Witkacy i Rosjanie. Miłość i schizoidalne zahamowania
sobota,5 marca 2016
Udostępnij:
Obchodzona niedawno 131. rocznica urodzin Stanisława Ignacego Witkiewicza minęła w aurze wojennych wspomnień. Sprawcą powrotu do przed- i rewolucyjnej Rosji jest Krzysztof Dubiński, autor pisemnej rekonstrukcji wyprawy Witkacego na wschodni front I wojny światowej. W książce, która ukazała się przed czterema miesiącami, Dubiński opisuje koszary, lazarety, burdele, ale też bitwę nad Stochodem – atak na bagnety w ogniu artylerii, wśród bagien i tysięcy trupów uczestników poprzedniego natarcia. Spojrzenie Witkacego na zrobionej w tym czasie słynnej fotografii mówi teraz więcej niż dotąd.
Krzysztof Dubiński rekonstruował wojenną epopeję Witkiewicza na podstawie rosyjskich materiałów dokumentujących jego służbę. Uzupełnił je wiadomościami pochodzącymi z korespondencji Witkacego. Ustalił osoby, z którymi na pewno artysta w tym czasie się spotykał. Dotarł do wspomnień osób, które były uczestnikami tych samych co on wydarzeń. Uporządkował wojskową terminologię, a informacje dotyczące losów poszczególnych osób czy zwyczajów panujących w carskiej armii konsultował z zasobem portali i forów internetowych poświęconych imperatorskiej Rosji i historii carskich pułków. W kilku przypadkach odwołał się do literatury.
„Wojna Witkacego, czyli kumboł w galifetach”, Krzysztof Dubiński, Wydawnictwo ISKRY. Okładka: St.I.Witkiewicz, Autoportret z samowarem, 1917
„Wojna Witkacego” nie jest książką zleconą, pisaną pół roku czy rok. Dubiński – dziennikarz, autor publikacji z zakresu najnowszej historii – dał nam do rąk efekt swojej wieloletniej pracy i pasji. Pewnie stąd wziął się polemiczny wobec witkacologów charakter tekstu i odwaga w budowaniu własnych interpretacji w przypadku nie do końca wyjaśnionych wątków biografii bohatera. Bo autor, burząc w kilku miejscach mity narosłe wokół postaci Witkacego, w innych podsuwa nowe. I robi to bardzo sugestywnie.
Ostatnio pojawiła się również inna ciekawa publikacja związana z epoką – Andrzeja Nieuważnego „Zapomniana wojna 1914-1918. Front wschodni”. W albumie można znaleźć zdjęcia będące rejestracją opisywanych przez Krzysztofa Dubińskiego wydarzeń i uzupełnić wiedzę na temat innych z tej linii frontu.
St.I.Witkiewicz, Autoportret, 1913, fragment (fot.Wikipedia)
Dlaczego armia carska? Nieczajew
Ruszając na wojnę Witkiewicz przerwał wspólną z Bronisławem Malinowskim podróż naukową do Australii. Zasadnicze pytanie z tym związane brzmi: dlaczego stanął u boku Rosjan? Wiadomość o wojnie dotarła na antypody na początku sierpnia. Witkiewicz wciąż przybity samobójstwem narzeczonej – Jadwiga Janczewska zastrzeliła się na początku roku – od razu postanowił ruszyć na front. Chciał – jak wynika z listów – nadać sens życiu albo wyczekiwanej śmierci. Jednego dnia odwiedził konsulów rosyjskiego i austriackiego w Adelajdzie. Jednak nie zdążył na żaden ze statków do Europy czy Azji. Wszedł na pokład dopiero we wrześniu. Razem z nim do Anglii, przez Kanał Sueski płynęła blisko 60-osobowa grupa uczestników kongresu. „Towarzystwo piekielne” – pisał w listach do przyjaciela. „Flirtuję z jakimiś obcymi babami. Nie poznaję siebie”.
Ok. 1917; Instytut Smolny w Petersburgu. (Siedziba Instytutu Szlachetnie Urodzonych Panien, gdzie kształcono córki dostojników. W lipcu 1917 do gmachu przeniosła się z pałacu Taurydzkiego Piotrogrodzka Rada Delegatów Robotniczych i Żołnierskich. Działał tu również m.in. Komitet Wojskowo-Rewolucyjny - Wikipedia; w patriotycznym porywie Petersburg przemianowano w 1914 r. na Piotrogród) (fot. Hulton Archive/Getty Images)
Autor książki rozwikłał kilka zagadek związanych z babami, głównie żonami profesorów brytyjskiego towarzystwa naukowego, które organizowało kongres. Ale bardziej zainteresowała go inna spośród osób pomijanych dotąd w analizach australijskiego okresu w życiu Witkacego. „Jak dotąd mamy zamiar z Nieczajewem jechać z Port Said” – pisał Witkiewicz do przyjaciela ze statku. Kim był człowiek, do którego dołączył? Takie nazwisko nie pojawia się na listach członków BAAS (British Association For The Advancement Of Science), ale można je znaleźć w sprawozdaniach z prac poszczególnych sekcji. „Prof. A. Netschajeff” w ramach jednej z nich wygłosił referat poświęcony problemom i metodom rosyjskiej pedagogiki eksperymentalnej.
Aleksander Piotrowicz Nieczajew, absolwent Petersburskiego Uniwersytetu, stażysta uczelni w Lipsku, Getyndze, Heidelbergu, Zurychu, Paryżu zajmował się między innymi rozwojem pamięci u uczniów. Pracował również nad programami nauki w szkołach wojskowych. Prowadził wykłady psychologii dla profesorów wojskowych uczelni i kierował kursami dla pułkowych oficerów szkolących żołnierzy. Chodzi o pułki lejbgwardii, dawnej gwardii przybocznej carów. Przynajmniej część ich oficerskiej kadry zaliczała się do intelektualnej elity kraju.
Czym jeszcze profesor mógł zafascynować Witkacego?
