Korporacyjny haker i położnik śmierci. Takie będą zawody przyszłości
sobota,
4 marca 2017
„Krwawy” wegański burger, z którego wypływał sok z buraka, stał się kulinarnym sukcesem ubiegłego roku, a produkujący go wegański rzeźnik uznany przez magazyn „Time” za przedstawiciela jednego z zawodów, które będą rozwijały się w przyszłości. Lista profesji, którymi warto się zainteresować, jest dosyć oryginalna.
Kosmos na Ziemi
Dr Sheyna Gifford w sierpniu ubiegłego roku „wróciła na Ziemię” ze swojej udawanej podróży w Kosmos. Okazuje się, że „astronauci analogowi” to również zawód przyszłości. – Sama idea tej profesji narodziła się już w latach 80. Wraz z rozwojem nauki i techniki okazało się, że zamiast wysyłać kogoś w Kosmos bez wcześniejszego sprawdzenia, czy sobie z tym poradzi, lepiej i mniej kosztownie jest sprawdzić to na Ziemi w specjalnie w tym celu przygotowanej przestrzeni – mówi dr Krzysztof Kowalczuk, kierownik zakładu badań symulatorowych i treningu lotniczo-lekarskiego Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej.
Koszty być może rzeczywiście są mniejsze, ale sama pensja, jaką Gifford otrzymała za swoją „misję na Ziemi”, czyli 18 tysięcy dolarów, wydaje się być dosyć sympatyczną sumą. Takich odpowiednio przeszkolonych szczęśliwców jak ona, wybranych do całorocznej symulacji misji na Marsa, było jeszcze pięciu. Miejsce, w którym spędzili ze sobą rok, znajdowało się na stokach hawajskiego wulkanu. Ich niebiański dom był kopułą o powierzchni 1200 stóp kwadratowych. Znajdował się w dawnym kamieniołomie. Cała załoga korzystała ze wspólnej kuchni, laboratorium, łazienki i małych sypialni. Oprócz Gifford, która z wykształcenia jest lekarzem, dołączyli do niej także biolog, fizyk, astrobiolog, inżynier i architekt. Wszyscy podczas symulacji chodzili w skafandrach kosmicznych, a projekt finansowany był przez NASA.
– Celem naszej misji była odpowiedź na pytanie, czy loty na Marsa są możliwe – tłumaczy Gifford. Zdaniem dr Kowalczuka głównym założeniem takich eksperymentów i potencjalnego zawodu przyszłości jest sprawdzenie tego, jak grupa ludzi zamknięta w małej kubaturze poradzi sobie z wzajemnymi relacjami i z własną psychiką.
Dobrze płatna misja
Bardziej przyziemną, ale w równie szybkim tempie rozwijającym się zawodem ma być także „profesjonalny aktywista”. Przewidywane zarobki w tej branży to od 30-50 tys. dolarów. Jak mówi Micah White, nie chciałby jednak być „działaczem karierowiczem”. – Ta praca to nie jest tylko zarabianie pieniędzy, ale w dużym stopniu misja. Jestem bardziej konsultantem, kimś kto podróżuje po kraju, a czasem za granicę, aby spotkać się i wspierać organizatorów wszelkiego rodzaju akcji społecznych – tłumaczy.
Jego praca polega na prowadzeniu szkoleń, wykładów, które mają wskazać osobom zajmującym się daną organizacją, w jakim kierunku iść i jakich narzędzi szukać. White określa ten model biznesu bardziej jako partnerstwo polegające na wymianie doświadczeń niż typowy biznes. – Nie mogę powiedzieć ludziom, żeby zrobili to czy tamto, bo dzięki temu będą mieli udany ruch społeczny, ale mogę pokazać przykłady, wyjaśnić, jak skutecznie takie ruchy są tworzone, a potem wspólnie zastanowić się, od czego zacząć – wyjaśnia.
Jego zdaniem takich działaczy będzie coraz więcej, bo skorumpowany świat polityków, zacznie być wypierany przez małe organizacje samorządowe czy sąsiedzkie. – Niektórzy chcą tylko bawić się w protesty, a ja chcę budować ruchy społeczne, które kiedyś wygrają wybory – wyjaśnia.
