„Poznam osobę do stałego związku”. Single nadal szukają szczęścia w biurach matrymonialnych
niedziela,
14 lutego 2016
– Miałam dosyć oglądania na Facebooku zdjęć ze ślubów znajomych, narodzin ich dzieci. Zrozumiałam, że moje życie od pewnego czasu to schemat praca–dom, wolnych znajomych, z którymi można w sobotę wyskoczyć na miasto jest coraz mniej, a mnie samej doskwiera samotność. Pomyślałam więc: czemu nie spróbować? – mówi Alicja. Osób takich jak ona, w wieku 30-40 lat, które korzystają z usług biur matrymonialnych jest coraz więcej. Chcą znaleźć drugą połówkę i są zmęczone internetowymi znajomościami.
Alicja ma 35 lat i pracuje w jednej z warszawskich korporacji. Większość jej znajomych to zamężne koleżanki i żonaci faceci. Jej samej nie udało się do tej pory znaleźć partnera. – Faktycznie dużo czasu spędzam w firmie, ale gdyby trafił się ktoś interesujący, potrafiłabym znaleźć dla niego czas. Próbowałam umawiać się przez internetowe portale randkowe, ale to strata czasu. Trudno tam znaleźć kogoś na poziomie, z wyższym wykształceniem. Za to dużo jest znudzonych swoim codziennym życiem żonatych facetów, którzy szukają kochanki, desperatów, którzy, jeśli odmówisz im spotkania, wyleją na ciebie wiadro swoich frustracji albo gości, którzy sami nie wiedzą, czego chcą. Albo piszą w nieskończoność, albo umówią się kilka razy i nagle znikają lub co gorsza mówią, że nie są jeszcze gotowi na związek – mówi.
Pomysł skorzystania z biura matrymonialnego podsunęła jej znajoma kosmetyczka. – Rozmawiałyśmy o tym, że dziś trudno znaleźć fajnego faceta, stworzyć prawdziwą relację i wtedy ona opowiedziała mi o swojej klientce, która zapisała się właśnie do biura matrymonialnego. Po pół roku poznała mężczyznę, który dziś jest jej mężem i jest z nim bardzo szczęśliwa. Pomyślałam, czemu nie spróbować. Nic nie stracę, bo i tak się nic w moim życiu nie dzieje – opowiada Alicja. Od czterech miesięcy jest klientką jednego ze stołecznych biur.
Nie tylko kobiety, ale i mężczyźni narzekają na działalność internetowych portali randkowych i spotykane tam potencjalne kandydatki
Portale randkowe jak matrymonialny supermarket
Osób takich jak ona, które mają ustabilizowaną sytuację zawodową, po trzydziestce albo czterdziestce, którym nie udało się stworzyć udanych relacji partnerskich, czy założyć rodziny, jako klientów biur matrymonialnych przybywa. Jak twierdzą ich właściciele, internet i popularne portale randkowe wcale nie zaszkodziły ich działalności, wręcz przeciwnie, sprawiły, że mają coraz więcej nowych klientów.
– Portale randkowe są jak matrymonialny supermarket. Znaleźć w nim można zarówno oferty bardzo dobre jak i beznadziejne, oszustów, którzy przedstawiają się jako porzuceni, rozwodnicy, ostatnio modne jest też podawanie się za „stojącego na rozstaju dróg księdza”. Kobiety łapią się na to, bo chcą być pomocne i tęsknią za miłością. Zweryfikowanie takich osobników zajmuje niestety czas i kosztuje też niemało emocji. Dlaczego nasza oferta, jako biura jest bardziej wiarygodna? Bo mało kto w dzisiejszych czasach chce tracić pieniądze i poświęcać czas na oszukiwanie. To w interesie kobiety czy mężczyzny leży to, aby być z nami szczerym, wiedzieć, czego się szuka, czego się chce. Inaczej szukanie partnera, czy partnerki będzie trwało wieki – mówi Paweł Niemiec z Duet-Centrum w Warszawie, które działa na rynku od 14 lat.
Zamiast „biuro matrymonialne”, woli używać nazwy „biuro zapoznawcze”.
