Kartka z kalendarza

Kombinezony narciarskie na kartki i godzinna wspinaczka do wyciągu. Zimowiska w PRL

„Ferie na sportowo bezpiecznie i zdrowo” zachęcano młodzież do zimowych wyjazdów, podczas których inspektorzy Sanepidu mieszali w garnkach, a dla tych co w domu Teleferie czyli zimowa przerwa od szkoły w PRL.

Produkt niepełnowartościowy z etykietą zastępczą. Marketing w PRL

Ustawowy zakaz produkcji puszek do kawy Inki i wszechobecne opakowania zastępcze.

zobacz więcej
Anna Popek, dziennikarka TVP 1 wspomina, że w czasach podstawówki wspólnie z siostrą i dwoma kuzynkami ferie zimowe spędzała u babci w Bytomiu, która cały swój czas poświęcała wnuczkom ucząc je m.in. gotowania i pieczenia. Obowiązkowym punktem dnia była wyprawa na lodowisko, gdzie spędzały sporo czasu. Popek pamięta pewne ferie, kiedy z kuzynkami szczególnie pilnowały, by w porę skończyć jazdę na łyżwach. – W telewizji emitowano film pt. „Mały delfin Um”. Nie mogłyśmy się spóźnić – wspomina ze śmiechem dziennikarka.

Teleferie dwa razy dziennie


Teleferie, czyli specjalny blok programowy dla dzieci emitowano dwa razy dziennie o 9 i o godzinie 16 w Telewizji Polskiej. A w nich specjalne wydania audycji „Tik – Tak”, „Latający Holender” czy „Wyprawy Profesora Ciekawskiego”.

Na łyżwy stawiała także prowadząca Teleexpress Beata Chmielowska-Olech, która była wówczas wielką fanką niemieckiej łyżwiarki Katariny Witt. – Tak więc lodowisko było jednym z kryteriów kiedy wybierałam miejsce spędzania zimowej przerwy – mówi. I dodaje, że na ślizgawce częściej można ją było spotkać niż na stoku narciarskim, choć i tam bywała.
14 dyktand i tabliczka mnożenia. Nauczyciele potrafili zadbać o podopiecznych

Półbuty „Polski Fiat” i półtrzewiki rekreacyjno-sportowe Ringo. Hity i kity obuwnicze w PRL

Problemy obuwnicze gospodarki centralnie sterowanej.

zobacz więcej
Wyrwirączka i godzinny marsz pod górę

Nastoletnia już Anna Popek ferie zimowe spędzała najczęściej w Tatrach i Beskidach. Wtedy też uczyła się jeździć na nartach. – Pierwsze, drewniane Rysy kupiłam na giełdzie – opowiada i wspomina metalowe klamry przy wiązaniach, które bardzo ciężko zapinało się zwłaszcza zmarzniętymi dłońmi. Pierwsze kroki w tym sporcie dziennikarka stawiała na Górze Boracza. Zanim narciarze dostali się na szczyt, gdzie jeździł wyciąg tzw. wyrwirączka trzeba było prze godziną maszerować z nartami pod górę. – Taki trening wystarczał, jako rozgrzewka – mówi Anna Popek.
Czyszczą i reperują, żeby lśniło i było ciepło. Przygotowania do zimowych wyjazdów

Taniec polonezopodobny na szkolnym korytarzu, czyli studniówki w czasach PRL

Połowa szkoły w takich samych butach z Radoskóru.

zobacz więcej
Kombinezon na kartki „G”

W ogóle jazda na nartach w tamtym okresie dziennikarce kojarzy się z zimnem i staniem w kolejkach do wyciągu. – Tym bardziej doceniłam pierwszy wyjazd narciarski do Austrii – opowiada i wspomina, że kompletowanie stroju narciarskiego w tamtym czasie nie należało do łatwych przedsięwzięć. – Najlepsze narty, stroje i gogle można było dostać w specjalnych sklepach górniczych, w których sprzedawano na kartki „G”. Jednak przysługiwały one tylko pracownikom kopalni – opowiada Popek. Jednak nikt z jej rodziny nie pracował w kopalni, więc dostępu do tych ekskluzywnych sklepów nie miała.

Znalazł się jednak kolega, który pomógł jej zdobyć taki talon. – Zamienił się z kimś na coś i zdobył kartkę „G”, za którą kupiłam sobie pierwsze spodnie narciarskie – opowiada dziennikarka podkreślając luksus kupowania w sklepach górniczych. Łatwo było poznać na stoku kto miał do nich dostęp, bo jeździł np. na najprawdziwszych Atomicach.
Godzinne podejście do wyrwirączki. Narty w PRL
Zakładowe zimowiska

Na nartach jeździł także satyryk Marcin Daniec. Wspomina zimowisko w Ustrzykach Dolnych, gdzie główną atrakcją były narty biegowe. I podkreśla, że troska o pożyczone deski była większa niż o własne zdrowie, bo sprzętu było mało i był bardzo drogi.

W latach 70. Próżno było szukać wypożyczalni sprzętu sportowego w kurortach czy przy wyciągach. Narty można było wypożyczyć np. w dużych miastach, ale trzeba było je zarezerwować ze sporym wyprzedzeniem. Najczęściej sprzęt kupowało się albo wypożyczało z wypożyczalni przy zakładach pracy. O ile takie były. I to właśnie zakłady pracy były głównymi organizatorami zimowisk i wyjazdów dla dzieci.
W 1988 roku ferie były drogie i bez śniegu
Kara śmierci za zatrucie dzieci

Chodziło o to, by dzieci z dużych miast mogły wyjechać na prowincję, a te z mniejszych miejscowości – miały okazję zwiedzić np. muzea w miastach. Podczas turnusu obowiązywał stały plan dnia: poranny apel, gimnastyka, kontrola czystości pokojów, potem dopiero przyjemności – zajęcia i konkursy.

Śniadanie składało się kawałka sera topionego, chleba i plasterka kiełbasy. Do tego herbata z cukrem. Na kolację koniecznie bigos lub chleb z dżemem. Daniec zapewnia, że o zatruciach nie słyszał, bo jak żartuje sanepid był w szczycie formy. A jego inspektorzy niemal mieszali w garnkach i dodaje, że za zatrucie dzieci groziła kara śmierci.
Zdjęcie główne: (fot. NAC/PAP/CAF/Sławomir Wojno/Zbigniew Matuszewski)
Zobacz więcej
Kartka z kalendarza wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
Mydelniczka z charakterem. Trabant ma już 60 lat
Auto produkcji NRD stało się ikoną motoryzacji.
Kartka z kalendarza wydanie 20.10.2017 – 27.10.2017
Dzisiaj 61. rocznica wybuchu powstania węgierskiego
Zbrojne wystąpienie przeciwko ZSRR trwało od 23 października do 10 listopada 1956 r.
Kartka z kalendarza wydanie 29.09.2017 – 6.10.2017
Trajtki, trajlusie, ziutki. Ekologia w PRL-u, czyli trolejbusy
Były szybkie, kursowały często i zapewniały także nietypowe atrakcje.
Kartka z kalendarza wydanie 22.09.2017 – 29.09.2017
Weekend w PRL. Chcąc napełnić bak, trzeba było mieć dużo...
Synonimem stacji paliw stały się CPN-y.
Kartka z kalendarza wydanie 15.09.2017 – 22.09.2017
Spekulant, badylarz i prywaciarz – PRL potrzebowało wrogów...
Wojna o handel trwała przez wszystkie lata PRL-u.