To był pierwszy dzień igrzysk w Atlancie, w 1996 toku. O Renacie Mauer słyszeli tylko najwięksi fani strzelectwa, a kibice bardziej czekali tego dnia na wieczorne finały w zapasach, gdzie eksperci wróżyli Polsce medalowe szanse.
Złoty poranek
Tymczasem już pierwszy olimpijski finał przyniósł nam złoto i „Mazurka Dąbrowskiego”. Mauer wspominała po latach, że nie mogła nawet wziąć udziału w otwarciu igrzysk, bo przecież następnego dnia o świcie musiała być już na strzelnicy. Nie wiedziała też wówczas, że podczas ceremonii zmarł szef polskiej misji olimpijskiej, Eugeniusz Pietrasik.
Polka nigdy nie śledziła podczas zawodów wyników przeciwniczek i skupiała się tylko na swojej punktacji. W Atlancie do ostatniej rundy rywalizacji w karabinie pneumatycznym 10 m walczyła z Niemką, Petrą Horneber. Gdy obie oddały po 10 strzałów, zapanowało małe zamieszanie. – Obejrzałam się na trenera Kijowskiego, by dał mi sygnał, która jestem, a on rozłożył ręce – mówiła potem Mauer. Okazało się, że trener Andrzej Kijowski spojrzał na tablicę... od drugiego miejsca w dół, szukając swojej podopiecznej. A ona po ostatnim strzelaniu awansowała na pozycję lidera. Dopiero po chwili dotarło do niej, że jest mistrzynią olimpijską. Złoty medal założył jej sam przewodniczący MKOl, Juan Antonio Samaranch.