Aleksander Nieczajew (fot. Wikipedia)
Wolna Rosja na wzór Australii
Wracał zachwycony ustrojem Australii. W chwili wybuchu wojny, postanowił działać na rzecz utworzenia podobnie działającego systemu w Rosji. Już na statku przygotowywał cykl odczytów, zatytułowany „W wolnej Australii”. Jak sprawdził autor, pierwszy wykład z tej serii Nieczajew wygłosił na Uniwersytecie Petersburskim kilka dni po powrocie do stolicy. Jeździł z nimi po Rosji przez całą wojnę. Przekonywał słuchaczy – czytamy – że Rosja będzie się zmieniać, chociaż wielu Rosjan w swój kraj nie wierzy i siedzi biernie w domu zamiast dla kraju pracować. Dubiński zestawia zdania z odczytów z jednym z petersburskich listów Witkacego do Malinowskiego: „Tylko mnóstwo jeszcze i w Rosję nie wierzy i ci siedzą wygodnie za piecem”. Witkacy uwierzył w wolną Rosję bez cara?
Ok. 1917; Straż przed wejściem do gabinetu Lenina i Trockiego. (Może w Instytucie Smolnym? Napis na tabliczce informuje: kłassnaja dama. Zanim do gmachu wprowadziły się bolszewickie instytucje i wodzowie mieściła się tu szkoła dla wysoko urodzonych panien - KF) (fot. z rosyjskiego albumu - Hulton Archive/Getty Images)
Autor przekonuje, że na pewno na skutek rozmów z profesorem podjął decyzję o wstąpieniu do konkretnego pułku lejbgwardii. Już następnego dnia po przyjeździe do Petersburga w biurze mobilizacyjnym zgłosił się do Pułku Izmaiłowskiego. Pułk ten, jeden z najstarszych, słynął z doskonałego wyszkolenia i artystycznych ambicji oficerów. Witkacy z petersburską rodziną Jałowieckich – w domu Anieli, rodzonej siostry ojca – nie miałby okazji tak szybko zebrać informacji, bo wciąż obciążany odpowiedzialnością za śmierć narzeczonej został przyjęty bardzo chłodno. „Wuj Jałowiecki ręki mi nie podał” – pisał do Malinowskiego o powitaniu pierwszego dnia w stolicy.
Do Pułku Izmaiłowskiego jednak go nie przyjęto. Musiał najpierw zrobić kurs oficerski. Nie miał też przy sobie dokumentów. Później przyznał, że pomogła mu protekcja wpływowego Polaka w carskiej armii – admirała Jana Jacyny. Dzięki niej w listopadzie 1914 roku (wg kalendarza juliańskiego) został przyjęty do Pawłowskiej Szkoły Wojskowej. A Nieczajew? Według Wikipedii w 1922 roku wezwano go do chorego Lenina na „konsultacje psychologiczne”. Trzynaście lat później decyzją NKWD „za kontrrewolucyjną agitację” zesłano do Kazachstanu. W Semipałatyńsku zajął się fizjoterapią i psychiatrią. Pracował m.in. w ambulatorium dziecięcym. Zmarł po II wojnie światowej, w wieku 77 lat.
Wzorowy podchorąży. Mołodeczno
Zimą 1914 roku elitarna, słynąca z wysokiego poziomu kształcenia Pawłowska Szkoła Wojskowa działała już na podobnych zasadach jak pospolite szkoły chorążych tworzone dziesiątkami z powodu olbrzymich strat na froncie. Ukończenie szkolenia nie dawało gwarancji zaciągu do pułku piechoty lejbgwardii ani zaliczenia do korpusu osobowego jej oficerów. Można było trafić do zwykłego liniowego pułku piechoty – wyjaśnia Dubiński. Witkacego zapisano na kurs 5-miesięczny. Nie udało się sprawdzić, czego się uczył. Wiadomo, że musiał opanować podstawy – strzelanie, uderzenia karabinem, proste cięcia szablą i ciosy bagnetem, ćwicząc na belach siana i bryłach gliny. Do tego dochodzi szczególnie skrupulatnie egzekwowana w carskiej armii musztra i opanowanie umiejętności oddawania honorów.
St.I.Witkiewicz, Portret w mundurze paradnym Pawłowskiego Pułku, datowany: „19.IX.1917, kopia 9.I.1919”
Autor zestawił harmonogram zaliczeń, awansów i przysługujących po nich urlopów, obowiązujący wówczas w szkole z kalendarium służby Witkacego i informacjami zawartymi w korespondencji. Nie ma wątpliwości – Witkiewicz był wzorowym żołnierzem. Przepisowego przebiegu szkolenia na pewno nie zakłóciła tak surowa kara jak batożenie, o którym opowiadała Joannie Siedleckiej, autorce książki „Mahatma Witkac”, jedna z wnuczek ciotki Anieli – generałowa Sosnkowska. Poza tym, o karze chłosty wobec podchorążego decydował uczelniany sąd honorowy. A, jak ustalił autor, w latach 1914-1916 takich przypadków nie odnotowano. „Takim, jakim jest teraz, nie był nigdy dotąd. Spokojny, można by rzec – radosny, trzymający się prosto, z wysoko podniesioną głową, otrząsnął się zupełnie z tego rozpaczliwego stanu apatii i inercji, w jakim zobaczyliśmy go po powrocie. Przygotowuje się doskonale do egzaminów teoretycznych i świetnie znosi wojskowe rygory” – pisała do Marii Witkiewiczowej ciotka Aniela.
Gen. Michaił Zankiewicz (fot. Wikipedia)
W dobrymi wynikami Witkacy trafił do świetnego pułku piechoty – Pawłowskiego. Kadra jednostki była już na froncie. Chorąży dostał przydział do batalionu zapasowego, złożonego ze zmobilizowanych oficerów i rekrutów. On sam „na wojnę” dotarł 23 września 1915. Wysiadł z pociągu wraz kilkusetosobową grupą żołnierzy w Mołodecznie na rosyjskim froncie północno-zachodnim (dziś Białoruś). Latem Pawłowski Pułk osłaniał w tym rejonie wielki odwrót Rosjan i wykrwawił się wraz innymi lejbgwardzistami, walcząc z Niemcami pod Smorgoniami.
