Po godzinach

Powolna śmierć świątyni futbolu. Maracana w rozpaczliwym stanie

Odcięty prąd, porozkradane telewizory i poniszczone meble, gigantyczna afera łapówkowa w tle, która sięga najwyższych kręgów władzy. Taka jest teraźniejszość najsłynniejszego obok Wembley stadionu piłkarskiego na świecie. Maracana w Rio de Janeiro, obiekt westchnień fanów futbolu na całym świecie, umiera, a winnych – jak to zwykle bywa – nie ma.

Miarą danej cywilizacji jest to, jak traktuje własne symbole. Jeżeli tę teorię przyłożyć do jednego z symboli Brazylii, wystawia ona smutne świadectwo rządzącym.

Maracana kojarzy się z Brazylią jak samba, jak Jezus Odkupiciel stojący na szczycie góry Corcovado, który z coraz większym smutkiem patrzy kątem oka w kierunku zaniedbanej budowli. Mowa jest bowiem o miejscu kultu drugiej religii w kraju – piłki nożnej.

Na oczach miliardów

Świątynia jeszcze w ubiegłym roku była świadkiem imprezy sportowej na szczeblu międzynarodowym. Ba, najważniejszej, bo odbyły się na niej letnie igrzyska olimpijskie. Kilka miesięcy po ceremonii otwarcia i zamknięcia, które oglądał cały świat, stadion znajduje się w takim stanie, że nie ma miłośnika sportu, który nie smuciłby się nad losem tego miejsca.

Skala upadku zdaje się być wprost proporcjonalna do chwały, jaką Maracana okryła się w przeszłości. Warto prześledzić tę historię, ponieważ daje ona wskazówki dlaczego doszło do obecnej sytuacji. Wiele mówi również o samych Brazylijczykach. Historia stadionu ma już niemal 70 lat. Wstępne plany pojawiły się po pierwszym powojennym kongresie FIFA w 1946 roku. Brazylia, jako jedyny kandydat, otrzymała wówczas prawo do organizacji kolejnych piłkarskich mistrzostw świata.
Finał mundialu w 1950 roku na Maracanie obejrzało niemal 200 tys. osób (fot. Wiki/FlikkaD)
Podczas kongresu wprowadzono też kilka zmian w przepisach. Słupki i poprzeczki miały mieć odtąd przekrój kwadratowy, boisko mogło mieć maksymalne wymiary 108x72 metry i zakazano gry przy sztucznym świetle (ten ostatni zakaz później na szczęście cofnięto). Była też rewolucyjna zmiana dotycząca samych piłkarzy – otóż nie mogli oni już grać na bosaka.

Nazwa po papudze

Po wyborze w Brazylii – co zrozumiałe – zapanował ogromny entuzjazm. Na miejsce budowy stadionu, który miał zadziwić świat, wybrano okolice rzeczki Maracana, obecnie płynącej podziemnymi kanałami. Jej nazwa pochodzi od innej Maracany – popularnej w Brazylii papugi z rodzaju ar. Później nazwano tak całą dzielnicę.

Wprawdzie od 1966 roku oficjalna nazwa obiektu to Estádio Jornalista Mário Filho, przyjęta na cześć dziennikarza Mario Filho, ale wszyscy mówią Maracana. Podobnie jak nie przyjęła się pierwotna nazwa „Obligacja pożyczki komunalnej”.

11 listopada 1947 roku gubernator Rio de Janeiro, Angelo Mendes de Morais, podpisał dekret na mocy którego rozpoczęto budowę największego stadionu na świecie. Został on jeszcze potwierdzony 22 maja kolejnego roku przez rządu stanu Rio de Janeiro. 2 sierpnia położono kamień węgielny.

