Kuchnia tajska dopiero w marcu
Podobnego zdania jest Aleksandra Wnuk z Instytutu Sztuki Kulinarnej, który działa na rynku już od 10 lat. – Nasze początki związane były głównie z kursami przygotowywania sushi, klimatami azjatyckimi, które do dziś mają swoich zwolenników i cieszą się dużym powodzeniem. Oczywiście wciąż rozwijamy ofertę. Boom na naukę gotowania trwa i o czymś takim jak tendencja spadkowa nie ma na razie mowy. Rzeczywiście na niektóre kursy trzeba się spieszyć z zapisywaniem. Kuchnia tajska w naszej ofercie jest dostępna dopiero 21 marca. Poza kuchnią azjatycką czy afrykańską, pracą z owocami morza, rybami czy wołowiną mam w ofercie kursy, na których kursanci uczą się łączenia win z jedzeniem. Absolutną nowinką jest kuchnia peruwiańska – mówi.
Choć „profesjonalistów-amatorów” z każdym dniem przybywa, nic nie stoi na przeszkodzie, aby na warsztaty zapisał się ktoś, kto o gotowaniu nie ma pojęcia i boi się, że przypali nawet wodę na herbatę. Prowadzący kurs nikogo nie pozostawiają bez pomocy. Doradzają, kilkanaście razy odpowiadają na to samo pytanie, sprawdzają, czy wszystko przebiega jak należy.
Asystentka, która towarzyszy podczas zajęć dba o czystość stanowisk pracy. Brudne miski, szpatułki, łyżki, czy rozlana woda albo rozsypana mąką w mig znikają. To co powstanie można śmiało sfotografować. W studiu znajduje się odpowiednio oświetlone, specjalne miejsce, w którym można uwiecznić swoje danie i pochwalić się nim w mediach społecznościowych.
– Większość uczestników wybiera warsztaty kierując się tematyką. Klienci wybierają je ze względu na swoje potrzeby czy zainteresowania. Ale są też tacy, dla których najważniejsza jest osoba prowadzącego. To trochę zależy od tego, jaka jest motywacja wybrania się na warsztaty. Czy jest to potrzeba nauczenia się czegoś konkretnego, rozwinięcia umiejętności gotowania ogólnie, czy też spędzenia czasu ze znajomymi – mówi Mielniczuk.