Rozmowa z dowódcą i pułkowe szlagiery. Generał Zankiewicz
W Mołodecznie decyzją dowódcy pułku generała Michaiła Zankiewicza Witkiewicz objął tymczasowo stanowisko dowódcy jednej z kompanii (inaczej – roty: łącznie około 200-240 rekrutów w czterech plutonach). Powierzano mu je kilkakrotnie także później. Zankiewicz – sprawdził autor – rozmawiał osobiście z każdym nowo przybyłym oficerem. W listopadzie podreperowany uzupełniającym składem pułk został przerzucony na dalszą „rekonwalescencję” do Podwołoczysk.
I wojna; kasyno w okopach; francuscy oficerowie w pobliżu frontu (fot. Hulton Archive/Getty Images)
Relacji z galicyjskiego etapu wojskowej kariery Witkacego towarzyszą w książce opisy przyfrontowego życia oficerów lejbgwardii. Jego centralnym miejscem było kasyno zastępujące koszarowy klub oficerski. Codziennie 60-80 oficerów czekało na stojąco aż dowódca pułku zaprosi wszystkich do stołu. Posiłkom towarzyszyła muzyka. A poobiednie rozmowy umilał wykwintny alkohol dostarczany pociągami gwardiejskoj ekonomki – petersburskiego domu handlowego i spółki obsługującej wyłącznie lejbgwardzistów.
W Pawłowskim Pułku sześcioosobowym zespołem muzyków kierował Polak, Stanisław Grabowski. W repertuarze orkiestra miała melodie marszowe, jak paradny marsz na zdobycie Paryża, upamiętniający udział pawłowców w szturmie francuskiej stolicy w 1814 roku, i marsz polowy – specjalnie na długie trasy. Z melodią obu utworów w lipcu 1914 roku żołnierze i orkiestra wyruszali na wojnę ze swoich koszar przy Polu Marsowym.
Podobno zespół Grabowskiego słynął ze świetnego wykonania walca Pułku Mokszańskiego. Muzyczna interpretacja tragicznego epizodu wojny rosyjsko-japońskiej 1905 roku cieszyła się ogromną popularnością nie tylko w szeregach lejbgwardii. Także Josif Wissarionowicz nie mógł oprzeć się tej melodii – w późniejszych latach nadawano ją przed komunikatami Stalina.
1918 rok; amerykański żołnierz (fot. Topical Press Agency/Getty Images)
Wstrzyknięcia. Żołnierskie uciechy przy dźwiękach pianina
Popołudniami oficerowie w galifetach (precyzyjne wyjaśnienie terminu – w książce) siadali do karcianych stolików. Jeśli wierzyć przypisom do sztuki „Janulka, córka Fizdejki”, grali na pieniądze między innymi w kumboł. A wieczorem? Niestety autorowi nie udało się prześledzić wieczornej aktywności kadry pułku. Dotarł jedynie do podobnych w charakterze relacji na gruncie polskim.
Dubiński sięgnął – dla celów poglądowych, jak pisze – po zachowaną w Centralnym Archiwum Wojskowym w Rembertowie dokumentację domu publicznego pod patronatem Wojska Polskiego, otwartego przez Lubę Brunnen w 1919 roku w Równem. „Każdy wojskowy obowiązany jest stawić się do wstrzyknięcia przed wejściem do pokoi i przy wyjściu” – napisano w regulaminie.
Rosja, 1914; parada rosyjskiej piechoty (fot. Topical Press Agency/Hulton Archive/Getty Images)
Autor cytuje też inny co najmniej równie okrutny nakaz, aby specjalnie ustawiony na dole posterunek, w osobach sierżanta i dwóch szeregowców, obchodził wszystkie pokoje na pół godziny przed zamknięciem „w celu wydalenia żołnierzy niemających pozwolenia”. O Rosji wiadomo tyle, że prostytucja była legalna, a zasady świadczenia usług regulowane policyjnymi okólnikami. Wolno było zatrudnić pianistę, ale zakazano wieszania godła państwowego i portretów rodziny panującej.
Awans i tajne głosowanie oficerskiej kadry
Wiosną 1916 roku armia carska poderwała się do działań. Rozpoczęły się przygotowania do paneuropejskiej ofensywy, którą alianci zaplanowali jeszcze zimą.
Francuscy strzelcy atakują okopanych na wzgórzu Niemców, rzucając kamienie (fot. Central Press/Getty Images)
W pułku Witkacego Zankiewicza zastąpił generał Dymitr Szewicz, w zgodnej opinii świadków kiepski strateg i alkoholik. Ale wcześniej, jeszcze z inicjatywy pierwszego dowódcy, przy okazji reorganizacji dotyczącej pułków lejbgwardii i poprzedzającej ją wizytacji Mikołaja II Witkiewicza spotkały wyróżnienia.
Najpierw został awansowany do stopnia podporucznika, a potem jeszcze jako zwykły armijny oficer piechoty oficjalnie przyjęty w poczet oficerów lejbgwardii, co automatycznie łączyło się z kolejnym awansem.
Jak sprawdził autor książki, tuż przed wybuchem wojny w całym korpusie oficerskim carskiej armii liczba oficerów o statusie lejbgwardzisty wynosiła około 4 procent. Do przyjęcia do tego grona nie wystarczał sam wniosek dowódcy. Potrzebna była akceptacja wszystkich pułkowych oficerów ze statusem lejbgwardzisty, wyrażana od XVIII wieku poprzez tajne głosowanie.
