Sprawdź, gdzie mieszkali piłkarze przed wielkimi turniejami
wtorek,7 czerwca 2016
Udostępnij:
Jeden z najdroższych francuskich kurortów nad Atlantykiem gości piłkarzy reprezentacji Polski. Zawodnicy selekcjonera Adama Nawałki od wtorku mieszkają w malowniczym La Baule, gdzie z pewnością nie zabraknie im ptasiego mleka. A gdzie mieszkała kadra przed innymi wielkimi turniejami w XXI wieku? Portal tvp.info przypomina wszystkie ośrodki, które zaprosiły biało-czerwonych.
– Wiadomo, że do Francji musi dojechać kilkanaście ton sprzętu. To m.in. wyposażenie drużyny, czyli stroje, dresy itd. Ale nie tylko. Przecież samo wyposażenie centrum prasowego to kilka TIR-ów z całym osprzętem – tłumaczył niedawno rzecznik prasowy reprezentacji Jakub Kwiatkowski, obrazując, jak trudna logistycznie jest podróż do La Baule. To tam nasi piłkarze będą przygotowywali się do kolejnych meczów Euro 2016 – mamy nadzieję, że aż do finału.
Wszystkie wymogi
Ośrodek wybrano już w grudniu, a ociekający luksusem hotel Hermitage Barriere urzekł przedstawicieli PZPN. Do wyłącznej dyspozycji drużyny przeznaczone będą dwa piętra budynku, położonego tuż nad wybrzeżem Oceanu Atlantyckiego. – Ośrodek spełnia wszystkie nasze wymogi. Zapewnia dokładnie to, czego potrzebujemy – zapewniał sekretarz generalny PZPN Maciej Sawicki.
Na miejscu piłkarze mają m.in. specjalne boisko treningowe, na które mogą dojechać z hotelu w ledwie kilka minut. Zwykle gra tam miejscowy zespół z ligi regionalnej.
#wieszwiecej | Polub nas
Sypialnia w hotelu Hermitage Barriere (fot. PAP/EPA/EDDY LEMAISTRE)
15-tysięczne miasteczko znane jest z pięknej, 12-kilometrowej plaży. Jeśli wśród zawodników są miłośnicy historii, na pewno w wolnej chwili zajrzą do pobliskiego Saint-Nazaire, gdzie znajdowała się jedna z największych stacji U-bootów zbudowanych przez nazistów. Tam też mieści się lotnisko, z którego korzystać będą biało-czerwoni.
Na mecze grupowe do odległych Marsylii (z Ukrainą) i Nicei (z Irlandią Północną) mają bowiem latać czarterowym samolotem. Lot wynieść ma nieco ponad godzinę. Z kolei do Paryża na mecz z Niemcami Polacy pojadą prawdopodobnie szybkim pociągiem TGV. Podróż do stolicy trwa ok. 2 godzin.
Ten pierwszy raz
A jak to wcześniej bywało? Przed MŚ 2002 w Japonii i Korei Południowej wszystko było nowe nie tylko dla piłkarzy i sztabu szkoleniowego, ale także dla działaczy PZPN, którzy musieli wszystko logistycznie przygotować.
Polska pierwszy raz od 16 lat awansowała bowiem na wielką imprezę. Członkowie kadry wspominali po latach, że wiele oczywistych dziś rzeczy, takich jak kampanie reklamowe, wtedy dla wszystkich były totalną nowością. Dochodziły też słuchy o podziałach w zespole, a atmosferę mocno zepsuła pewna decyzja selekcjonera Jerzego Engela. Ale po kolei.
Jadalnia w La Baule (fot. PAP/EPA/EDDY LEMAISTRE)
W maju reprezentacja wyjechała na 5-dniowe zgrupowanie do niemieckiego Barsinghausen. Tam trener Engel dał w kość podopiecznym, którzy trenowali dwa razy dziennie. Na pytania dziennikarzy, czy piłkarze nie powinni pobyć razem dłużej, selekcjoner odpowiadał, że 5 dni w Niemczech to optymalny czas.
