Na wstępie warto wyjaśnić, dlaczego wspomniane słowa barona Pierre'a de Coubertina, ojca nowożytnego ruchu olimpijskiego tak mocno straciły na aktualności. Oczywiście zwrot, że sam udział w igrzyskach jest najważniejszy ładnie brzmi, to ładna figura retoryczna, sęk w tym, że od jego wypowiedzenia minęło 108 lat. Od czasu pierwszych igrzysk w Londynie świat zmienił się nie do poznania.
Sama tylko globalizacja wymusiła pogoń za zwycięstwem w zasadzie w każdej dziedzinie życia. Nie tylko w sporcie, ale sam sport jest wyznacznikiem jak powinna wyglądać rywalizacja we współczesnym świecie. Tę napędza pieniądz. Można zatem zaobserwować sprzężenie zwrotne między zwycięstwem a fortuną, ale miejsca na sentencję Coubertina tu nie ma.
Postawa roszczeniowa
Oczywiście sugerować, że liczy się głównie udział mogą jedynie paraolimpijczycy bądź sportowcy, którzy mają, można powiedzieć, lekceważący stosunek do publicznych pieniędzy i postawę roszczeniową. Zwykle dotyczy to dyscyplin niszowych. Dość mieliśmy takich przypadków, a i wytykanie palcami też nie ma sensu. Nasz pechowy młociarz Paweł Fajdek nigdy by nie powiedział, że jedzie do Rio, bo liczy się udział.
Anachroniczność słów Coubertina dobrze oddaje inny frazes, ukuty dokładnie sto lat później nad Wisłą. Gdy piłkarska reprezentacja Polski jechała na mistrzostwa Europy do Austrii i Szwajcarii hasłem przewodnim było: „bo liczy się sport i dobra zabawa”. Pamiętamy jak często wypominano to hasło ekipie Leo Beenhakkera, która odpadła w fazie grupowej, często prezentując futbol, od oglądania którego aż zęby bolały. Złośliwi twierdzili, że to po części efekt nastawienia naszej drużyny na dobrą zabawę zamiast na wygrywanie meczów.