Niemiecki strzelec w okopach, obok zabity żołnierz francuski; Fort Vaux – jeden z fortów twierdzy otaczającej Verdun (fot. Hulton Archives/Getty Images)
Wiosenna ofensywa, a wraz z nią losy Witkacego i całej lejbgwardii znalazły się w rękach generała Aleksieja Brusiłowa, dowódcy rosyjskiego frontu południowo-zachodniego.
Brusiłowskij proryw na Wołyniu. Ofensywa armii i rosyjska Somma
Brusiłow miał operacją na Wołyniu otworzyć drogę na Austro-Węgry i odciągnąć siły niemieckie zaangażowane na froncie zachodnim. Drugie zadanie wiązało się z planowaną na początek lipca francusko-brytyjską ofensywą nad Sommą. Na sukces Rosjan liczyli zwłaszcza Francuzi, bo w lutym Niemcy rozpętali piekło pod Verdun.
Ofensywa w pierwszym etapie – działania z maja i czerwca, w których Witkacy nie uczestniczył – rzeczywiście przełamała front. Austriacy musieli przerzuć w ten rejon posiłki między innymi z Francji i Tyrolu. Rosjanie zajęli ważny węzeł kolejowy w Łucku nad Styrem. Jednak z powodu braku wsparcia kolejnych oddziałów natarcie załamało się.
Kilka miejscowości ze szlaku wojennej epopei Witkiewicza i ukraińskie obecnie Jeziory, gdzie w 1939 roku – już wtedy bezbronny – postanowił zakończyć życie. Rzeki zaznaczone fragmentarycznie (TVP Info/google.pl)
Walki były wyjątkowo krwawe, okazały się ponurą zapowiedzią rzezi na Zachodzie. W całej ofensywie Brusiłowa zginęło 1,6 mln żołnierzy – milion Rosjan i 600 tys. Austriaków. Dla porównania – Somma pochłonęła ponad milion ofiar, Verdun 700-800 tysięcy.
Grząski grunt i twardy nieprzyjaciel. Stochód
Podczas drugiego, lipcowego natarcia armia carska miała operować na zachód od Styru płynącego na północ i wschód w stronę Prypeci. Celem było zdobycie Kowla położonego na północny zachód od Łucka, za rzeką Stochód wijącą się licznymi odnóżami równolegle do Styru. Nieprzyjaciel bronił dostępu do Stochodu.
W końcu czerwca, po kilkutygodniowym szkoleniu w Mołodecznie, pułk Witkacego został przewieziony pociągami do stacji Różyszcze i Kiwierce pod Łuckiem. Stamtąd marszowe kolumny z orkiestrami na czele podążały za Styr, w stronę Stochodu.
Ok. 1915; niemieccy żołnierze na froncie rosyjskim (fot. Hulton Archive/Getty Images)
Budując okopy, żołnierze brodzili w grzęzawiskach. Natrafiali na rozkładające się trupy, ofiary początkowego, łuckiego etapu ofensywy, sprzed kilkunastu tygodni.
Okazało się, że mieli niedokładne mapy, a bagnisty teren właściwie wykluczał szturm piechoty na pozycje wroga dobrze okopanego i ogrodzonego zasiekami. Zamiarów jednak nie zmieniono. Szturm na oddziały broniące brzegu rzeki, a więc zarazem drogi na Kowel, ruszył na zachód z okolic wsi Niemir 15 lipca.
„Leżeli po 10-15 silnie trzymając w zesztywniałych rękach karabiny albo łopaty. Większość zginęła od kul w głowę. Szczególnie dużo leżało ich w pobliżu brzegów niewielkich poprzecznych kanałów” – tak widok pola bitwy kolejnego dnia opisywał jeden z oficerów. Gdy wzięto jeńców, okazało się, że nad Stochód przerzucono Niemców zaprawionych w pierwszych walkach nad Sommą.
Kowelski etap ofensywy gen. Brusiłowai i rozlewiska Stochodu między Niemirem a Witonieżem (fot. TVP Info/google.pl)
Z ustaleń autora wynika, że w czasie pierwszych dwóch dni pułk Witkacego miał ubezpieczać działania innych, ale wskutek fatalnego dowództwa Szewicza, właściwie patrzył na zagładę towarzyszy. Cytowany w książce uczestnik walk wspomina, jak jeden z oficerów Pułku Pawłowskiego wciągał po bitwie zabitych i rannych do okopów. „To była rzeź niewiniątek” – miał powiedzieć. Nazwisko tego oficera nie zostało przytoczone. „Zapewne nie był to jeden z kadrowych, przedwojennych oficerów lejbgwardii, bo tych przecież autor wspomnień nie znał. Musiał to być zatem jakiś oficer czasu wojny. Mógł nim być podporucznik Witkiewicz” – snuje przypuszczenia Dubiński.
Porucznik Witkiewicz w natarciu. Witonież
Rekonesans wykazał, że Niemcy wycofali się za rzekę, do wsi Witonież, „pozostawiając trzy kuchnie i inne trofea” – jak informowano w meldunku. Zadanie przetarcia szlaku na Kowel stało się jeszcze trudniejsze. Żołnierze, po pokonaniu pod ostrzałem wroga kilkuset metrów nabrzeżnych grzęzawisk, musieliby jeszcze w takich samych warunkach pokonać rzekę i wedrzeć się na zajęte przez niego wzgórze, u stóp którego leżała wieś.
Październik 1917, ranny gen. Brusiłow w szpitalu; obok żona; zdjęcie z rosyjskiego albumu (fot. Hulton Archive/Getty Images)
Rozkaz wykonania samobójczej misji otrzymały trzy pułki lejbgwardii, wśród nich Pawłowski. Początek operacji wyznaczono na 17 lipca. Do ataku ruszyli około godz. 17. Pawłowcy tworzyli pierwszą linię szturmu. Biegli tyralierami, w ogniu niemieckich karabinów i armat. Pokonali rzekę, część z nich uderzyła na dwór we wsi, część – grupa, w której najprawdopodobniej był Witkacy – na wzgórze. Niemiecka piechota rozpoczęła u jego stóp kontratak. Przegrała starcie na bagnety.
