33-letni Bartosz z Warszawy na noszenie tzw. fitness trackera w formie opaski zdecydował się na zasadzie „eksperymentu w bardzo ograniczonym zakresie”. Urządzenia używa od ponad półtora roku.
– Chciałem mierzyć pokonywany dystans dzienny, mieć świadomość tego, że kilka kilometrów ruchu to zaledwie ułamek spalonych kalorii. Na zasadzie – zanim sięgniesz po batonika, pomyśl – mówi portalowi tvp.info.
Poza liczbą przebytych kilometrów i rejestracją pulsu, aplikacja na smartfona analizuje wagę, którą jej podamy. Zgromadzone dane raportuje okresowo. Urządzenie analizuje również liczbę przespanych godzin pod kątem głębokości snu. – Plusem wykorzystania fitness trackera jest fakt, że przy pracy umysłowej mam świadomość stanu organizmu. Widzę wpływ różnych czynników na sen i śledzę aktywność dzienną – podkreśla zalety Bartosz.
„Przedłużenie” układu nerwowego – Ostatnio zacząłem się zastanawiać nad zasadnością stosowania tego typu „przedłużeń” układu nerwowego. Tak zwane technologie ubieralne (ang. Wearable Technologies), od prostych opasek po zaawansowane zegarki, gromadzą znaczne ilości wrażliwych danych, dotyczących coraz większych obszarów naszego życia. Przy braku należytej ochrony mogą one posłużyć także do skrajnie złych celów – mówi Bartosz. Jego obawy nie są nieuzasadnione.
Polityce prywatności i regulaminom, jakie stosują czołowe firmy produkujące tzw. nosidła (polski odpowiednik ang. wearables), przyjrzała się Norweska Rada Konsumentów. Zbadano funkcjonalność opasek fitness pod kątem konfigurowania przez użytkownika ustawień, dotyczących zbieranych danych. Rezultaty badań okazały się niepokojące. Rada uznała, że nosidła naruszają prawa konsumentów, a także ich prywatność.
Ustalono wówczas, że firmy nie udostępniają regulaminu ani polityki prywatności w czytelny sposób. Jak wykazali Norwedzy, żaden z producentów nie informował jasno klientów, czy ich dane nie są udostępniane innym podmiotom. Użytkownicy powinni wyrazić zgodę w tej kwestii.
Techniczne badania udowodniły, że aplikacje przekazują dane do firm, których nie wymieniono w tych dokumentach, np. do Facebooka. Ponadto okazało się, że żaden z producentów opasek nie informował o długości przechowywania zgromadzonych danych.