przysiąść na szklanym stoliku. Konstrukcja nie była jednak tak wytrzymała, jak spodziewał się Amerykanin. Mebel rozleciał się, a szkło pokaleczyło dłoń zawodnika. Lekarze musieli mu ją zszywać.
Szklany stolik dopadł również Glenallena Hilla. Raz cierpiącemu na arachnofobię bejsboliście przyśniły się pająki. Przerażony wyskoczył z łóżka wprost na szklany stolik. Połamane szkło pocięło mu skórę. Również potrzebne były szwy. Po tej przygodzie Hill dorobił się pseudonimu „Spiderman”.
Z kolei Enner Valencia z West Hamu nadepnął na szkło z rozbitej filiżanki. Jemu także lekarze musieli założyć szwy, w tym przypadku na duży palec u nogi.
Antena i doping
Inne ostrze, z równie niepozornego przedmiotu, zraniło piłkarza VfL Wolfsburg Charlesa Akonnora. Ghańczyk chciał ustawić w samochodzie antenę, zrobił to tak nieumiejętnie, że ta sprężynowała i niczym szpada przebiła zawodnikowi nos. To był jednak dopiero początek jego kłopotów. W celu zatamowania krwi użył leku, który zawierał niedozwolone substancje. Członkowie komisji antydopingowej, rozbawieni opowieścią, okazali wyjątkową łaskawość, ponieważ zawiesili Akonnora tylko na trzy spotkania.
Samochód był także przyczyną kłopotów Alana Wrighta. Były zawodnik uszkodził kolano przez wciskanie pedału gazu w swoim ferrari. Zawodnik musiał przybierać nietypową pozycję, ponieważ jest dość niski (163 cm) i nie sięgał do pedałów. Stawy nie wytrzymały tej gimnastyki. Wyciągając kije golfowe z bagażnika zęba wybił sobie zaś były amerykański bramkarz Kasey Keller.
O wiele mniejszy środek lokomocji doprowadził do urazu ścięgna Achillesa Davida Batty’ego. Były reprezentant Anglii mocno ucierpiał, gdy jego synek przejechał mu po nodze trójkołowym rowerkiem. O brak rodzinnego ciepła nie można także oskarżyć byłego pomocnika Oxford City Adama Chapmana. Piłkarz poparzył sobie sutek, po tym jak przyłożył do piersi butelkę z mlekiem dla dziecka, chcąc sprawdzić temperaturę.
Wbił sobie siekierę w nogę
W dziwacznych okolicznościach poparzył się także były amerykański bejsbolista John Smoltz. Miotacz prasował koszulę, którą miał na sobie, zamiast jak należy rozłożyć ją na desce. Nie trzeba mówić co wydarzyło się później. Z własnej głupoty kontuzji nabawił się także niejaki Chris Hanson. W 2003 roku futbolista amerykański zaczął popisywać się wymachując siekierą, którą w szatni w celach motywacyjnych – jako symbol ciężkiej pracy – został trener. Oczywiście wbił ją sobie w nogę i do końca sezonu już nie zagrał.
Bejsbolista John Smoltz prasował koszulę, którą miał na sobie, zamiast jak należy rozłożyć ją na desce. Nie trzeba mówić co wydarzyło się później
Wyjątkowo niefortunnie stosowanie technik automotywacyjnch potoczyło się dla jego rodaka, bejsbolisty Steve'a Sparksa. W 1994 roku był bliski podpisania kontraktu w profesjonalnej lidze MLB. Plany pokrzyżował trening mentalny polegający na próbach przedarcia na pół książki telefonicznej. Sparks zwichnął sobie bark.
Grając w Aston Villi Darius Vessel, zamiast umiejętnościami automotywacyjnymi, popisał się umiejętnościami medycznymi. Pewnego razu dorobił się bolesnego krwawego odcisku pod paznokciem w dużym palcu prawej nogi. Problem chciał rozwiązać przy użyciu wiertarki. Rozwiercił ranę, ale to nie przyniosło mu ulgi, wprost przeciwnie. Trafił do szpitala z paskudną raną. Dodatkowo podczas operacji wdało się zakażenie. Vessel miał miesiąc treningów i meczów z głowy.
Jadł czopki
Do szpitala trafił także Muricy Ramalho, legenda Sao Paulo FC. Pod koniec lat 80. wówczas piłkarz uskarżał się na ból zęba. Jakiś szemrany lekarz zalecił mu czopki. Ramalho je zjadał. Cudem go odratowano.
Nie głupota czy niewiedza, ale zwykły pech kosztował natomiast Sveina Grondalena brak powołania na decydujące mecze o awans do mistrzostw świata w Hiszpanii w 1982 roku. Zawodnik trenował sam biegając po górach. Nie zauważył śpiącego łosia, którego potrącił. Zwierzęciu nie spodobała się nagła pobudka. Pognało za Grondalenem, ten uderzony spadł ze stromego zbocza i paskudnie rozciął lewą nogę, a lekarze nakazali mu odpoczynek od piłki.
Tak więc Leon Andreasen nie ma się co zżymać. Trafił bowiem do bardzo zacnego towarzystwa.