W listopadzie ubiegłego roku gruchnęła wiadomość, że Donald Trump być może jednak będzie miał psiaka. Wieloletnia przyjaciółka miliardera, adwokat Lois Pope namawiała go, żeby nawiązał do tradycji i wprowadził się do Białego Domu z czworonogiem. Sugerowała, żeby adoptował Pattona, 9-tygodniowego szczeniaka rasy goldendoodle, która jest krzyżówką golden retrieverów i pudli.
Słodziak Patton
Wszystko szło dobrze. Pope pokazała rodzinie Trumpów zdjęcie szczeniaka podczas Święta Dziękczynienia. Patton, nazwany tak na część słynnego generała George’a Pattona, szczególnie spodobał się Barronowi, 10-letniemu synowi Donalda i jego trzeciej żony Melanii. Potem jednak temat upadł.
Można przyjąć za pewnik, że doradcy Trumpa próbowali go przekonać, żeby mimo wszystko wprowadził się pod 1600 Pennsylvania Avenue z jakimś zwierzakiem. Nawet gdyby następca Baracka Obamy nie był miłośnikiem zwierząt, posiadanie takowego ma o wiele głębsze znaczenie, przede wszystkim jeżeli chodzi o marketing polityczny. Niewiele rzeczy bowiem poprawia wizerunek polityka równie dobrze, jak zdjęcia podczas zabaw z psem.
Na szczęście zwierzęta w Białym Domu nie są wykorzystywane w doraźnych rozgrywkach politycznych, tak jak to robił prezydent Rosji Władimir Putin. Podczas jednego ze spotkań z kanclerz Niemiec Angelą Merkel w 2007 roku wpuścił do gabinetu labradorkę Connie bez wątpienia zdając sobie sprawę, że jego gość panicznie boi się psów. W 1995 roku podczas przejażdżki rowerowej Merkel została dotkliwie pogryziona przez psa myśliwskiego.