Na zakończenie kibice poznali skład kadry na MŚ i zaczęła się awantura, bo biletu do Korei nie dostał Tomasz Iwan – jeden z bohaterów eliminacji, który dbał o dobrą atmosferę w zespole. Wszyscy zgodnie powtarzali potem, że to zatruło atmosferę, a sam szkoleniowiec przyznał po latach, że choć Iwan nie był wtedy w pełni formy, powinien pojechać do Azji.
Po powrocie z Niemiec reprezentacja na pożegnanie z kibicami zagrała w stolicy ze słabiutką Estonią. Fani liczyli na pogrom, a skończyło się na skromnym 1:0 po przeciętnym meczu. Za to loża VIP pękała w szwach, a stadion Legii zaszczycił nawet prezydent Aleksander Kwaśniewski. Gościom serwowano m.in. owoce morza i sushi. Jerzy Engel obiecywał dziennikarzom, że z Koreą w pierwszym meczu na mundialu Polska na pewno nie przegra.
Dżentelmen roku
Do Korei kadra poleciała 22 maja, a wcześniej w Pałacu Prezydenckim piłkarzy pożegnał prezydent. Przed wylotem selekcjoner zdążył jeszcze odebrać tytuł „Dżentelmena Roku 2002”. – Jest to bardzo miłe wyróżnienie, tym bardziej, że w piłce nożnej bardzo trudno jest być dżentelmenem – mówił.
Baza Polaków w Barsinghausen (fot. arch. PAP/Radek Pietruszka)
Na Polaków czekało w Korei Południowej ok. 400 dziennikarzy, a wynikało to z faktu, że nasza reprezentacja była pierwszą, która przybyła na mundial. Tego samego dnia w Azji zameldował się m.in. szef FIFA Sepp Blatter.
Wszędzie logo
Biało-czerwoni zamieszkali w urokliwym ośrodku Samsunga w Daejeon, niedaleko jednej z aren MŚ, na której mieliśmy grać ostatni mecz grupowy z USA. Zawodnicy wspominali potem, że wszystko – łącznie z pościelą – miało tam logo koreańskiej firmy, a obsługa żartowała, że niedługo koncern wyprodukuje nawet samochody.
Cała ekipa liczyła 48 osób. Był tam m.in. kucharz Robert Sowa, któremu podczas zakupów wciąż towarzyszyli miejscowi fotoreporterzy, ciekawi, co też ugotuje zawodnikom. A były to głównie potrawy z ryb i warzyw.
W Daejeon nasi gracze trenowali dwa razy dziennie. Potem narzekali, że czas do pierwszego meczu upływał wszystkim zbyt monotonnie. Mieli bowiem do dyspozycji tylko tzw. kącik internetowy, stoły do bilardu i tenisa stołowego, a do tego saunę i basen. – Piłkarze założyli skrzynki mailowe dzięki czemu mogą się swobodnie kontaktować ze swoimi bliskimi w Polsce. Chętnie odwiedzają również czaty internetowe – mówiła w pełni poważnie oficer prasowy kadry Mirosława Kulesza.
Wojenka z mediami
Mimo to nuda dawała znać o sobie, a piłkarze… starli się m.in. z dziennikarzami. Ktoś z autobusu kadry miał krzyknąć do nich coś obraźliwego, przez co atmosfera na miejscu mocno się zagęściła, a przez prasę przelała się fala krytyki. W mediacjach między stronami miał uczestniczyć sam Zbigniew Boniek, ówczesny wiceszef PZPN.
Piłkarze wspominali też, że wszyscy w koreańskim ośrodku nauczyli się podstawowych zwrotów po polsku i bezbłędnie ich używali. I życzyli Polakom jak najdłuższego pobytu. Co ciekawe według londyńskich bukmacherów szanse Polski na tytuł wynosiły 80:1 i były wyższe m.in. niż Urugwaju, Danii, Belgii, USA, Meksyku czy Korei Płd. Te notowania trzeba było zweryfikować 4 czerwca, gdy biało-czerwoni ulegli w Pusan Korei Południowej 0:2, a Edyta Górniak zaśpiewała słynną „żałobną” wersję hymnu. Dla rywali było to pierwsze zwycięstwo w 15. meczu na MŚ. Wcześniej wywalczyli ledwie cztery remisy. A nasi ulegli potem 0:4 Portugalii i wygrali 3:1 z USA w meczu o pietruszkę i wrócili do kraju.