Ogólny koncept przedstawił prof. Paolo Pinheira Guedes. Założył on, że obiekt pomieści 155 tysięcy osób, z czego 95 tysięcy będzie chronionych dachem. Projekt, zatwierdzony przez ówczesnego prezydenta Brazylii Eurico Gaspara Dutrę, przygotowali dwaj architekci Raphaël Galvao i Pedro Paulo Bernardes Bartos.
Maracana i pomnik Jezusa Odkupiciela są symbolami Brazylii (fot. Gabriel Heusi/Brasil2016.gov.br)
Przełom w bezpieczeństwie

Stadion, choć nie gwarantował idealnej widoczności, szybko okrzyknięto cudem. Był największy, najnowocześniejszy i najbezpieczniejszy. Projektanci uznali, że szerokie zewnętrzne kondygnacje gwarantowały szybką ewakuację. Wcześniej nikt tak nie budował.

Pierwszy mecz na arenie rozegrano 16 czerwca 1950 roku, nieco ponad tydzień przed rozpoczęciem mundialu. Juniorzy z Rio de Janeiro przegrali wówczas z rówieśnikami z Sao Paulo 1:3, a niejaki Didi był pierwszym piłkarzem, który strzelił gola na Maracanie.

Co ciekawe, dopiero wówczas wyszło na jaw, że stadion nie jest wykończony. Nadal to był plac budowy. Część ławeczek nie była zainstalowana, toalety dopiero miały być zamontowane, sprawozdawcy nie mieli swoich miejsc. Ponieważ nie było innego wyjścia – mechanizmy kontrolne wprowadzono później – FIFA zgodziła się, żeby w takich warunkach rozgrywać mecze mistrzostw.

Stadion jeszcze długo nie był w pełni gotowy. Kultura „mañany” powtórzyła się przed ubiegłorocznymi igrzyskami olimpijskimi oraz piłkarskimi mistrzostwami świata w 2014 roku. Nie ma się jednak co zżymać, pamiętamy przecież prowizoryczne autostrady przez Euro 2012.

Wstrzymali poświęcenie

Maracanę poświęcono dopiero w 1964 roku, ale i wtedy nie była gotowa. Rok później, po kolejnych pracach modernizacyjnych uznano, że budowa ostatecznie się skończyła.
W ubiegłym roku na Maracanie odbyła się ceremonia otwarcia igrzysk olimpijskich (fot. Wiki/Giacomo Sparaciari)
Te okoliczności nie uniemożliwiły Maracanie stać się miejscem kultu. Obiekt godnie zapracował na to miano wspaniałymi widowiskami piłkarskimi. Mecz otwarcia mundialu w 1950 roku przyciągnął „tylko” 85 tysięcy osób, ale potem, za każdym razem gdy grali Canarinhos, liczba się zwiększała. Mecz ze Szwecją w rundzie finałowej obejrzało już 150 tysięcy osób, a kolejny z Hiszpanią – 165 tysięcy.

Finał przeszedł do historii. Spotkanie Brazylia – Urugwaj obejrzało 199 854 widzów. Wszyscy czekali na triumf Canarinhos. Żeby oszczędzić sobie czasu już rano w dniu meczu dziennik „Cruzeiro” donosił na pierwszej stronie o triumfie gospodarzy. Pod stadionem wydawca ustawił kilkanaście samochodów ufundowanych dla piłkarzy.

Balon napompowany pękł jednak z hukiem. Spotkanie wygrali Urugwajczycy 2:1 i to oni zostali mistrzami świata. Po końcowym gwizdku zszokowani kibice czym prędzej uciekli. Nogę dali także organizatorzy, w efekcie kapitan reprezentacji Urugwaju Obdulio Varela odebrał statuetkę „Nike” od szefa FIFA Julesa Rimeta w tunelu do szatni.

Długie czekanie na medale

Zwycięzcy musieli też poczekać kilka miesięcy na medale. Na krążkach zawczasu wygrawerowano bowiem nazwiska brazylijskich zawodników. Urugwajczycy otrzymali je dopiero po usunięciu nazwisk przegranych.