Bój o wzniesienie trwał kilka godzin.
Lejbgwardziści utrzymali je do zapadnięcia nocy. Ale niemieckiej obrony Witonieża nie dało się przełamać. Bataliony Pawłowskiego Pułku otrzymały rozkaz wycofania się dopiero około godz. 22. Drogi na Kowel nie otworzył też szturm przeprowadzony 18 lipca przez kolejne pułki lejbgwardii. Rozpoczął się odwrót i pozorowanie działań zaczepnych, żeby zyskać czas na zebranie z bagien zabitych i rannych – kończy relację autor.
Około 1914; szpital (fot. Ernest H. Mills/Getty Images)
Damy lejbgwardii...
Kontuzjowany albo – według innych źródeł – ciężko ranny odłamkiem pocisku został również Witkiewicz. Za pierwszą wersją przemawiają kartoteki przyfrontowego lazaretu, na których nie ma jego nazwiska, i zapis w wojennych papierach informujący, że chociaż doznał kontuzji, to „pozostał w szeregu”. Ponadto, jak sprawdził autor, porucznik dotarł do Petersburga już 10 dni później – 28 lipca. I owszem, trafił pod opiekę lekarską, ale nie szpitala tylko zakładu medycznego o nazwie „Lazaret dla rannych założony przez damy Lejbgwardii Pawłowskiego Pułku”. Dubiński natrafił na nieprzychylne tej instytucji opinie. Szef wojskowej żandarmerii notował, że damskij reżim sprzyja osłabieniu dyscypliny i ducha bojowego pacjentów. Podobnego zdania był szef carskiej ochrany, który kilka miesięcy później działalność placówki uznał za jedną z głównych przyczyn buntu w koszarach przy Polu Marsowym.
W każdym razie przekazywane przez przyjaciół Witkacego jego opowieści o first class obłapkach autor wiąże raczej z aktywnością pułkowych żon czy sióstr niż markietanek. Do tego miejsca uciech kieruje też powtarzana historia o orgii z udziałem „wspaniałej dziwy arystokratycznej”. I chyba niewiele więcej wniesie tu uwaga oficera Ministerstwa Spraw Wojskowych, który w 1921 roku weryfikował status porucznika w Wojsku Polskim: „Podaje się za malarza, literata, filozofa. Zdolność do służby C, chronicznie chory na płuca i chory wenerycznie”.
W sierpniu 1916 roku rosyjski lekarz stwierdził u pacjenta cyklofrenię, czyli chorobę maniakalno-depresyjną. We wrześniu pisano, że ma nerwicę pourazową i zalecono leczenie pozaszpitalne „hydroterapią, masażem i elektryzacją”. Oba zaświadczenia wiążą się ze staraniami o uzyskanie skierowania do sanatorium – pisze Dubiński. Kiedy Witkacy stanął, prawdopodobnie z tego powodu, przed komisją lekarską, ta orzekła, że jest zdrowy i może wrócić na front. W koszarach przydzielono go do 4. kompanii – roty – rekonwalescentów, na stanowisko jednego z młodszych oficerów. „Oficerów czwartej kompanii trudno było w koszarach zastać” – pisał wspomniany generał żandarmerii, ubolewając dalej, że korzystali ze zwolnień lekarskich, które bez problemu wystawili im lekarze z lazaretu. „Jeśli już któryś z nich w koszarach się pojawiał, to czas spędzał głównie w klubie oficerskim” – narzekał generał.
Buduarowe historie w chloroformowej aurze wiązały się jednak z poważniejszymi problemami. Wojna na wycieńczenie wroga przynosiła rezultaty. W petersburskim garnizonie było 16 zapasowych batalionów lejbgwardii. Regulaminowo każdy z nich powinien mieć 4 kompanie liczące w sumie 100 żołnierzy i oficerów – wylicza autor. Pod koniec wojny, z powodu strat w ludziach, zniesiono normy, co pozwoliło brać w kamasze kolejne tysiące poborowych. Pod koniec 1916 roku stan osobowy zapasowych batalionów wynosił w stolicy około 100 tys. żołnierzy. Przy poważnych brakach w kadrze oficerskiej – zaznacza Dubiński. Młodzi podchorążowie przynosili do koszar opozycyjne broszury – narastał sprzeciw wobec władzy, na całego trwała antywojenna agitacja.
Bunt czwartej roty. Porucznik Witkiewicz częściowo zwolniony z rewolucji
„Pułk mój, Lejb-Gwardii Pawłowski Połk, zaczął pierwszy Wielką Rewolucję Rosyjską” – cytuje autor zadanie z „Niemytych dusz”. I zaraz potem przytacza słowa Richarda Pipes’a: „Najbardziej zdumiewającą rewoltę wojskową w dziejach pisanych rozpoczął Pułk Pawłowski”. Dalej fakty historyczne, uwagi Pipes’a i relacje naocznego świadka – dziennikarza Iwana Łukasza przeplatają się z danymi odnotowanymi w kalendarium służby Witkacego. Jak lutowe wydarzenia mogły wyglądać z jego perspektywy?
Na początku roku 1917 rzesze robotników w Petersburgu szczególnie dotyka głód i brak opału. 20 lutego pojawiają się pogłoski o wprowadzeniu racjonowania chleba. Witkacy właśnie wrócił ze zwolnienia. 24 – relacjonuje autor za Pipes’em – na ulice wyszło 160-200 000 robotników; w pałacu Taurydzkim podczas sesji Dumy padają demagogiczne hasła. Porucznik najwyraźniej nie doszedł do pełni sił. Rano batalionowy lekarz zwolnił go ze służby i odesłał do domu na trzy dni – odnotowuje Dubiński. 25 lutego zapadła decyzja o użyciu wojska do stłumienia demonstracji. Dowództwo zezwoliło na otwieranie ognia po trzykrotnym wezwaniu do rozejścia się. Kiedy 26 lutego uzbrojone oddziały pawłowców, podobnie jak inne w mieście, opuszczały koszary, żołnierze kompanii rekonwalescentów zajmowali się czym innym. Kazano im nabijać słomą sienniki.
