To jedna z najlepszych komedii romantycznych wszech czasów, wpisana na wiele różnych list najważniejszych filmów i uznana za amerykańskie dobro narodowe. I jeszcze jedno. Dziełu Wylera zawdzięcza wiele włoska vespa. Po premierze świat oszalał na punkcie tych skuterów – producent nie mógł sobie wymarzyć lepszej reklamy.
Choć od premiery minęło ponad 60 lat, ten film kojarzą prawie wszyscy. Fotosy z „Rzymskich wakacji” zdobią ściany wielu mieszkań na świecie, m.in. w Japonii.
„Rzymskie wakacje” to film skromny, niewinny, choć podszyty ironią. Widać w nim też odpryski wydarzeń, którymi żył ówczesny świat. Mówiło się wtedy, że historia zbuntowanej księżniczki, które wymyka się, by choć przez chwilę poczuć prawdziwe życie, jest inspirowana np. perypetiami Małgorzaty, młodszej siostry brytyjskiej królowej Elżbiety II.
Poszukiwanie ekipy idealnej
W Hollywood właśnie dobiegała końca tzw. złota era, ale jeszcze nikt nie zdawał sobie z tego sprawy. Amerykanie z sentymentem patrzyli na Stary Kontynent i chętnie kręcili tam filmy. Rzymska wytwórnia Cinecittà była mekką dla filmowców nie tylko europejskich, ale i amerykańskich. Ukuto nawet termin „Hollywood on the Tiber”, czyli Hollywood nad Tybrem. I w takim to klimacie narodził się pomysł, by nakręcić baśniową dość opowieść o znudzonej księżniczce.
Jak to w Hollywood bywa, zanim doszło do pracy na planie, kilkakrotnie zmieniały się koncepcje, kto będzie reżyserował i kto wcieli się w główne role. Za kamerą miał stanąć pierwotnie Frank Capra („Ich noce”, „Wspaniałe życie” „Pan Smith jedzie do Waszyngtonu”), a główne role mieli zagrać Cary Grant i Elizabeth Taylor. Cary Grant wycofał się podobno sam, bo uznał, że jest za stary do roli uganiającego się za młodziutką księżniczką reportera. Ostatecznie Joego Bradleya zagrał młodszy od niego o 12 lat Gregory Peck, dla którego była to pierwsza rola w komedii.
Do obsadzenia pozostała jeszcze, bagatela, główna rola kobieca. Ani Elizabeth Taylor, ani inna ówczesna gwiazda Jean Simmons, którą też brano pod uwagę, nie miały czasu. Zorganizowano więc casting, w wyniku którego Ann zagrała Audrey Hepburn, wtedy jeszcze mało znana aktorka. Co ciekawe, miała dokładnie tyle lat, co Taylor i Simmons, każda z nich urodziła się bowiem w 1929 r., ale Amerykanki zaczęły grać w filmach jeszcze jako dzieci.