Porażka w finale przeszła do historii i mitologii Brazylijczyków jako „Maracanazo”. O tym zjawisku powstały wręcz dysertacje naukowe. Canarinhos chcieli zmazać plamę na honorze w 2014 roku. Ich pierwszy mecz w tym turnieju na Maracanie miał być dopiero finałem. Nie doczekali go, przegrywając w upokarzającym stylu półfinał rozgrywany w Belo Horizonte z Niemcami 1:7. Tamto spotkanie na Estádio Mineirao nazwano analogicznie „Minarazo”.
Na stadionie rozegrano także finał piłkarskich MŚ w 2014 roku (fot. Danilo Borges/copa2014.gov.br)
Mimo klęski w finale mundialu w 1950 roku, legenda Maracany rosła. 4 lata później na mecz z reprezentacji Brazylii z Paragwajem sprzedano 183 513 biletów. Rekordów było więcej. W 1963 roku na ligowy mecz Flamengo – Fluminense sprzedano 177 656 biletów, zaś kolejne 20 tys. osób weszły na stadion służbowo lub dzięki zaproszeniom.

To na Maracanie 11 listopada 1969 roku Pele zdobył też tysięcznego gola. Stadion był świadkiem nie tylko imprez sportowych. Koncert Paula McCartneya w 1990 roku przyciągnął 184 tys. fanów, co jest rekordem jeżeli chodzi o koncert pojedynczego wykonawcy. W 1997 roku św. Jan Paweł II odprawił tu mszę świętą w obecności ponad 110 tys. osób.

Śmierć na trybunach

Z czasem obiekt zaczął jednak niszczeć i zagrażać bezpieczeństwu. 19 lipca 1992 roku podczas meczu Botafogo – Flamengo, runął jeden z filarów zabijając trzech kibiców i raniąc ponad 50. Po tym wypadku ograniczono się do zmniejszenia objętości stadionu i wprowadzenia wszystkich miejsc siedzących, choć stadion wymagał już remontu generalnego.

Kolejne remonty, po których zmniejszono pojemność najpierw do 103 tys. a potem do 87 tysięcy miejsc, niewiele dały, były to raczej zabiegi kosmetyczne. Nowe życie w Maracanę pchnęły dopiero decyzje o przyznaniu Brazylii prawa do organizacji piłkarskich mistrzostw świata w 2014 roku oraz letnich igrzysk olimpijskich dwa lata później.

Można pokusić się o stwierdzenie, że o ile dotąd stopniowy upadek przebiegał w sposób miarowy, o tyle po chwilowym przywróceniu blasku zagłada zaczęła przebiegać w postępie geometrycznym. Ale po kolei. Przed mundialem kosztem pół miliarda dolarów przemodelowano stadion. Trybuny przy linii bocznej nieco przybliżono, dzięki czemu kibice mają lepszą widoczność. Wymieniono całe wyposażenie.
Przez pewien czas Maracana znów była obiektem westchnień. Stadion błyszczał. Należał do ścisłej światowej czołówki. Tak było również podczas ubiegłorocznych igrzysk olimpijskich. Potem jednak w zastraszającym tempie zaczął niszczeć.

Media przegapiły

Jeszcze w grudniu odbył się na nim coroczny charytatywny mecz towarzyski organizowanych przez byłego reprezentanta Brazylii Zico. W zasadzie już wtedy media powinny wskazać, że z obiektem dzieje się coś niedobrego, ale żaden przekaz nie wyszedł w świat. Stało się to dopiero, gdy było już za późno, gdy proces upadku był już zaawansowany.

Na początku stycznia dziennik „O Globo” opublikował zatrważające zdjęcia stadionu. To, że po meczu Zico nikt nie uprzątnął śmieci było najmniejszym problemem. Okazało się, że przez wilgoć ze ścian odpada tynk, ucierpiały także sufity – podwieszane elementy zostały powyrywane. Mało tego, wiele okien zostało rozbitych, zaś kable były wyrywane ze ścian. Złodzieje rozkradli także telewizory i meble ze stref dla VIP-ów. Ktoś połasił się nawet na brązowe popiersie Mario Filho, patrona Maracany czy gaśnice. To czego nie dało się ukraść szabrownicy poniszczyli.

