Potrzebujemy dziadków. Do miłości, poznawania rodzinnych korzeni, ale i... procesu przemijania
czwartek,
21 stycznia 2016
Dzisiaj dzień babci, w piątek – dzień dziadka. Na pytanie, do czego potrzebni są nam dziadkowie, najprostsza odpowiedź brzmi: do kochania. – Potrzebujemy ich do miłości, poznawania rodzinnych korzeni, ale i poznawania procesu, jakim jest przemijanie – mówi psycholog społeczna Aneta Styńska. Okazuje się też, że kobiety, które tuż po urodzeniu dziecka nie miały wsparcia swoich matek, częściej zapadają na depresję poporodową niż te, którym ta pomoc świeżo upieczonej babci towarzyszyła.
Z badań CBOS-u przeprowadzonych w 2012 roku wynika, że blisko trzy czwarte Polaków ma poczucie, że zawdzięcza coś swojej babci lub dziadkowi. Tylko 5 proc. badanych, którzy mieli bliskie relacje z dziadkami, twierdzi, że nic im nie zawdzięcza.
– Zarówno babcia, jak i dziadek bardzo mocno przyczyniają się do tego, że mamy świadomość naszych korzeni, bycia w rodzinie, naszej przynależności. Z babcią i dziadkiem wiąże się wiele naszych dobrych wspomnień, to nieodłączna część naszego dzieciństwa. To osoby, które najczęściej funkcjonują w naszej pamięci. Pozostają jako opiekuńczy, łagodni, czuli, mniej wymagający niż rodzice – wyjaśnia Aneta Styńska z poradni psychorada.pl.
Wymagający ojciec może być opiekuńczym dziadkiem
– Myślę, że jeden pierrot w domu wystarczy (śmiech). To jest zawód, zwłaszcza dla kobiet bardzo ciężki i potrafi być okrutny. Wymaga ogromnej odporności psychicznej i jest strasznie trudny do pogodzenia z obowiązkami kobiety, gdy rodzą się dzieci, gdy jest mąż, kiedy powstaje dom – uważa Fronczewski.
zobacz więcej
Dlaczego dziadkowie jawią się jako ci kochający bardziej niż rodzice? Jednym z powodów jest to, że dziadkowie inaczej postrzegają relacje ze swoimi wnukami niż robili to w stosunku do swoich dzieci.
– Dojrzewamy w wieku 18 lat, ale to nie gwarantuje nam dorosłości, tak samo jak świadectwo maturalne. Jedni dojrzewają w wieku 30 lat, inni dopiero, gdy mają 40, jeszcze inni w ogóle, ale osoby, które nabierają tego statusu dojrzałego człowieka, potrafią różne rzeczy odpuszczać. Robią to, czego być może wcześniej by nie potrafili.
Oczywiście nie można wszystkich mierzyć jedną miarą i nie zawsze jest tak samo, ale prawdą jest też to, że z wiekiem wiele osób niejako łagodnieje, z dystansem i spokojem podchodzi do wielu spraw. Ci ludzie stają się świadomi błędów, popełnionych w wychowywaniu. Nie mają już potrzeby realizacji swoich marzeń kosztem dzieci, bo te są już dorosłe i poszły swoją drogą, a już na pewno nie chcą tego robić kosztem swoich wnuków. Dlatego też wymagający ojciec, który nie znosił słów sprzeciwu, wymagał tylko najlepszych ocen i chciał, aby jego córka czy syn zostali muzykami, bo jemu się nie udało, może być kochającym i bardzo opiekuńczym, wybaczającym wnukom wiele błędów dziadkiem, cieszącym się z tego, że wybrali zawód kucharza albo policjanta, a nie naukowca – tłumaczy Styńska.
Wymagający ojciec, który nie znosił słów sprzeciwu, wymagał tylko najlepszych ocen, może być kochającym, wybaczającym wnukom wiele błędów, dziadkiem
Ważne stają się wspomnienia
Poza tym relacja dziadków z wnukami to zazwyczaj ta pierwsza, która pokazuje proces dorastania, dojrzewania, ale też i odchodzenia. – Dziadkowie pokazują nam drogę, którą my sami kiedyś przejdziemy. Od narodzin, przez dorosłość, której naturalną koleją rzeczy i końcem jest śmierć – tłumaczy Styńska.