Przyznaje, że nie tylko kobiety, ale i mężczyźni narzekają na działalność internetowych portali randkowych i spotykane tam potencjalne kandydatki. – Zgłasza się do nas spora grupa mężczyzn, która wyraźnie mówi, że kobiety poznawane przez nich w sieci, chcą się na chwilę dowartościować, potwierdzić swoją atrakcyjność i znikają. Nie mają zamiaru wiązać się na stałe. To zaczyna ich irytować, frustrować i wtedy trafiają do nas – wyjaśnia.
„Czasem to może zająć dłuższą chwilę”
Podobnego zdania jest Renata Martyniuk z biura Arkadia Prestige. – Mamy w naszym biurze bardzo dużo osób, które były na portalach randkowych i się nimi zmęczyły. Tam każdy jest piękny, młody i wolny… zazwyczaj do pierwszego spotkania – mówi. Dlatego też, jak wyjaśnia, do biura nie są przyjmowani wszyscy chętni.
– Staramy się wyeliminować te osoby, które szukają przygód. Trzeba zadzwonić, umówić się na rozmowę, przyjść na spotkanie, pokazać dowód, podpisać umowę, zapłacić, a po każdym zaaranżowanym przez nas spotkaniu zadzwonić i powiedzieć, jak było, a przede wszystkim optymistycznie podchodzić do spotkań, do poszukiwania tej drugiej połówki, bo czasem to może zająć dłuższą chwilę – tłumaczy Martyniuk.
Klientami Arkadia Prestige są przede wszystkim osoby z wyższym wykształceniem, w wieku, w przypadku kobiet od 28-30, a mężczyzn od 30 lat, mieszkające w Warszawie i okolicach. – Uważam, że kojarzenie par w miastach, w których biuro nie działa albo osób, które mieszkają w dwóch różnych miejscowościach, jest nie w porządku. Miłość na odległość przeważnie się nie udaje – tłumaczy.
Uważam, że kojarzenie par w miastach, w których biuro nie działa albo osób, które mieszkają w dwóch różnych miejscowościach jest nie w porządku
Podobne zainteresowania i samodzielność
Alicja, jak większość klientów działających na rynku biur, musiała właśnie na takim pierwszym spotkaniu, opowiedzieć o sobie, o tym, kogo chciałaby poznać, na jakiej relacji jej zależy, a kto zdecydowanie nie pasuje do jej wizji związku. – Rzeczywiście byłam szczera w mówieniu o swoich preferencjach. Po różnych doświadczeniach w moim życiu, wiedziałam, że nie mam ochoty na relację z mężczyzną, który jeszcze nie pozałatwiał swoich spraw z przeszłości, jest w separacji albo w trakcie rozwodu. Zależało mi również na tym, aby ten ktoś miał stabilną sytuację zawodową. Nie chodzi mi o to, że ma być dyrektorem banku, ale żeby miał pracę i nie biegał codziennie na obiadki do mamusi. Zaznaczyłam też, że chciałabym, aby miał podobne albo te same pasje, co ja. Lubił chodzić na koncerty, do kina i aktywnie spędzał czas – opowiada o swojej pierwszej wizycie w biurze.
Paweł Niemiec podkreśla, że określenie swoich preferencji to połowa sukcesu. – Jeśli ktoś mówi, że jego celem jest macierzyństwo albo ojcostwo, to nie ma sensu, aby spotykał się z kimś, kto tego nie chce i tracił w ten sposób swój czas – mówi.
Pierwsza wizyta w biurze trwa zazwyczaj dwie godziny.– To czas, kiedy konsultant orientuje się, z kim ma do czynienia, jaką osobowość ma klient, czego szuka. Pytamy również o sytuację materialną, bo jak wynika z opinii psychologów miłości podobny status materialny i wykształcenie daje szansę na powodzenie. Nieprawdą jest, że przeciwieństwa się przyciągają, może przez pierwszych kilka miesięcy, ale potem przez 20-30 lat też trzeba mieć, o czym rozmawiać – wyjaśnia Martyniuk. Wspomina, że trafiła do niej klientka, która mieszkała w Anglii i korzystała z usług tamtejszych biur, w których status materialny jest jednym z priorytetowych punktów w doborze partnerów. Aby udowodnić swoje stałe zarobki i zatrudnienie, trzeba nawet przynieść zaświadczenie z pracy. W Niemczech z kolei w biurach matrymonialnych kobiety przyjmowane są bez żadnych opłat. Klientami są głównie mężczyźni, więc każda kandydatka jest na wagę złota.