Skala zagłady jest znacznie większa. Wyrwano około 7 tysięcy krzesełek, które rzucono obok trybun. W tym przypadku być może jeszcze uda się znaleźć winnego. Komitet organizacyjny igrzysk olimpijskich twierdzi, że MKOl kazał przed imprezą usunąć bądź wymienić 10 tysięcy krzesełek.
Obiekt jest systematycznie dewastowany (fot. TT)
Trzeba przy tym zaznaczyć, że ktoś ogarnął przestawianie fotelików w nader osobliwy sposób – miejsca dla osób niepełnosprawnych zostały bowiem przeniesione do sektorów, które są niedostępne dla osób na wózkach inwalidzkich.

Żerowisko psów

Nie można jednak powiedzieć, żeby stadion nie był codziennie eksploatowany. Żyją na nim sfory bezdomnych psów żerujących w tonach śmieci oraz bezdomni.

Po publikacji „O Globo” inne media chciały podjąć temat, ale operator zamknął stadion na cztery spusty. W erze dronów niewiele da się jednak ukryć. Zdjęcia z pojazdów latających ukazały niszczejące trybuny czy wyschnięte boisko z wypaloną przez słońce trawą – dowód, że nikt nie dba o murawę. Jako jedyne rosną – i mają się bardzo dobrze – chwasty dookoła stadionu. Tych akurat nikt nie przycina.

Obrazu rozpaczy dopełnia odcięty w ubiegłym tygodniu prąd. Zaległości wynoszą już 3 mln reali, czyli niemal 4 miliony zł. 1,3 mln reali miał zapłacić operator stadionu – konsorcjum Maracana SA, w skład którego wchodzi między innymi firma budowlana Odebrecht, zaś resztę organizatorzy igrzysk olimpijskich.

Jak to zwykle bywa, chętnych do płacenia nie ma i obie strony obwiniają się nawzajem. Organizatorzy twierdzą, że za stadion odpowiadali do października i to nie oni odpowiadają konieczność przeprowadzenia remontu. – Przejęliśmy stadion w dobrym stanie, oddaliśmy w jeszcze lepszym – przekonuje Mario Andrada, rzecznik komitetu organizacyjnego igrzysk.

Zgniłe jajo

Z drugiej strony konsorcjum twierdzi, że to ich partnerzy odpowiadają za stan Maracany. Operator zresztą od jakiegoś czasu próbuje pozbyć się zgniłego jaja.
Problemy Maracany wpisują się w problemy całej Brazylii (fot. Erica Ramalho/copa2014.gov.br)
Firma Odebrecht, która przeprowadziła remont generalny stadionu, apeluje do władz stanowych, żeby przejęła niezarabiający na siebie obiekt. Te mają jednak poważniejsze zmartwienia – brakuje pieniędzy na szpitale, szkoły, pomoc społeczną, zaś pracownicy służb publicznych od miesięcy nie otrzymują pensji. W zeszłym roku ogłosiły już „finansową katastrofę”. Maracana jest im potrzebna jak umarłemu kadzidło.

Władz centralne nie mieszają się do sprawy, ale tylko pozornie Maracanagate ich nie dotyczy. Łącznikiem jest Sergio Cabral, były gubernator stanu Rio de Janeiro. Owszem, tylko stanu, ale jest on powiązany z gigantyczną aferą łapówkarską, która zmiotła już wielu prominentnych polityków, w tym prezydenta Luiza Inacio Lulę da Silvę.

Milionowe łapówki

Gubernator Cabral także został aresztowany w związku z aferą Petrobras, choć był jej wątkiem pobocznym. Brał na lewo pieniądze od firm budowlanych, które zajmowały się przebudową miejskiej struktury komunikacyjnej, Maracany, a także modernizacją innych obiektów sportowych przed mistrzostwami świata w 2014 roku oraz igrzyskami olimpijskimi.

Łącznie obrotny samorządowiec przyjął 224 miliony reali, czyli około 66 milionów dolarów. Łapówki wpływały w postaci comiesięcznych przelewów, ale Cabral nie pogardzał także dziełami sztuki. Podczas przesłuchania w jego domu – jak wyjaśnił prokurator – odkryto „niezwykle drogocenne przedmioty”, które – jak przypuszczają śledczy – stanowiły jedną z form łapówek.