Dlatego też tak ważne stają się wspomnienia. – Opowieści babci o czasach wojny, dziadka o tym, jak poznali się z babcią, jak zakładali rodzinę, jak wyglądało ich dzieciństwo, często stają się tymi, które najbardziej zapadają w pamięć, ale też i nasze wspólne zajęcia z dziadkiem, czy babcią, wakacje spędzane z nimi czy opowiadane przez nich bajki, są tymi wspomnieniami, które, gdy ich zabraknie, pomagają pamiętać – mówi Styńska.
Przydatnym elementem do zachowania takich wspomnień mogą być albumy, które w Czechach i na Słowacji zrobiły już ogromną furorę, a od kilku miesięcy dostępne są także w Polsce. „Opowiedz mi, Babciu” i „Opowiedz mi, Dziadku” to książki do samodzielnego uzupełnienia. Jest w nich miejsce zarówno na zapisanie wspomnień w formie odpowiedzi na pytania oraz zdjęcia i rysunki. – Myślę, że takie wspólne wypełnianie albumu również może być nie tylko dobrą zabawą, ale przede wszystkim poznawaniem siebie nawzajem, zapamiętywaniem rodzinnych opowieści, zadawaniem pytań, których być może na co dzień nie mamy okazji zadać – tłumaczy Styńska.
Dodaje, że często przypominając sobie rodzinne historie czy rytuały zdarza nam się zapominać o drobnych szczegółach. – Tak jest chociażby w przypadku przepisów kulinarnych. Pamiętamy smak i zapach bigosu czy pierogów babci, ale nie wiemy, jakich przypraw, w jakiej ilości dodawała. Takie albumy mogą dzięki takim właśnie drobiazgom stać się cenną, rodową pamiątką – wyjaśnia Styńska.
Nie wszyscy jednak mogą cieszyć się z obecności babci czy dziadka w tym samym mieście. Coraz częściej z racji migracji do większych miast dziadkowie oddaleni są o kilkadziesiąt albo i kilkaset kilometrów, co sprawia, że kontakt z nimi jest utrudniony i rzadszy. – Z badań, na które trafiłam jakiś czas temu wynika, że to, czy babcia jest na miejscu, czy jej nie ma, ma bardzo duży wpływ i może być jedną z przyczyn depresji poporodowej. Jeśli kobieta ma wsparcie swojej matki po porodzie, wtedy ryzyko zachorowania na depresję jest o wiele mniejsze – tłumaczy Styńska.
Dziadkowie są coraz bardziej aktywni
Kilka lat temu głośno było o tzw. babciach i dziadkach zastępczych. Starsi ludzie, którzy nie mieli swoich wnuków, wchodzili w relację z młodymi małżeństwami, które mają dzieci i stawali się „przyszywanymi dziadkami”. – Nie wiem jak wiele jest takich przypadków, jak dużo z tych relacji przetrwało, ale uważam, że to całkiem dobry pomysł. Może na tym skorzystać zarówno jedna, jak i druga strona. Starsza osoba może poczuć się potrzebna, a dziecko nie spędzać całego dnia przy komputerze czy przed telewizorem, ale z żywym człowiekiem – mówi.
Był czas gdy naukowcy wychodzili z założenia, że dzieci niejako wychowywane i spędzające czas z tym „trzecim pokoleniem” są lepiej ukształtowane. To właśnie dziadkowie mieli dla nich o wiele więcej czasu, uwagi niż pracujący rodzice. Dziś to również się zmienia. Wielu dziadków i babć jest wciąż aktywnych, pracuje, a jeśli jest już na emeryturze bardzo często rozwija swoje pasje. – Oczywiście są dziadkowie, którzy świata poza swoimi wnukami nie widzą i cieszą się, gdy tylko mogą się nimi zająć. Są też i tacy, którzy mimo dojrzałego wieku wciąż chcą być aktywni, mają swoje zajęcia jak dorywcza praca czy pasje, które na emeryturze wreszcie mają czas realizować. To też jest dobre. Dziadkowie, owszem, mają dużo więcej czasu niż rodzice, mniej zajęć, nie pracują od 7 do 19, mogą bardziej swobodnie rozplanować swój czas, ale z drugiej strony mają też prawo do własnego życia. Wszystko polega na tym, aby wypracować pewien model, kompromis dobry dla obu stron – uważa Styńska.
