„Marzenia nie sięgają tak daleko”. Gwiazdy pierwszego „Metra”
sobota,
30 stycznia 2016
– Z wiedzy, którą zdobyłam w „Metrze”, korzystam do dziś, więc był to ogromnie ważny czas – mówi jedna z gwiazd musicalu Edyta Górniak. Była to pierwsza taka produkcja teatralna w powojennej Polsce, która nieprzerwanie jest grana do dzisiaj. – Ten spektakl ma dobrą energię, którą zaraża ludzi i myślę, że to o to chodzi – wyjaśnia jego fenomen Barbara Melzer. Artystki z pierwszej obsady „Metra” podzieliły się z nami swoimi wspomnieniami
Z okazji obchodzonego w tym roku jubileuszu 30-lecia, w Teatrze Telewizji wyemitowana zostanie współczesna (2021) rejestracja kultowego musicalu: TVP1 godz. 21 „Metro.30 lat później”.
– Powiedziałem im już na samym początku, że na parę lat muszą zapomnieć o narzeczonych, imprezach, że będą żyli jak w klasztorze. Nie ma mowy o rozrywkach, bo inaczej tego nie zrobimy – mówi twórca i reżyser musicalu.
zobacz więcej
Zanim 30 stycznia 1991 roku doszło do uroczystej premiery na deskach warszawskiego Teatru Dramatycznego, w wielomiesięcznych przesłuchaniach wzięły udział setki młodych ludzi z całej Polski. Jednych na spróbowanie swoich sił namówiła rodzina czy nauczyciel muzyki, inni przyjechali dla towarzystwa, a nieoczekiwanie sami się dostali.
Tak było w przypadku Alicji Borkowskiej. – Przyszłam tylko dlatego, że koleżanka chciała przyjść na przesłuchania. Tak się złożyło, że ja się dostałam, a ona nie – wspomina. Na castingach każdy chciał się zaprezentować z jak najlepszej strony. Dla Małgorzaty Dudy-Kozery, która była przekonana, że zagra główną rolę, to był okres, kiedy śpiewała „Czarne Anioły” Ewy Demarczyk, więc zapewne z tym repertuarem wystąpiła przed Józefowiczem.
W przypadku Barbary Melzer wybór padł na francuski utwór „C'est Si Bon”, a swój występ wzbogaciła rekwizytami. – Pomyślałam, że ponieważ lubię piosenki z ruchem, w związku z czym miałam melonik i laseczkę. Nie wiem, czy to zrobiło wrażenie, ale Józek do dzisiaj pamięta, że śpiewałam – wspomina. Wszystkie trzy znalazły się w grupie szczęśliwców, dla których zaczęła się przygoda życia, ale i ciężka praca, by znaleźć się w pierwszym składzie obsady.
Jako 18-latka debiutowała na deskach opolskiego amfiteatru. Potem był musical „Metro” z występami na Broadwayu, drugie miejsce w konkursie Eurowizji, dwie światowe płyty i tysiące koncertów.
zobacz więcej
Niepewność, egzaminy, odsiewy
To była szkoła życia, zaprawa, bój, poligon. Takie określenia padają z ust artystów, którzy trafili pod skrzydła Janusza Józefowicza. – Zgrupowali nas na AWF-ie, gdzie mieszkaliśmy i pracowaliśmy od rana do późnych godzin nocnych. Mieliśmy zajęcia z akrobatyki, z tańca, ze stepu, ze śpiewania, z aktorstwa, po prostu wszystkie – wylicza Alicja Borkowska.
Nie było do końca wiadomo, kto jaką partię wokalną dostanie, jaką solówkę taneczną, a ponieważ wyselekcjonowanych artystów było więcej, to twórcy co jakiś czas organizowali egzaminy, które nie wszystkim udało się zaliczyć. – Każdy był na krawędzi, gdy na korytarzu była wywieszana lista – przypomina sobie Borkowska. – Były robione odsiewy, więc żyliśmy w niesamowitym napięciu, ponieważ każdemu zależało – wtóruje jej Melzer.
Nikt nie mógł być pewny swojego miejsca i to pomimo ogromnego sukcesu, jaki „Metro” odniosło w Polsce. Nagrodą był wyjazd, zaledwie kilkanaście miesięcy po polskiej premierze, na nowojorski Broadway. – Nawet teraz, 25 lat później, trudno sobie wyobrazić by polskiemu artyście, który startuje, udało się znaleźć na Broadwayu i grać w teatrze po angielsku – zauważa Melzer.