Petersburg, marzec 1917; pierwsza demonstracja na placu Znamienskim, pod pomnikiem Aleksandra III (fot. Hulton Archive/Getty Images)
Ruszyli na wiadomość, że na Newskim Prospekcie ogień do tłumu otworzyli koledzy. Wdarli się wtedy do zbrojowni i mimo protestu dowódcy wymaszerowali, żeby ich powstrzymać. Trzydziestu było uzbrojonych, dwustu innych – nie. Otworzyli ogień do szwadronu policji strzelającego do robotników. Wrócili, gdy skończyła się amunicja. Dowódca batalionu, nie wiedząc jeszcze o tych wydarzeniach, wydał rozkaz odwrotu oddziałów pacyfikujących miasto, ale wkrótce zginął zastrzelony na ulicy.
Powrót. Entuzjastyczne powitanie w koszarach
Rekonwalescentów uwięziono w koszarach, część w Twierdzy Pietropawłowskiej, i poddano śledztwu, ale – jak zgodnie twierdzą historycy – lawiny nie można było już zatrzymać. Zastrzelenie dowódcy podziałało jak hasło do linczu na oficerach. Masowe ataki rozpoczęły się dzień później – w poniedziałek, 27. Tego dnia wieczorem ogłoszono powstanie Rządu Tymczasowego. Po mieście krążyło już jednak ponad 10 tys. zbuntowanych żołnierzy. 1 marca w rewolucji uczestniczyło ich 170 tys. – podaje statystyki autor. Polowano na najbardziej okrutnych oficerów. Bunty zaczęły wybuchać też na froncie.
Żołnierze, marynarze i cywile w pałacu Taurydzkim, rewolucja październikowa 1917 (w pałacu, siedzibie Dumy, podczas rewolucji obradowały też powołane wówczas instytucje – wśród nich Rząd Tymczasowy i tzw. Sowiet – KF); (fot. Hulton Archive /Getty Images)
W „Niemytych duszach” Witkacy pisze, że trzystu ludzi jego roty „przez kilka dni walczyło przeciw całej carskiej Rosji”. I dodaje: „przeszedłem pod wpływem nieomal »czynnego« udziału w początku rewolucji rosyjskiej dziwne transformacje”. Dubiński, powołując się na naoczne relacje dziennikarza Łukasza, tworzy ciekawą hipotezę dotyczącą udziału porucznika Witkiewicza w wydarzeniach lutowej rewolucji. Otóż Łukasz pisze, że do koszar, w których zostali uwięzieni rekonwalescenci, przybyło we wtorek, 28, dwóch młodszych oficerów tej roty. A zbuntowani żołnierze przywitali ich z entuzjazmem. Pod ich dowództwem pomaszerowali przez ogarnięte chaosem miasto pod gmach Dumy. Dwaj dowódcy przedostali się do środka budynku.
Wtedy przebywał tam również Zankiewicz. Generał szukał godnych zaufania oficerów. Znał tylko oficerów frontowych Pawłowskiego Pułku, którym dowodził – zauważa autor. I dzieli się następnie efektami swoich poszukiwań: „W lutym 1917 roku na etacie 4. roty było dwóch młodszych oficerów służących wcześniej na froncie pod rozkazami generała: kapitan Własow i porucznik Witkiewicz. Wydaje się zatem niezwykle prawdopodobne, że ci trzej wojskowi trafili na siebie w pałacu Taurydzkim”. Rozkazy – relacjonuje dalej opowieść Łukasza o anonimowych oficerach – otrzymali natychmiast i ruszyli z żołnierzami w miasto zaprowadzać porządek.
Wybrany przez żołnierzy
W kolejnych dniach sytuacja zmieniała się równie szybko. Obok dwóch ośrodków władzy – Komitetu Tymczasowego Dumy, przyszłego Rządu Tymczasowego (umiarkowani, centryści i z czasem eserowcy, czyli partia socjalistów rewolucjonistów) i Rady Piotrogrodzkiej – Sowieta (socjaldemokraci) powstał kolejny organ – Rada Delegatów Robotniczych i Żołnierskich – rewolucyjny samorząd z Komitetem Wykonawczym na czele. 1 marca Rada Delegatów wezwała do wybierania przedstawicieli na inauguracyjną sesję Sowieta i do tworzenia komitetów żołnierskich na wzór rad, z komisarzami na czele. Rada i komitety przejęły de facto nadzór nad wojskiem i dowództwo. Właściwie zlikwidowano kadrę oficerów – zniesiono między innymi praktykę ich tytułowania. Siły zbrojne z rąk obozu demokratycznego przeszły w ręce radykałów. Rozpoczął się upadek carskiej armii.
Ze strzępów informacji na temat sytuacji Witkacego wynika, że robił wtedy swojego rodzaju karierę. W pułkowej ewidencji zachował się zapis, że 20 marca porucznik Witkiewicz „został wyznaczony oficerem 4. roty”. Sam wspominał w „Niemytych duszach”: „Do czwartej roty zapasowego batalionu tego pułku, która rewolucję naprawdę zaczęła, miałem być zaszczyt później wybranym przez moich rannych żołnierzy z frontu”. Wyjaśniał też: „Zawdzięczam ten zaszczyt słabym zasługom negatywnym: nie biłem w mordę, nie kląłem po »matuszkie«, karałem słabo i byłem względnie grzeczny – nic ponadto...”. Witkacolodzy snuli w związku z tymi wyznaniami przypuszczenia, że Witkiewicz został wybrany na komisarza, przy czym nie potrafiono wyjaśnić, na jakiego konkretnie.