Wymiana doświadczeń zbliża i uczy
Jej zdaniem ciekawość świata rewelacyjnie działa w obie strony. – O ile dziadkowie mogą przekazywać wspomnienia, historię rodu, przepis na ciasto, opowiedzieć jak to dawniej bywało, o tyle wnuki mogą uczyć dziadków współczesnej techniki – korzystania z telefonu, komputera, tłumaczyć obecnie panujące mody. Ta wymiana doświadczeń też może uczyć, zbliżać, lepiej rozumieć własnych rodziców i pozwalać na to by wspólnie spędzany czas nie był nudą – tłumaczy.
A co jeśli dziadkowie zbytnio ingerują w wychowanie wnuków? Zdaniem psycholog już na samym początku należy nakreślić wyraźną granicę. – To nie dziadkowie mają wychowywać, ale rodzice. To, że są świadomi swoich błędów, że wiedzą lepiej, bo wychowali już swoje dzieci, nie oznacza, że mają doradzać rodzicom w każdej kwestii i krytykować ich metody wychowawcze. Jest coś w powiedzeniu, że „to rodzice są od wychowywania, a dziadkowie od rozpieszczania” – mówi.
Dodaje, że oczywistym jest, iż wszystkie „dobre rady” udzielane przez obydwie babcie, mają pomóc, ale rodzice słuchając wszystkich, mogą poczuć się zagubieni, sfrustrowani i wpędzać się w coraz większe poczucie, że być może rzeczywiście nie potrafią sami wychowywać. Ważne jest, aby to oni zdecydowali ile z tych rad przyjmują, a na które się nie zgadzają. – Badania pokazują, że mieszanie się osób trzecich w sprawy wychowania jest silne szczególnie, gdy chodzi o pierwsze dziecko. Przy drugim dziecku, w ok. 70 procentach przypadków krytykanctwo przeważnie się kończy – wyjaśnia Styńska.
O ile dziadkowie mogą przekazywać wspomnienia, historię rodu, przepis na ciasto, o tyle wnuki mogą uczyć dziadków współczesnej techniki
Dziadkom trzeba stawiać granice
Co robić, gdy dziadkowie przekraczają granice? Nie zwracać uwagi w sposób obraźliwy, czy krzycząc, ale na pewno stanowczo zaznaczyć, kto wychowuje. – Jeśli przykładowo dochodzi do sytuacji, gdy dziadkowie nazywają dziecko innym imieniem, bo to, które nadali mu rodzice nie podoba im się albo gdy nie respektują chociażby tego, że rodzice nie dają dziecku słodyczy, bo ma problemy z nadwagą, a dziadkowie po kryjomu „karmią” je batonikami, wtedy trzeba stanowczo zainterweniować, a jeśli to nie poskutkuje, powiedzieć, jakie konsekwencje mogą być wynikiem braku przestrzegania zasad – mówi Styńska.
I dodaje, że nie jest to zadanie łatwe, bo babcie mogą poczuć się urażone, ale stawianie granic jest koniecznością.
– Pamiętać należy, że dzieci nie mogą być w żadnym wypadku stroną w konflikcie z dorosłymi. Są niewinne wewnętrznie, więc ogromnym błędem jest wprowadzanie dzieci w nasze dorosłe brudy. Jeżeli już stanie się tak, że dziecko będzie świadkiem kłótni między nami a babcią, czy dziadkiem, trzeba rozmawiać i wyjaśniać. Powiedzieć, że było się pod wpływem złości, miało zły humor i dlatego doszło do kłótni, czy ostrej wymiany zdań. Taka informacja, przyznanie się, że źle się zrobiło, że zrobiło się to w chwili gniewu, będzie dla dziecka dobrym komunikatem, że ono nie musi stać po żadnej stronie, że nie musi trzymać przysłowiowej sztamy ani z jedną, ani z drugą stroną, tylko nadal może budować swój świat w oparciu o dobre relacje z rodzicami, jak i dziadkami – tłumaczy.
– Marta Kawczyńska