Matka porywaczka, złodziej, który pisał listy i fałszywy policjant. Godni następcy gangu Olsena
poniedziałek,
2 maja 2016
Czy można zaskoczyć policjanta? Udało się to np. kościelnemu, który zrobił pijacką imprezę przed ołtarzem oraz matce nastolatka, która, by nauczyć syna moresu, zleciła jego porwanie.
O tym, jak zaskakująca i nieprzewidywalna może być praca policjantów, najlepiej wiedzą oni sami. Ale czasem decydują się uchylić rąbka tajemnicy i na światło dzienne wychodzą niecodzienne sytuacje. Jak ta, kiedy 37-latek z Lublina udawał policjanta i patrolował ulice miasta. Do kupionego przez internet munduru policyjnego dołożył pagony starszego aspiranta i przechadzał się po ulicach Lublina. Jego „służba” polegała na upominaniu osób pijających alkohol w miejscach publicznych. Potem prawdziwym funkcjonariuszom wyjaśniał, że obserwował reakcję ludzi na mundur. W końcu jednak trafiła kosa na kamień, kiedy podczas „patrolu” został poproszony o pokazanie odznaki. Fałszywy policjant musiał oddać mundur i zapłacić sporą grzywnę.
Z kradzionymi fantami szedł przez miasto
25-letni złodziej z Chojnic przykuł uwagę strażników miejskich śledzących monitoring miejski, jeszcze zanim włamał się do plebanii. Kiedy wyszedł z budynku, niosąc na ramieniu figurkę Matki Boskiej w ręku lampę halogenową, a na głowie kask, do akcji wkroczyła policja. Po krótkim pościgu włamywacz został zatrzymany. Był pod wpływem alkoholu.
Pecha miał też złodziej, który okradając plebanię, włączył przypadkowo kościelne dzwony w Sierzchowach w gminie Cielądz w woj. łódzkim. Bicie dzwonów o nietypowej porze zaalarmowało okolicznych mieszkańców. Po powrocie na plebanię ksiądz stwierdził brak portfela i kilkuset złotych. Choć złodziejowi udało się uciec, stróże prawa szybko wpadli na jego trop. Okazał się nim 29-letni mieszkaniec powiatu tomaszowskiego. Miał 2 promile alkoholu w organizmie.
Nieudany włam Minionka
Pewny swego czuł się 45-letni złodziej z Golubia-Dobrzyna, który przebrał się za Minionka i poszedł „na robotę” do jednej z lokalnych firm. Zarejestrowały go kamery przemysłowe przedsiębiorstwa, które miało paść jego ofiarą. Jednak nie udało mu się sforsować drzwi. A na domiar złego dla niego, mimo kostiumu, policjanci szybko wytypowali sprawcę. Odkryty w jego domu strój obciążył przestępcę. Sprawca był tak pewny siebie, że nawet go nie ukrył. W tej sytuacji nawet nie próbował zaprzeczać.
O sporym pechu może mówić też złodziej, który nie pilnował własnych rzeczy. Policjanci szybko namierzyli 19-latka, który w gminie Zakrzew (woj. lubelskie) napadł na 84-letniego mężczyznę. Kiedy starszy człowiek otworzył drzwi nieznajomemu, ten uderzył go w głowę. Krzyki ofiary zaalarmowały innych mieszkańców. Spłoszony złodziej wpadł, bo podczas ucieczki zostawił w mieszkaniu staruszka telefon. Za usiłowanie rozboju grozi mu do 12 lat więzienia.
W okradzionym sklepie zostawił list do właściciela
Czy złodziej może być uczciwy? – Czegoś takiego jeszcze nie było – mówili policjanci. - Pulpety, papierosy, batony, napój, zapalniczki – listę skradzionych rzeczy oraz list z obietnicą pokrycia strat i prośbą o niezgłaszanie włamania na policję zostawił złodziej w sklepie w małej miejscowości w pobliżu Dębrzna w województwie pomorskim. Na czterech kartkach papieru sprawca opisał swoją trudną sytuację, problemy rodzinne i towarzyskie. Zdradził, że ciąży na nim wyrok i wkrótce ma trafić za kraty. Prosił właściciela sklepu, aby nie zawiadamiał policji o zdarzeniu, bo jak tylko będzie miał pieniądze, zrekompensuje straty.