Ok. 1917; Petersburg. Kongres Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich; zdjęcie z rosyjskiego albumu. (Szczegół dla tych, którzy wątpią w postępowość delegatów – niewykluczone, że napis na mównicy głosi: +uprasza się o niepalenie+) (fot. Hulton Archive/Getty Imagest)
Na pewno nie wojskowego komisarza politycznego, bo takich urzędników-kontrolerów z nadania Rządu Tymczasowego wymyślił Kiereński w maju 1917 roku – pisze Dubiński. To tę „tradycję” kontynuowali potem bolszewicy. Komisarzami zarządzał osobiście Lew Trocki, komisarz ludowy czyli członek rządu Lenina – Rady Komisarzy Ludowych. Jak sprawdził autor, żaden z oficerów w pawłowskiego batalionu nie został też wybrany do Sowieta. A w skład żołnierskiego komitetu, do utworzenia którego nawoływała Rada Delegatów Robotniczych i Żołnierskich, weszli głównie szeregowcy i podoficerowie. Na wykazach składów tych gremiów autor nie znalazł nazwiska Witkiewicza.
Protekcja piewcy bolszewizmu
Ale podczas wieców wyborczych decydowano też, który z dotychczasowych oficerów może pozostać i pełnić dotychczasowe funkcje. Bywało, że dla kandydata taki mityng kończył się pobiciem, dlatego niektórzy z wezwanych do weryfikacji nie stawiali się na wezwanie. Ostatecznie żołnierze uznali, że spośród dotychczasowych 70 oficerów, w składzie batalionu może pozostać, według różnych źródeł od 9-12. Wśród nich znalazł się Witkacy – pisze Dubiński. Został wybrany do składu 4. roty rekonwalescentów, tej samej, do której był przypisany przed rewolucją. Drugi etat oficera roty objął, wg autora, kapitan Własow.
A kim byli „ranni żołnierze z frontu”, którym porucznik zawdzięczał wybór? Dubiński sprawdził i to. Pod rozkazami Witkacego podczas bitwy nad Stochodem służył między innymi szeregowiec Paweł Afanasjew. Wiadomo, że żołnierz w lutym 1917 uczestniczył ponadto w buncie 4. roty. Autor wiersza „Czerwony sztandar”, piewca komunizmu, wyrósł na lidera żołnierzy i został wybrany do komitetu batalionowego jako przedstawiciel 4. roty. Wybór Witkiewicza na jej oficera nie mógł się odbyć bez jego aprobaty – stwierdza Dubiński. Afanasjew jako Paweł Arski publikował od 1917 roku na łamach leninowskiej „Prawdy” i „Sołdatskiej Prawdy”.
Paweł Afanasjew/Arski (fot. Wikipedia)
Wiosną wśród żołnierzy narastał bunt przeciw wojnie. W marcu abdykował car, ale Rząd Tymczasowy nie zamierzał wycofać się ze zobowiązań wobec sojuszników. Ruszyły przygotowania do nowej ofensywy na froncie południowym. Szybko zarządzono reorganizację oddziałów, żeby pozbyć się dowódców awansowanych w drodze głosowań przez żołnierzy. Pawłowski Batalion Zapasowy Witkacego został przeformowany na Pawłowski Pułk Rezerwowy, a jego dowódcą został pułkownik Andriej Potocki, doskonały wojskowy, rysownik dobrze znany Witkacemu z frontu. Witkiewiczowi zwolnienie skończyło się 6 maja. Do 4 lipca nie korzystał z kolejnego. Potocki wystąpił w tym czasie o nadanie mu Orderu św. Anny za dzielność i odwagę podczas walk pod Witonieżem.
Lenin, Stalin, Hitler w mundurze polowym z I wojny i Trocki (fot. Hulton Archive/Topical Press Agency/Getty Images)
Od kwietnia w Petersburgu przebywał wyekspediowany przez niemiecki wywiad Lenin. W maju dołączył do niego Trocki. „Powstańcie fabryki, już ognie na barykadzie, Lenin przyjechał, jest w Piotrogradzie” – pisał Arski. Pod koniec kwietnia powstała Czerwona Gwardia i ruszyły przygotowania do zbrojnego wystąpienia. Zaplanowano je na 10 czerwca, ale wkrótce odwołano. Bolszewicy przystąpili do ataku dopiero na przełomie czerwca i lipca, kiedy żołnierze na froncie odmówili dalszej walki. W lipcu Rząd Tymczasowy znów ogłosił w mieście stan wojenny, zakazano prowadzenia rewolucyjnej agitacji w wojsku. Na froncie przywrócono karę śmierci. Kiereński polecił ograniczyć liczebność stołecznego garnizonu. Arski trafił do aresztu. Porucznik Witkiewicz odmeldował się na zwolnienie lekarskie. W pułku Potocki przystąpił do weryfikacji oficerów – relacjonuje przebieg wydarzeń autor.
„Bardzo dobry oficer bojowy”. Pułkownik Potocki
Porucznik otrzymał wtedy dokument podsumowujący dotychczasową służbę. Pułkownik dołączył do niego opinię opatrzoną datą 17 lipca. Zaświadczał w wystawianych papierach o waleczności i męstwie podwładnego w walkach pod Witonieżem. Witkiewicz, zgodnie ze słowami dowódcy, był ceniony za „znajomość wojennego rzemiosła, energię i miłość do żołnierzy”. Ostatnią z opinii kończy stwierdzenie, że wciąż odczuwa skutki kontuzji znad Stochodu i konkluzja, że jest bardzo dobrym oficerem bojowym.
Opinia – jak zauważa autor – otwiera zarówno możliwość ubiegania się o zwolnienie z obowiązku służby wojskowej z uwagi na stan zdrowia, jak i kontynuacji kariery. Witkacy wybrał pierwszą opcję. Tym razem dostał urlop 3-miesięczny. 22 sierpnia kancelaria wystawiła mu imienny bilet zezwalający na bezpłatny przejazd koleją „z powodu choroby”.