Ośrodek Samsunga w Daejeon (fot. arch. PAP/Zbigniew Miller)
Na kolejny awans na wielką imprezę nie czekaliśmy długo, bo dokonała tego cztery lata później kadra Pawła Janasa. I jest coś, co łączy tamte przygotowania, z tegorocznymi. Mowa o... Litwie. W 2006 roku nasi sąsiedzi również sprawdzili formę biało-czerwonych przed finałami i - podobnie jak teraz – nie dali się pokonać, a nawet sensacyjnie wygrali w maju, w Bełchatowie 1:0!
To właśnie wtedy prezes PZPN Michał Listkiewicz podpisał w świetle kamer umowę z Federacją Futbolu Dolnej Saksonii na wynajęcie ośrodka dla kadry w niemieckim Barsinghausen. Mówiło się, że koszt pobytu 70-osobowej polskiej ekipy mógł wynieść nawet 100 tys. euro. Ogółem w tamtym regionie zamieszkało pięciu z 32 finalistów, m.in. Francuzi.
Ale przed wyjazdem do Niemiec Polacy trenowali przez tydzień na zgrupowaniu w ukochanych przez selekcjonera Janasa Wronkach – słynących z gęstych lasów i roju meszek. Obiekty miejscowej Amiki były wówczas jednymi z najlepszych w kraju. Na koniec pokonaliśmy tam 4:0 Wyspy Owcze i doszło do trzęsienia ziemi, bo tuż po powrocie do stolicy, 15 maja trener podał kadrę na mundial.
Gdzie jest Franek?
Uroczystość odbyła się z pełną pompą w hotelu Sheraton, a największym wrogiem Janasa został Tomasz Frankowski. Bohater eliminacji, którego gole dały nam awans, nie pojechał na MŚ. Zabrakło też m.in. Jerzego Dudka. Zaskoczenie było ogromne, a współpracownicy coacha przekonywali potem, że decyzje podjął w nocy on sam, bo ustalenia były nieco inne.
Hotel Hermitage Barriere (fot. PAP/EPA/EDDY LEMAISTRE)
22 maja kadra wyjechała do szwajcarskiego Bad Ragaz, a trenowała w pobliskim księstwie Liechtenstein na obiekcie FC Vaduz. Potem była jeszcze porażka 1:2 Kolumbią u siebie na pożegnanie z kibicami (i słynny gol puszczony przez Tomasza Kuszczaka po strzele z połowy boiska) i 30 maja wylot do Niemiec.
U stóp góry
Biało-czerwoni trenowali w urokliwym ośrodku Gilde Sporthotel Fuchsbachtal w Barsinghausen, u stóp góry Deister, nedaleko Hanoweru, nieco lżej, niż wcześniej planowano, aby zawodnicy nabrali świeżości. Niektórzy piłkarze znali to miejsce, bo reprezentacja spędziła tam kilka dni cztery lata wcześniej, na wcześniejszym etapie przygotowań. 2 czerwca Polacy zagrali w Wolfsburgu sparing z Chorwacją (wygrany 1:0), a 9 czerwca czekali już na nich Ekwadorczycy na MŚ.
Warto dodać, że tym razem dogadzał im kucharz Tomasz Leśniak. Jak podawał wtedy PZPN, zawodnicy jedli m.in. kurczaki marynowane w occie balsamicznym, ryby wędzone, grillowaną paprykę, krem z brokułów, czy cielęcinę ragout z suszonymi pomidorami. Co ciekawe sala jadalna nosiła w ośrodku nazwę „Berlin”. Miało to ponoć przypominać kadrowiczom, gdzie będzie rozgrywany finał. Piłkarze mieli też do dyspozycji m.in. basen i kręgielnię. Niestety i oni nie mieszkali tam dłużej, niż do ostatniego meczu grupowego. Po porażkach 0:2 z Ekwadorem i 0:1 z Niemcami oraz wygranej 2:1 z Kostaryką wrócili do domów.
