„Kilka warstw silikonu, kleju, farb”. Jak przeistoczyć Boczarską w Wisłocką, a Szyca – w Kantora
sobota,
28 stycznia 2017
– Musiałyśmy bardzo dokładnie obmyślić proces starzenia, podzielić go na etapy. Nie było łatwo, bo fabuła skacze w czasie. A to jesteśmy w roku 1939, a to w latach siedemdziesiątych – mówi Aneta Brzozowska, charakteryzatorka. To ona zamieniała Tomasza Kota w Zbigniewa Religę w filmie „Bogowie”, a teraz Magdalenę Boczarską w Michalinę Wisłocką. Już niebawem w jej charakteryzacji zobaczymy Borysa Szyca grającego Tadeusza Kantora.
Długie godziny w charakteryzatorni
Tak było właśnie z Michaliną Wisłocką. Sama Magdalena Boczarska w wywiadach przyznawała, że od pierwowzoru różni się dosyć mocno fizycznie i bez problemu mogłaby wymienić kilka koleżanek, które lepiej od niej nadawały się do zagrania tej postaci.
– To przede wszystkim tytaniczna praca i zasługa charakteryzatorki Anety Brzozowskiej i kostiumografki Ewy Gronowskiej. Moja codzienna charakteryzacja trwała aż 2,5 godziny, ściąganie jej zajmowało natomiast jakieś 60 minut. Pracowałam bardzo długo, ale dziewczyny robiły wszystko, by umilić mi chwile spędzone w charakteryzatorni. Nie zawsze było łatwo, bo towarzyszyła nam wtedy wyjątkowo gorąca wiosna, a ja nosiłam jeszcze specjalne pogrubiacze, które nie ułatwiały pracy. Starałam się jak najlepiej przygotować do tej roli, nadać swojemu ciału sznyt osoby starszej, jej posturę i sposób poruszania się – mówiła Boczarska.
Archiwalne materiały
Jej słowa potwierdza Brzozowska. – Rzeczywiście Magda nie była fizycznie, tak jeden do jednego, podobna do Michaliny Wisłockiej. W przygotowanie się do roli włożyła jednak ogromną pracę, a my dobrałyśmy zarówno charakteryzację i kostiumy. Wszystko to sprawiło, że stała się Wisłocką – mówi.
Ich praca rozpoczęła się, jak zazwyczaj bywa to na planach takich filmów, od dokładnego zapoznania się z materiałami archiwalnymi. W tym wypadku były to programy telewizyjne, czy wywiady, których Wisłocka udzieliła, a także zdjęcia z prywatnego archiwum jej córki. – Początki są zawsze trudne. Trzeba było dokładnie przemyśleć kolejne etapy starzenia się naszej postaci. Rozrzut czasowy mamy ogromny, bo to i rok 1939 i lata 70. Wszystkie zmiany musiałyśmy podzielić na kilka etapów – tłumaczy. Docelowo powstały cztery charakteryzacje.
Kostium zawsze pomaga
Co charakterystycznego miała Wisłocka? – Worki pod oczami. Na tym głównie opierała się nasza charakteryzacja. Były też zmarszczki, ale niezbyt dużo, bo też starzała się tak, że zmarszczek zbyt wielu nie miała. Bardzo pomagał nam kostium. Ewa Gronowska świetnie dobrała charakterystyczne dla lat 70. sukienki i chustki, które Wisłocka nosiła na głowie. Udało jej się zdobyć naprawdę piękne i oryginalne wzorzyste materiały – mówi Brzozowska.
Zmieniała się także fryzura filmowej Michaliny. W młodości długie włosy splecione w warkocz, potem artystyczny nieład na głowie, lekko natapirowane włosy. Potem zdecydowała się na charakterystyczną grzywkę, która opadała na czoło i chustki na głowie.
– Michalina Wisłocka miała jeszcze jeden charakterystyczny element, a mianowicie drugi podbródek. Tu podczas pracy z aktorem, czyli w tym wypadku Magdą, musiałam wykorzystać predyspozycje jej twarzy. Nie obyło się też bez szkieł kontaktowych, silikonu nakładanego na twarz, czy farbek do malowania rąk, aby otrzymać odpowiednie również charakterystyczne dla Wisłockiej przebarwienia na skórze. Wymodelowałyśmy też brwi – opowiada.
Włosy „na Religę”
W robieniu fryzur Brzozowska jest ekspertką. Włosy były bardzo charakterystycznym elementem wizerunku prof. Zbigniewa Religii. Tu także – jak wyjaśnia – w głównej mierze wykorzystywała potencjał anatomicznej budowy twarzy aktora.
– Aby uzyskać jego charakterystyczne zakola, musiałam golić włosy. Tomek przystał na to bez problemu. Brwi modelowałam i farbowałam – wyjaśnia Brzozowska. Śmieje się, że im praca nad zdjęciami do filmu była bardziej zaawansowana, tym bardziej włosy Kota układały się „na Religę”.
Garbaty nos i doklejane uszy
Za kilka tygodni Brzozowska wraca na plan filmowy, aby dokończyć zdjęcia do filmu „Kantor. Nigdy tu już nie powrócę”. W tytułowego bohatera wciela się Borys Szyc. – Z Borysem było tak, że zmienić trzeba było dosłownie wszystko. Jest blondynem, więc trzeba było przefarbować go na ciemny brąz. Kantor miał brązowe oczy, a Borys ma niebieskie, więc tu także nie obyło się bez szkieł kontaktowych
– mówi.
Materiałów archiwalnych było na szczęście tyle, że wszystko, co charakterystyczne dla Kantora, udało się uchwycić. – Borys świetnie się do tej roli przygotował, jeszcze zanim wszedł na plan, siedział w garderobie i oglądał nagrania – przyznaje.
Najwięcej pracy było jednak przy nosie i uszach. – Kantor miał nos bardzo charakterystyczny, duży. Musieliśmy go modelować, żeby wyszedł garbaty. Borys miał też doklejane uszy, bo ma o dziwo bardziej odstające niż Kantor. Miał też dorabianą odpowiednią szczękę. Z brwiami też mogłam sobie znowu poszaleć – śmieje się Brzozowska.
Dodaje, że podziwia aktorów za cierpliwość. – Całymi dniami noszą na sobie czasem kilka warstw silikonu, kleju, farb. Kiedy kręciliśmy zdjęcia w lipcu, było dosyć gorąco, pot pod taką charakteryzacją spływa podwójnie. Sceny powtarza się kilkakrotnie, nie mogę tego zdjąć, żeby odpocząć, i znowu założyć, chodzą w tym od rana do nocy. Proszę mi wierzyć, że łatwo nie jest – tłumaczy.
Marzenie o baśni
Pytana o to, co daje jej ta praca, odpowiada, że po prostu to kocha. – Wybierając ten zawód o takich rzeczach marzyłam. Uwielbiam XX wiek, moda zmieniała się wtedy co 10 lat. Kiedy przygotowuję się do projektu oglądam nie tylko stroje, uczesanie, ale też czytam o trendach z tamtych lat, słucham muzyki, sprawdzam, co ludzi bawiło, jak spędzali czas – mówi.
Podkreśla, że charakteryzacja to zawsze praca zespołowa. – Poza główną bohaterką czy bohaterem, są też inne postaci, statyści. Jedna osoba nie byłaby w stanie tego ogarnąć, potrzebny jest zgrany i zaufany zespół, a ja mam to szczęście, że taki mam – mówi.
Jej marzenie? – Chciałabym zrobić baśń dla dzieci. Stwory, potwory, to jest to, w czym mogłabym się twórczo wyżyć – odpowiada.