Dopisał listę rzeczy, które ze sobą zabiera oraz te, które zjadł na miejscu. Znalazły się na niej pulpety, papierosy, napój, batony oraz zapalniczka, a także 50 złotych wyjęte z kasy. Choć nie podpisał się, ekscentryczne zachowanie szybko naprowadziło policjantów na 20-latka, który był wcześniej wielokrotnie notowany przez policję.
„Ona tańczy dla mnie” przed ołtarzem.
Nie lada fantazją wykazał się pewien kościelny. Jego gust muzyczny znosić musieli okoliczni mieszkańcy. Słowa piosenki „Ona tańczy dla mnie” niosły się w pewną weekendową noc po Budzyniu (woj. wielkopolskie). I pewnie nikt nie zwróciłby uwagi na to, gdyby nie fakt, że muzyka dochodziła z kościoła. Na nocną imprezę kolegów zaprosił kościelny. Zdradziło ich kościelne nagłośnienie, dzięki któremu muzyka i śpiewy niosły się po całej okolicy. To zwabiło policjantów. Biesiadnicy musieli zapłacić po 250 złotych mandatu a kościelny dodatkowo poszukać nowego zajęcia.
Potyczki rodzinne i zaskakujące metody wychowawcze
Nawet stare dobre małżeństwo może się czasem pokłócić. 64-letnia mieszkanka Mrągowa wygoniła męża w nocy z domu „bez zębów” i nie chciała wpuścić z powrotem. Mężczyzna poskarżył się policjantom. W ich obecności żona zdecydowała się otworzyć drzwi. Przekonywała, że nie zabrała protezy mężowi. Pojednanie przyniosła policyjna mediacja, ale mąż choć odzyskał sztuczną szczękę, noc zdecydował się spędzić poza domem.
Poza domem, choć niedobrowolnie, miał spędzić wieczór także pewien nastolatek, którego matka chciała nauczyć moresu. Mieszkanka Koszalina nie potrafiła okiełznać trudnego wychowawczo syna. Chłopak, mimo że miał dopiero 18 lat, był już dobrze znany lokalnej policji. Gdy prośby i groźby przestały skutkować, kobieta wpadła na kontrowersyjną metodę wychowawczą. Zleciła znajomym porwanie i wywiezienie go do lasu. Dobrze się do tego przygotowali. Joanna K. i jej syn pili w domu alkohol, kiedy do mieszkania wpadło dwóch mężczyzn. Nastolatek otrzymał kilka ciosów kijem bejsbolowym, wsiadł do bagażnika samochodu „porywaczy”. Plan spalił na panewce, bo akcję wychowawczą zauważył przypadkowy świadek, który natychmiast zawiadomił policję. Mundurowi ruszyli w pościg. Padły strzały. W końcu auto wjechało w płot. Kierowca uciekł, ale w samochodzie zostały mężczyzna i dwie kobiety, w tym matka – organizatorka oraz przerażony nastolatek w bagażniku.
Prawdopodobnie miała pojawić się z „mową końcową”, gdy „porywacze” skończą już z jej krnąbrnym synem. Wszyscy byli pijani. Całej czwórce porywaczy grozi do 5 lat więzienia.
Dużo więcej zaufania do swojego dziecka miała 48- letnia mieszkanka gminy Końskowola. Wsiadła za kółko bez prawa jazdy i pod wpływem alkoholu. Po rozmowie z policjantami na komisariacie zadzwoniła po syna, by odebrał ją z policji. Kiedy 21-latek przyjechał pod komisariat, okazało się, że również jest pijany. Miał 0,9 promila. Matkę i syna odebrał więc dopiero ich trzeźwy znajomy. Za jazdę w stanie nietrzeźwości grozi im do dwóch lat za kratkami.