Demoniczny insekt na Patmos. Humor Hieronima Boscha
piątek,
6 maja 2016
Hertogenbosch. Na przełomie gotyku i renesansu, w XV wieku miasto wyspa wśród flamandzkich kombinatów sztuki, takich jak Brugia, Gandawa, Bruksela czy Tournai. Wyspa, bo w odróżnieniu od wymienionych ośrodków rozsławione przez jednego zaledwie twórcę, który kształtował umiejętności najprawdopodobniej w skromnym rodzinnym warsztacie. Dzisiaj lokalne muzeum chwali się realizacją ambitnego projektu. 500 lat od śmierci najznamienitszego obywatela ściągnęło na wystawę blisko 50 prac jego i naśladowców – obrazy i rysunki rozproszone w około 20 kolekcjach na całym świecie.
Chociaż wystawa trwa jeszcze do 8 maja, muzeum już jakiś czas temu ogłosiło brak biletów. Ale to nie ostatnia okazja obejrzenia prac Boscha w jednym miejscu. Z końcem miesiąca impreza obchodów pięćsetlecia przenosi się do Madrytu.
W czasach Boscha jego rodzinne miasto było trzecim co do wielkości ośrodkiem w Brabancji, po Brukseli i Antwerpii. W Północnych Niderlandach liczebniejsze były tylko Amsterdam i Utrecht. Ale w przeciwieństwie do pobliskich ośrodków sztuki, jak Brugia, Bruksela czy Tournai, Hertogenbosch nie posiadało lokalnych tradycji artystycznych.
O samym malarzu wiadomo niewiele. Potwierdzona jest jego działalność w lokalnym bractwie maryjnym. Moralizatorski wyraz jego sztuki tłumaczy się też podatnością na działanie religijnego ruchu devotio moderna i postulatu koncentracji na duchowym życiu jednostek.
Ale w tej tablicy Bosch dał też wyraz poczuciu humoru. Nad domem uciech w głębi po lewej powiewa dumnie proporzec z łabędziem – symbolem bractwa, do którego sam należał. Pod wizerunkiem dostojnego ptaka jeden z klientów przybytku załatwia fizjologiczną potrzebę. O samym bohaterze obrazu najwięcej mówi spojrzenie kobiety wyglądającej za nim oknem, niemal znad głowy sikającego. Jest w tym spojrzeniu wymówka. Czy w sylwetce wędrowca można znaleźć wskazówkę, dlaczego? Ma dwa różne buty. Może wybiegł nie płacąc albo bez pożegnania, co próbuje naprawić podnosząc bez przekonania kapelusz?
Na dowcip Boscha kierują uwagę również autorzy wystawy, chociaż chyba niezamierzenie, szukając jego autoportretu w obrazie przestawiającym św. Jana na Patmos.
Przechowywana obecnie w Berlinie deska z tym wizerunkiem miała być, jak ustalono, elementem poliptyku przeznaczonego do kaplicy bractwa w miejscowym kościele św. Jana. Za taką tezą ma przemawiać program ikonograficzny ołtarza – m.in. przedstawienia Janów – ewangelisty i Chrzciciela, z drugiego skrzydła. Sama scena na Patmos świetnie korespondowała z ideą konfraterni – w lewym górnym rogu, w towarzystwie anioła, ukazana została apokaliptyczna niewiasta odziana w słońce, czyli patronka zgromadzenia.
Tyle tylko, że po przekątnej, w prawym dolnym rogu, na pierwszym planie autor pokazał karłowatego demona. To z jego powodu Fraenger wykluczał możliwość umieszczenia obrazu w kościele. Uważał, że wizerunek Jana zawiera elementy egzorcystyczne i był przeznaczony wyłącznie do kontemplacji prywatnej jakiegoś członka sekty.