W wiosce Waltera
W 2008 r. Polska świętowała historyczny awans na mistrzostwa Europy – co nie zdarzyło się nigdy wcześniej. Bogiem wśród kibiców stał się holenderski trener Leo Beenhakker. Podczas Euro 2008 kadra mieszkała w maleńkim miasteczku Bad Waltersdorf, czyli mówiąc po polsku „w wiosce Waltera”.
Wcześniej biało-czerwoni spędzili kilka dni w niemieckim Reutlingen, gdzie zremisowali 1:1 z Macedonią i wygrali 1:0 z Albanią, aby 1 czerwca pożegnać się z polskimi kibicami remisem 1:1 z mocną Danią w Chorzowie. Dzień później zespół Beenhakkera był już w Austrii.
Hotel w Bad Waltersdorf (fot. arch. PAP/Radek Pietruszka)
Ich bazą był przypominający twierdzę hotel Steirerfof, położony wysoko nad miastem. Aby tam dotrzeć, trzeba było pokonać dobry kilometr bardzo stromego podjazdu. Już dla pieszego był to wysiłek, ale niektórzy członkowie kadry wjeżdżali tam na rowerach! Brylował w tym m.in. Jan Urban, którego selekcjoner zaprosił tam w roli asystenta. O dziwo bez problemów podjeżdżał tam też nestor dziennikarzy sportowych Stefan Szczepłek z „Rzeczpospolitej”.
Za bramą
Pięciogwiazdkowy hotel schowany był też za gęstymi drzewami, więc kibice mogli jedynie zobaczyć szeroką bramę i groźnych ochroniarzy. Samo miasteczko słynie wśród Austriaków z gorących term, z których mogli też korzystać piłkarze, a hotel miał własne gorące ujęcia wody.
A kibiców z Polski było tam sporo. Mieszkańcy miasteczka chcieli być dla nich jak najbardziej serdeczni. Na ulicach wisiały biało-czerwone flagi, a w sklepach, czy kawiarniach zapraszały polskie napisy. W miejscowej hali sportowej stworzono zaś polskie centrum medialne. To tam odbywały się idące w świat konferencje selekcjonera. Treningi przeprowadzono z kolei na miejscowym kameralnym stadionie, tuż przy złocistych polach pszenicy. Wówczas robił on bardzo pozytywne wrażenie na przybyszach z Polski, a niektóre kluby pierwszoligowe mogłyby go tylko pozazdrościć.
Miejsce pobytu wybrano też o tyle dobrze, że mieściło się mniej więcej w połowie drogi między Wiedniem, a Klagenfurtem, gdzie swoje mecze rozgrywali biało-czerwoni, a wszędzie można było dojechać autostradą.
Niestety i to miejsce nie przyniosło szczęścia. Polacy przegrali 8 czerwca 0:2 z Niemcami, potem zremisowali 1:1 z Austrią i ulegli 0:1 Chorwatom.
Wyjątkowe były mistrzostwa Europy w 2012, rozgrywane w Polsce i na Ukrainie. Selekcjoner Franciszek Smuda zażyczył sobie, żeby jego zespół zamieszkał podczas Euro 2012 w... centrum Warszawy.
Obok ambasady
Wcześniej piłkarze spędzili w maju tydzień w austriackim Linzu, gdzie wygrali dwa sparingi na obiekcie w Klagenfurcie (po 1:0 z Łotwą i Słowacją), a potem wrócili do Polski. Piłkarzy ugościł hotel Hyatt, położony niedaleko słynnych Łazienek Królewskich, tuż obok ambasady Federacji Rosyjskiej. Członkowie kadry żartowali, że dzięki temu może uda się podejrzeć jakieś tajne plany grupowego rywala.
Dla reprezentacji Polski przeznaczono całe piętro hotelu. Mieli osobną jadalnię, ale podczas wizyty w spa mogli trafić na innych gości. Treningi odbywały się zaś na stadionie Polonii Warszawa.
Co ciekawe w stolicy zamieszkali też rosyjscy piłkarze, którzy wybrali hotel Bristol.
Polakom tradycyjnie nie udało się wyjść z grupy. Zremisowali po 1:1 z Grecją i Rosją i przegrali 0:1 z Czechami.
Zdjęcie główne: Kadra mieszka w La Baule (fot. PAP/Bartłomiej Zborowski)