Jako 18-latka debiutowała na deskach opolskiego amfiteatru. Potem był musical „Metro” z występami na Broadwayu, drugie miejsce w konkursie Eurowizji, dwie światowe płyty i tysiące koncertów.
zobacz więcej
Nie było zawiści ani rywalizacji
Wyjazd do Stanów Zjednoczonych to była szansa dla drugiej obsady, w której znalazła się m.in. Marzena Rogalska, obecnie dziennikarka radiowa i telewizyjna. Wspomina, że miała poczucie, że „wszyscy byli jak jedna rodzina”. – Józek, czyli Janusz Józefowicz dawał nam w kość potwornie i Stasiu, czyli Janusz Stokłosa tak samo, ale byli uroczy, wiedzieli czego chcą – podkreśla.
Decyzji i uwag twórców nikt z artystów nawet nie śmiał kwestionować. Tak widać musiało być i koniec. – Cieszyłam się z każdego zadania, jakie dla mnie przeznaczył Józefowicz. Nie mieliśmy pretensji, że ktoś śpiewa główne partie, każdy znał swoje miejsce i nie było w tym żadnej zawiści – zauważa Duda-Kozera. Jej zdanie podziela Barbara Melzer. – Przez lata pracowałam z Józkiem i on wprowadzał taki rodzaj hierarchii, że było oczywiste, kto jest ważny. Nie było rywalizacji – zapewnia.
Prawdziwy fenomen z dobrą energią
„Metro” przez 25 lat wystawiono prawie dwa tysiące razy. Była również jego wersja amerykańska oraz rosyjska. Zapytane przez nas artystki zgodnie podkreślają, że musical to fenomen, nie tylko jak na polskie warunki. – Jest po prostu prawdziwy. Józefowicz bardzo dbał o to, żebyśmy byli sobą w tym przedstawieniu – uważa Małgorzata Duda-Kozera. – Ten spektakl ma dobrą energię, był ustawiany na młodych ludziach, którzy bardzo chcieli zrobić coś fajnego. Józek też ma taką energię, którą zaraża ludzi i myślę, że to o to chodzi – przekonuje Barbara Melzer.
Z okazji okrągłego jubileuszu teatr Studio Buffo przygotował spektakl z niespodziankami, a także ruszy w minitrasę po Polsce. Musical będzie można zobaczyć m.in. w Gdańsku i Poznaniu.
– Ten rok jest dla mnie wielkim świętem – mówi artystka, która z okazji swojego jubileuszu ruszyła w pierwszą od 16 lat trasę koncertową.
zobacz więcej
„Litania” była napisana pod instrument, a nie głos
Jedną z niekwestionowanych gwiazd musicalu, której nikomu w Polsce nie trzeba przedstawiać była Edyta Górniak. Kiedy 25 lat temu, jako 18-letnia dziewczyna przyjechała do Warszawy, była świeżo po udanym debiucie na Festiwalu w Opolu. Jej talent i możliwości głosowe na tyle oczarowały Janusza Stokłosę, że zdecydował się, specjalnie dla niej, dopisać do „Metra” jeszcze jeden utwór.
– Na samym początku mojej drogi artystycznej dostałam utwór, który był bardziej napisany pod instrument niż głos. Zmagałam się z nim kilkanaście tygodni, wiele razy się poddawałam i mówiłam, że nie dam rady zaśpiewać tej „Litanii”, ale walczyłam – wspomina po latach piosenkarka. Ostatecznie wygrała tę walkę i zaśpiewała ten utwór około 700 razy. Sama Górniak przyznaje, że „to jeden z najtrudniejszych utworów w jej repertuarze”. – Zdecydował o tym, jaką potem mogłam mieć formę dla innych utworów, potem wszystkie inne wydawały się dużo prostsze – zauważa artystka.
„Z tej wiedzy korzystam do dziś”
Z „Metrem” rozstała się w 1994 roku, tym samym, w którym odniosła swój największy sukces, zdobywając doskonałe drugie miejsce na Konkursie Eurowizji. Musical odegrał jednak ogromną rolę i miał duży wpływ na przebieg jej kariery artystycznej. – Bardzo wiele rzeczy, których się nauczyłam w trakcie pracy w teatrze, to jest wiedza, z której korzystam do dziś, więc w tym znaczeniu to był ogromnie ważny czas – podkreśla Edyta Górniak.