Płk Andriej Potocki (fot. z archiwum Krzysztofa Dubińskiego)
U progu rewolucji październikowej, gdy z pułku ponownie odchodził Potocki, a wracał – z aresztu – Arski, Witkacy mógł wreszcie ruszyć w dłuższy tour po galeriach. Autor sprawdził, że artysta często wyjeżdżał z Petersburga. Podróżował do Kijowa i Moskwy. Kontaktował się z Karolem Szymanowskim. Z Tadeuszem Micińskim zwiedzał galerie Szczukina i Morozowa. Zapewne wtedy pracował nad „Nowymi formami w malarstwie”, które wydał w 1919 roku, i nad zarysem tzw. hauptwerku – swojego zasadniczego dzieła filozoficznego o tytule „Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie Istnienia” – zauważa Dubiński.
Ponadto intensywnie malował i przygotowywał się do udziału w petersburskiej wystawie. Świadczy o tym karta pocztowa Marii Witkiewiczowej z 9 kwietnia 1918 roku do siostry Leona Chwistka Anny Stożkowej: „Od Stasia miałam wiadomości z ostatnich dni stycznia. Zdrów, zarobił w tym roku 6000 rubli portretami i kompozycjami”. Podjął też bezowocne starania o przyjęcie do polskich oddziałów; do rosyjskiej armii już nie wrócił.
Około 1917 r.; żołnierki z kobiecego batalionu; (stoją przodem do Pałacu Zimowego w Petersburgu – KF); fotografia z rosyjskiego albumu (fot. Hulton Archive/Getty Images)
W oficjalnych wyjaśnieniach składanych w Polsce pisał o tamtych czasach: „Na karcie stopień mój nie był wymieniony, ponieważ oficerom przeważnie groziły nieprzyjemności, względnie rzeczy daleko gorsze”. Polowanie na nich trwało w najlepsze.
Niedługo po jego odejściu pułk przeszedł na stronę bolszewików. 24-25 października w koszarach zainstalował się Komitet Wojskowo-Rewolucyjny – organ dowodzący oddziałami lojalnymi wobec partii, której celem było obalenie Rządu Tymczasowego. Kolejnego dnia pawłowcy ruszyli z czerwonogwardzistami i marynarzami z Kronsztadu na Pałac Zimowy, gdzie rząd urzędował. Kiereński uciekł, zostali ministrowie i wojskowa załoga, która miała ich bronić. Późnym wieczorem w budynku pozostało już tylko 136 ochotniczek z 1. Piotrogrodzkiego Batalionu Kobiecego. Pawłowcy wdarli się po północy, podobno prowadził ich Arski. Żołnierki zabiły sześciu z nich, a rozwścieczeni koledzy popędzili je do koszar. Część z kobiet pobito, niektóre zgwałcono. Córka emerytowanego admirała floty popełniła samobójstwo, skacząc z okna – relacjonuje autor.
Loża i schizoidalne zahamowania
Wśród skąpych wypowiedzi Witkacego na temat rewolucji, badaczy szczególnie intryguje następująca:„W ostatnich czasach wiele dał mi do myślenia widok (inaczej nie mogę powiedzieć, bo niestety patrzyłem na to jak z loży, nie będąc w stanie przyjąć w tym żadnego udziału z powodu schizoidalnych zahamowań) Rewolucji Rosyjskiej, od lutego 1917 do czerwca 1918”. Tym razem Dubiński, prezentując ciekawą interpretację słów bohatera, sięga do literatury.
Wskazówkę dostrzega w „Pożegnaniu jesieni”, w miejscu gdzie „bolszewicujący poeta” Sajetan Tempe wyrzuca Atanazemu, że chciałby „na rewolucję patrzeć z loży parterowej jak na widowisko”. Atanazy to Witkiewicz, Tempe to Arski, a parterowa loża to kasyno, które w koszarach pawłowskich zajmowało parter i pierwsze piętro – przekonuje autor.
Eleganckie pomieszczenia kasyna sprzed I wojny, z zastawami, które pawłowcy rabowali z paryskich pałaców po szturmie w 1814 roku, po jej wybuchu zamieniły się w skromne wnętrza stołówki, klubu i sali bilardowej ze stolikami do gry w karty. To w nich koncentrowało się wojskowe życie. Co zresztą wypominał oficerom generał żandarmerii znany z krytycznych opinii na temat pobliskiego lazaretu.
Jedynym znanym zdjęciem pochodzącym z tego epizodu w biografii artysty jest słynny „Portret wielokrotny”. Popularny w początkach XX wieku typ fotografii z kompozycją lustrzanych odbić pozwalał modelowi spojrzeć na siebie jednocześnie z różnych perspektyw. Twórczość Witkacego polegała w znacznej mierze na procesie odwrotnym, na wielokierunkowej kreacji własnego wizerunku. Która z praktyk przeważa w przypadku tego portretu? Więcej tu autoanalizy niż aktorstwa. „Przeszedłem pod wpływem nieomal »czynnego« udziału w początku rewolucji rosyjskiej dziwne transformacje” – pisał przecież Witkiewicz. Krzysztof Dubiński pozostawia nas z bardziej szczegółowym pytaniem – o to, który konkretnie etap wojennego epizodu artysty dokumentuje to zdjęcie.
St.I.Witkiewicz, Autoportret w mundurze, datowany: 24 lipca 1917
Krzysztof Dubiński „Wojna Witkacego, czyli kumboł w galifetach”, Wydawnictwo „Iskry”, premiera 28 X 2015
Andrzej Nieuważny, „Zapomniana wojna 1914-1918. Front wschodni”, Wydawnictwo BOSZ, 2016
Andrzej Nieuważny, „Zapomniana wojna 1914-1918. Front wschodni”, Wydawnictwo BOSZ
Podpisy pod zdjęciami Getty Images pochodzą od agencji, chyba że zaznaczyłam dodatkowo inne źródło.
Zdjęcie główne: Stanisław Ignacy Witkiewicz, „Autoportret wielokrotny w lustrach”, Piotrogród, ok. 1915-1917, fotografia (fot. Muzeum Sztuki w Łodzi)