– Cały czas idziemy do przodu, jeżeli chodzi o organizację gry w defensywie i w ofensywie, co sprawia, że z dużą dozą optymizmu patrzymy w przyszłość. Z optymizmem, ale bez euforii – tonował nastroje trener Adam Nawałka, po marcowych meczach towarzyskich z Serbią i Finlandią. Wygrane 1:0 i 5:0 rozgrzały głowy kibiców, bo choć rywale nie są finalistami Euro 2016, to jednak do słabych drużyn nie należą.
Stąpa po ziemi
Cieszą słowa selekcjonera, bo świadczą o jego mocnym stąpaniu po ziemi, czego przed wielkimi imprezami piłkarskimi jego poprzednikom często brakowało. Ale nie tylko pod tym względem obecne przygotowania do czerwcowych mistrzostw Europy (mecz otwarcia Francja – Rumunia – 10.06) są wyjątkowe.
Nigdy w XXI wieku reprezentacja Polski nie miała przed finałami MŚ, czy ME tak długiej serii zwycięstw. Od kończącego eleminacje triumfu 2:1 nad Irlandią, co dało nam awans, Polacy wciąż zwyciężają. Niektórzy dziennikarze żartują nawet, że maszyna Nawałki nigdy nie przestanie wygrywać. Jeszcze jesienią kadra w bardzo dobrym stylu pokonała 4:2 Islandię i 3:1 Czechów. Widać było, że mankamenty w defensywie piłkarze chcą przykrywać grą ofensywną. I to się udawało! Wyniki te były tym cenniejsze, że obaj rywale również wystąpią na francuskich boiskach. A gdy dodamy do nich Niemców i Irlandczyków, którzy również awansowali, okaże się, że Polska ma na rozkładzie już czterech finalistów. To rzecz w ostatnim czasie bez precedensu. A jak to wcześniej bywało?
– Logistycznie mamy zabezpieczoną drogę do samego finału w Jokohamie – mówił kilka miesięcy przed mistrzostwami świata w Japonii i Korei Płd., w 2002 roku trener Jerzy Engel, opisując organizacyjne przygotowania do imprezy. Piłkarze i kibice byli wówczas wyjątkowo spragnieni sukcesu, bo na wielki turniej reprezentacja awansowała pierwszy raz od 16 lat, wyprzedzając w grupie eliminacyjnej m.in. losowane z wyższych koszyków Norwegię i Ukrainę.
Fotka z pucharem
Gdy do Warszawy przyjechał wiosną prawdziwy Puchar Świata, aby wszyscy mogli go z bliska zobaczyć, selekcjoner z lubością się z nim fotografował, a kadrowicze bez ogródek powtarzali, że do Azji jadą właśnie po to trofeum.