„Metro” dało jej energię odnawialną
Barbara Melzer, która debiutowała w „Metrze”, zapytana, co dał jej ten musical, odpowiada krótko: „wszystko”. – Odcisnął na mnie piętno, ale takie pozytywne. Wszyscy się dziwią, że mam już tyle lat, a skaczę po scenie. To jest we mnie, taka energia odnawialna i ja tym żyję. Wydaje mi się, że nabyłam to w „Metrze” – podkreśla.
„Marzenia nie sięgają tak daleko”
– Ja nie mogłabym sobie wymarzyć tego wszystkiego, co się wydarzyło w moim życiu, tego że znalazłam się w Warszawie, że miałam tak wspaniałą szkołę, że potem się znalazłam na Broadwayu w największym teatrze na Times Square. Marzenia nie sięgają tak daleko – wspomina aktorka.
Dzięki musicalowi, na 10 lat związała się z teatrem Studio Buffo, gdzie występowała m.in. w spektaklu „Do grającej szafy grosik wrzuć”. Potem przyszła pierwsza główna rola w „Crazy for you” w Teatrze Roma. Na swoim koncie ma też role Velmy Kelly w „Chicago” czy „Stepping out” w Teatrze Komedia. – Był też „Upiór w operze”, grany przez trzy lata, zahaczyłam też o „Koty”, najtrudniejszy podobno musical, a teraz jest „Mamma Mia” i „Nikodem Dyzma” w Teatrze Syrena – wymienia Melzer.
Dzięki „Metru” nie dała się zagnieść
„Wielką odwagę i swego rodzaju bezczelność” dał musical „Metro” Małgorzacie Dudzie-Kozerze. – Przez te 25 lat nie dałam się zagnieść, zadeptać, tylko pracuję w musicalach w różnych teatrach i mam pewność, że coś potrafię – wyjaśnia aktorka, która z musicalami związała się na stałe.
„Chcę się trzymać blisko musicalu”
Po „Metrze” zagrała bowiem aż 60 ról, w tym 20 głównych. Związana była z teatrem Adama Hanuszkiewicza na Puławskiej, a w tej chwili Teatrem Rampa na Targówku. – To były musicale „Crazy for you”, „RENT”, „Musicalove”, gdzie zaśpiewałam rolę Normy Desmond z „Sunset Boulevard”. Śpiewam nadal, grając różne role: stare czarownice i piękne damy, bezdomne, po prostu zawód – wymienia Duda-Kozera. Obecnie gra Nianię w musicalu „Romeo i Julia” w teatrze Studio Buffo.
Dodaje, że „chce się trzymać blisko musicalu”. – Myślę sobie, że chcę pracować w musicalu do końca swoich dni. Musical to jest to, co mnie najbardziej kręci – podkreśla aktorka.
„Nie skorzystałam z tego, bo wyjechałam z kraju”
Alicja Borkowska do „Metra” trafiła jako 19-latka i to pomimo, że jak przyznaje po latach, „pogardzała musicalem”. – Uważałam się za wokalistkę jazzową i generalnie patrzyłam na wszystko z góry. Jak się dostałam już nie pogardzałam, tylko musiałam ciężko zasuwać – wspomina piosenkarka.
Dla niej przygoda z musicalem nie trwała długo, gdyż po występach na Broadwayu wyjechała za granicę. Dlatego też nie doświadczyła w swojej karierze tzw. efektu „Metra”. – Podejrzewam, że „Metro” mogłoby otworzyć mi bardzo dużo drzwi, niestety nie skorzystałam z tego, wyjechałam z kraju – szczerze przyznaje Borkowska. Dodaje, że „była chyba za młoda, żeby zrozumieć, że serce sercem, ale trzeba też zrobić coś dla siebie”.
„Metro” ciągle powraca
Obecnie na koncertach śpiewa to, co zawsze grało jej w sercu, czyli tanga argentyńskie. „Metro”, choć minęło już tyle lat powraca, nie tylko przy okazji kolejnych jubileuszy, ale też poprzez publiczność. – Jak przyjechałam do Polski, zorientowałam się, że to, co było częścią mojego życia, jest nadal ważne. To ciągle do mnie dociera, ciągle jestem tym zdziwiona – zauważa piosenkarka. Borkowska dodaje, że wciąż podchodzą do niej ludzie, którzy mówią, „ojej my tak chodziliśmy na to „Metro”, zbieraliśmy pieniądze na bilety”. – Nie miałam absolutnie świadomości tego – podsumowuje.