Jeśli ktoś mówi, że jego celem jest macierzyństwo albo ojcostwo, to nie ma sensu, aby spotykał się z kimś, kto tego nie chce i tracił w ten sposób swój czas
Pakiet podstawowy, pakiet VIP
Każdy klient biura ma swojego konsultanta, który po podpisaniu umowy, opiekuje się nim. To on wybiera dla niego pasujące oferty, przedstawia mu je, jeśli obydwie strony są zainteresowane kontaktem – podaje numer telefonu, po spotkaniu pyta o wrażenia, jeśli ta osoba nie przypadnie klientowi do gustu, szuka kolejnej, a dzięki rozmowie na temat odbytych spotkań wie, na co zwrócić uwagę.
Każde biuro ma kilka dostępnych dla klientów ofert. Te występujące najczęściej to pakiet podstawowy oraz VIP.
Pakiety typu VIP, nazywane również Złotymi, czy Indywidualnymi skierowane są do osób, które chcą zachować anonimowość. – Klienci VIP to najczęściej osoby ze świata polityki, mediów, biznesu, adwokaci, naszą klientką była nawet Miss Polonia. To osoby, które potrzebują większej prywatności, dyskrecji. Nie założą profilu na portalu randkowym, bo są znane – tłumaczy Niemiec.
Podaje przykład dentysty. Konsultantka była zapisana jako ostatnia klientka tego dnia. – Nikt w klinice nie wiedział, że zamiast wybielania zębów, odbywa się tam rozmowa właśnie z naszą konsultantką. Sam zjadłem kilkanaście kolacji w Bristolu, bo pracowałem z klientem pakietu, który u nas nosi nazwę Prestiż. To wiązało się ze spotkaniami poza naszym biurem – wyjaśnia Niemiec. Dodaje jednak, że jest też grupa klientów, którzy chcą się spotykać w siedzibie biura. – Chcą mieć pewność, że jesteśmy firmą, która istnieje naprawdę – mówi. Klienci mogą zgłaszać się mailowo albo telefonicznie. To oni decydują, w jakiej formie chcą otrzymywać wybrane dla nich oferty. Nie we wszystkich biurach istnieje możliwość przesyłania ofert ze zdjęciem mailowo. – Chronimy danych swoich klientów, nie robimy zdjęć ani ich nie pokazujemy. Jeśli para, którą umawiamy chce, to sama może przesłać sobie zdjęcia przed spotkaniem – wyjaśnia Martyniuk.
Zjadłem kilkanaście kolacji w Bristolu, bo pracowałem z klientem pakietu, który u nas nosi nazwę Prestiż. To wiązało się ze spotkaniami poza naszym biurem
„To nie była dla nas wstydliwa sprawa”
Pani Teresa, która w biurze Duet Centrum poznała swojego męża Tomasza, wybrała kontakt mailowy z konsultantką. – Mąż wolał otrzymywać smsy, bo trochę się obawiał, że ktoś może zaglądać do jego poczty – tłumaczy.
Jest kobietą po czterdziestce. Na co dzień pracuje w dziale organizacji jednej ze spółek. Odpowiada za kadry, płace i administrację. Pytana o to, dlaczego zdecydowała się zostać klientką biura, tłumaczy, że osoby w jej wieku nie mają już takiej łatwości w poznawaniu kogoś tak po prostu. – Miałam na koncie kilka zawodów miłosnych, niektóre z nich były bardzo bolesne. Stwierdziłam, że jak nie teraz, to kiedy. Próbowałam znaleźć swoje szczęście przez portale randkowe, ale to były bardzo przygodne znajomości. Poza tym chciałam zrobić coś dla siebie i zrobiłam ten krok – opowiada.
Podkreśla, że nigdy nie ukrywali z mężem, że poznali się przez biuro matrymonialne. – To nie była dla nas wstydliwa sprawa, uważamy to za fajne doświadczenie. Nasi znajomi nie dziwią się, tylko pytają, skąd taki pomysł i przede wszystkim cieszą się, że nam się udało – mówi pani Teresa.