Firmy budowlane odbiły sobie z nawiązką te łapówki. Stanowy Trybunał Obrachunkowy, czyli odpowiednik naszej Najwyższej Izby Kontroli, ujawnił wiosną zeszłego roku, że rzeczywiste koszty remontu stadionu zostały zawyżone o 17 proc. Zrobiono to między innymi poprzez podwójne fakturowanie niektórych usług. Za jedną z usług, wycenioną na 5 tys. dolarów, podatnicy zapłacili 1,5 mln euro.
Brazylia to obecnie beczka prochu (fot. Dario Oliveira/Anadolu Agency/Getty Images)
Gorący kartofel

Dla władz centralnych Maracana to także gorący kartofel. Wzięcie odpowiedzialności za stadion to nawiązanie do skandalu, od którego każdy polityk chce być jak najdalej. Z dalszej perspektywy cała jednak Brazylia leczy kaca po chwilowym boomie ekonomicznym związanym z przygotowaniami do organizacji mundialu i igrzysk olimpijskich.

Zamiast skoku cywilizacyjnego jest pogrążenie w jeszcze większym marazmie. Mieszkańcy Brazylii regularnie protestują. Najpierw przeciwko wydawaniu miliardów dolarów na organizację niezwykle drogich imprez sportowych, potem przeciwko Luli, następnie przeciwko jego następczyni Dilmie Rousseff, którą z kolei urzędu pozbawił Senat poprzez impeachment, między innymi za ukrywanie dziury w budżecie. Nie trzeba tłumaczyć co je powiększyło i do czego władze nie chciały się przyznać.

Symptomy choroby

Powolna śmierć Maracany wydaje się być zatem symptomem choroby toczącej cały kraj. Jednym z jej objawów jest także sytuacja innego stadionu przygotowanego z myślą o mundialu. Na Estádio Mané Garrincha w stolicy kraju Brasilii – z braku innych chętnych – przez pewien czas funkcjonowała zajezdnia autobusowa.

Jaka przyszłość czeka jeden z najsłynniejszych stadionów na świecie? Wbrew pozorom jest światełko w tunelu. Są dwa konsorcja gotowe przejąć Maracanę. To francuska firma Lagardere współpracująca z brazylijską BWA oraz konsorcjum angielsko-brazylijsko-holenderskie składające się z firm CSM, GL Eventeos i Amsterdam Arena.

Większą szansę zdaje się mieć ten drugi podmiot, jest bowiem wspierany przez jeden z najbardziej utytułowanych klubów piłkarskich w Brazylii – Flamengo, któremu marzy się gra na Maracanie na wyłączność. Trwają rozmowy i być może następca Maracana SA zostanie wyłoniony już lutym. Jedno jest pewne. Nowy operator będzie musiał zmierzyć się z istną stajnią Augiasza.
Zdjęcie główne: Maracana powoli staje się ruiną (fot. TT/Wiki/Валерий Дед)
Zobacz więcej
Po godzinach wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
„To była zabawa w śmierć i życie”. Od ćpuna po mistrza świata
Historię Jerzego Górskiego opowiada film „Najlepszy” oraz książka o tym samym tytule.
Po godzinach wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
„Geniusz kreatywności”. Polka obok gwiazd kina, muzyki i mody
Jej prace można podziwiać w muzeach w Paryżu, Nowym Jorku czy Londynie.
Po godzinach wydanie 10.11.2017 – 17.11.2017
Zsyłka, ucieczka i samobójstwo. Tragiczne losy brata Piłsudskiego
Bronisław Piłsudski na Dalekim Wschodzie uważany jest za bohatera narodowego.
Po godzinach wydanie 10.11.2017 – 17.11.2017
„Choćby z diabłem, byle do wolnej Polski”. Pierwszy Ułan II RP
Gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski skupia w sobie losy II RP.
Po godzinach wydanie 3.11.2017 – 10.11.2017
Kobiety – niewolnice, karły – rekwizyty. Szokujący„złoty wiek”
Służba była formą organizacji życia w tej epoce. Każdy kiedyś był sługą, nawet królewski syn.