Haker zapewnia bezpieczeństwo
O tym, że zapotrzebowanie na specjalistów komputerowych jest ogromne i nadal rośnie, nie trzeba nikogo przekonywać. W niektórych dziedzinach, jak chociażby finanse czy inwestycje, już są potrzebni specjaliści od sieci i oprogramowania, które będzie się stawało nie tylko szybsze, ale i bezpieczniejsze. Miliardy dolarów wydawane w różnego rodzaju instytucjach na cyberbezpieczeństwo i tak nie daje pewności, że dane amerykańskich firm i agencji nie wyciekają. Dlatego też potrzebni będą korporacyjni hakerzy.
– Kilka lat temu pojęcie hakera było przerażające i każdy się przed nim bronił. Obecnie firmy coraz częściej korzystają z umiejętności takich osób i po prostu je zatrudniają. Zasada jest prosta. Chcesz wyprzedzić złych facetów, korzystaj z wiedzy tych, którzy wiedzą, jak ci źli mogą nas wykorzystać – tłumaczy Jay Kaplan, znawca rynku informatyki. W tej branży pracę dostać mogą zarówno ci, którzy skończyli studia i mają stopnie naukowe, jak i ci, którzy są samoukami.
Śmierć oswojona
Tak prosto nie jest już w przypadku położnika śmierci. Temat śmierci i umierania jest dla zwolenników społeczeństwa sukcesu i jak najdłuższej aktywności tematem tabu, ale z drugiej strony społeczeństwo w wielu krajach będzie się szybciej starzeć. Okazuje się, że coraz więcej jest więc miejsc takich jak „kawiarnie śmierci” czy nieformalne imprezy, gdzie na temat przemijania można nie tylko porozmawiać, ale również w pewien sposób się z nim oswoić. Tym, którzy odchodzą i będą odchodzili, mają pomagać właśnie osoby przeszkolone w zawodzie położnika śmierci.
Henry Fersko-Weiss, dyrektor wykonawczy stowarzyszenia INELDA, stworzył pierwszy program, który kształci takich opiekunów i w którego ośrodku można znaleźć miejsce, aby godnie odejść. Osoby wykształcone w tej profesji mają towarzyszyć osobie, która umiera, w jej ostatnich chwilach, wspierać jej rodzinę, a także pomagać w zaplanowaniu ceremonii pogrzebowej. – Ponad połowa Amerykanów umiera w szpitalu lub domu opieki, a więc w miejscach sterylnych i bezosobowych. Chodzi o to, aby te ostatnie chwile nie były przerażające, by były bezpieczne, intymne i wśród tego i tych, których się kochało i lubiło – tłumaczy Fersko-Weiss.
Odbiorca przydatny planecie
Kolejnym zawodem przyszłości, który ma przełożyć się również na ochronę środowiska, jest odbiorca kompostu. W związku z globalnym ociepleniem specjaliści od ochrony środowiska mają pracę gwarantowaną. Firm, które za małe pieniądze, ok. 8-10 dolarów, odbierają kompost od domowników z Waszyngtonu czy Chicago, jest coraz więcej. To, co zabiorą, przydaje się rolnikom czy społecznikom zajmującym się miejskimi ogrodami. Igor Kharitonenkov, który ma dziś ok. 2 tys. gospodarstw domowych do obsłużenia uważa, że ludzie nie tylko dają mu pracę, ale biorą udział w bardzo ważnym procesie.
– Naprawdę robią coś dobrego, gdy umieszczają skórkę od banana w specjalnym wiadrze i uczą swoje dzieci czy sąsiadów, na czym polega działanie kompostowni. To ich wkład w dobro tej planety – wyjaśnia.
Nowe trendy
Zdaniem Katarzyny Godlewskiej z Absolvent.pl prawdą jest, że rynek pracy się zmienia i powstają nowe profesje, które są potrzebne i które odpowiadają potrzebom rynku. – Zaobserwować można dwa trendy. Jeden to jest to, że pracujemy bardziej projektowo. Mówią o tym badania amerykańskie, które wskazują, że człowiek, który właśnie wchodzi na rynek pracy, będzie ją zmieniał średnio 12 razy w ciągu całego swojego zawodowego życia. Z lupą będzie trzeba szukać i już można szukać osób, które będą pracowały w jednej firmie czy jednym zawodzie – mówi.
Powstaje też coraz więcej platform, które pozwalają ludziom kontraktować się na konkretne projekty, jak chociażby budowanie logo danej firmy czy projektowanie strony. Jest to też sposób na regularną pracę. – Coraz większa i na lepszym poziomie jest elastyczność pracowników – mówi Katarzyna Godlewska.