Ślub pani Teresy i pana Tomasza odbył się w sylwestra 2015/2016, zaręczyny trzy miesiące po pierwszym spotkaniu. Gdy się poznali, ona była klientką biura pół roku, on zaledwie miesiąc. – Zaznaczyłam, że interesują mnie tylko single albo wdowcy, bo ważny był dla mnie ślub kościelny. Na dzień dobry usłyszałam, że moje wymagania będą trudne do spełnienia. Okazało się, że mój mąż także takowe miał – śmieje się pani Teresa.
Do pierwszego spotkania podeszła, jak mówi, na luzie. – Nie zauroczył mnie od razu, ale zaintrygował. Obydwoje mieliśmy już doświadczenia w kwestii spotkań, więc nie nastawialiśmy się na to, że od razu poczujemy motyle w brzuchu. Myślę, że ten luz i chęć wybrania się po prostu na miłe, towarzyskie spotkanie sprawiła, że nam się udało. Małżeństwo sprawiło, że zmieniłam miejsce zamieszkania, ale nadal dojeżdżam do pracy ok. 50 km, bo jest ciekawa i dobrze płatna. Poza tym opiekuję się chorą mamą – mówi.
Nasi znajomi nie dziwią się, tylko pytają skąd taki pomysł i przede wszystkim cieszą się, że nam się udało
„Klienci swoimi decyzjami sami sobie robią krzywdę”
Niemiec zauważa, że preferencje to jedno, ale związek to także sztuka bycia razem oraz kompromisów. – Wszystko zależy od tego, czy jeśli pojawi się ta odpowiednia osoba, to będę potrafił w jakiś sposób przereorganizować swoje życie, czy będę umiał wyjść z roli dyrektora, czy pani prezes, zrezygnować z niektórych swoich przyzwyczajeń, ale też zadbać o siebie. Na te pytania klienci muszą sobie sami odpowiedzieć. Jeśli im się uda, to jest bardzo duża szansa, że nie będą klientami naszego biura przez wiele długich lat – mówi.
Martyniuk wspomina 45-latkę, która przychodząc do biura od razu zastrzegła, że chce spotykać tylko mężczyzn młodszych albo w swoim wieku, druga 35-letnia klientka o razu zastrzegła, że blondyni nie wchodzą w grę. – Jest takie powiedzenie, że klienci swoimi decyzjami sami sobie robią krzywdę. W przypadku pierwszej pani jej równolatkowie częściej szukają młodszych partnerek, a druga owszem możemy wybierać z tych 10 proc., którzy nie są blondynami, ale szanse na znalezienie partnera mocno się wtedy zmniejszą – wyjaśnia. Dodaje, że nieprawdą jest jakoby mężczyźni bali się silnych kobiet. – Lubią silne, ale przede wszystkim czułe i ciepłe kobiety. Mają dosyć tych w typie „pani prezes”, bo mają je, na co dzień w pracy – zauważa.
35-letnia klientka od razu zastrzegła, że blondyni nie wchodzą w grę. Szanse na znalezienie partnera zmalały do 10 procent
„Jak znajdą, to znikają jak kamfora”
Nie wszyscy jak pani Teresa i pan Tomasz przyznają się, że znaleźli miłość w biurze matrymonialnym, a jeśli coś się udaje, bardzo szybko ślad po nich ginie. – Jak znajdą tę drugą połówkę, to znikają jak kamfora, po cichu, wtedy wiemy, że jest dobrze. O ślubach dowiadujemy się czasem z różnych zabawnych sytuacji, bo na przykład po ślubie siostry zgłasza się do biura jej brat albo pani jest koleżanką naszej klientki i idzie na ślub w towarzystwie poznanego u nas pana – opowiada.
Alicja po czterech miesiącach bycia klientką biura, przez jakiś czas spotykała się z potencjalnym partnerem. – Nawet fajnie nam się rozmawiało, ale ja nie czułam, że to człowiek na całe życie, więc zakończyliśmy znajomość. Nie szukam kolejnego kumpla, ale męża i ojca moich dzieci. Wiem, że moja konsultantka ma dla mnie kolejne oferty, więc na razie nie rezygnuję. Mam świadomość, że to dopiero początek i być może za jakiś czas sama uświadomię sobie, gdzie popełniam błąd albo, które z wymagań trzeba zweryfikować – mówi z uśmiechem.