Po godzinach

„Wyrzynają nas jak zwierzęta” – 35 dni, 41 miejsc zbrodni, 57 trupów

„Miejsce, w którym doszło do morderstwa słyszysz, zanim je zobaczysz. Krzyk rozpaczy świeżo upieczonej wdowy. Przeszywający odgłos syren policyjnych aut zmierzających na miejsce. Kap, kap, kap – rytmiczne kapanie deszczu na bruk” – tak zaczyna się nagrodzony Pulitzerem fotoreportaż Daniela Berehulaka, dziennikarza „New York Timesa”.

Za mocną narrację poprzez zdjęcia opublikowane w „The New York Times”, ukazujące bezwzględne lekceważenie ludzkiego życia na Filipinach, które wywołała prowadzona przez rząd wojna z narkotykami – tak brzmi uzasadnienie jury, które w tym roku ponownie przyznało Pulitzera pochodzącemu z Australii fotoreporterowi, Danielowi Berehulakowi.

Bo to nie pierwsza nagroda przyznana mieszkającemu obecnie w Meksyku fotografowi. Pierwszą otrzymał w 2015 roku za relację z epidemii eboli w Afryce Zachodniej. W 2011 r. zdjęcia z zalanego Pakistanu zapewniły mu miejsce w finale. – Pracowałem w 60 krajach, relacjonowałem wojny w Iraku i Afganistanie, większość 2014 roku spędziłem z mieszkającymi w strefie objętą epidemią eboli, w miejscu, które w silnym uścisku trzymały strach i śmierć. To, czego doświadczyłem na Filipinach, było zupełnie nowym poziomem bezwzględności: policjanci strzelają do każdego, kogo podejrzewają o handel, a nawet zażywanie narkotyków. Na poważnie biorą wezwanie prezydenta Duterte, by „zabić ich wszystkich” – przyznaje Berehulak.
W Manili spędził 35 dni, odwiedził 41 miejsc zbrodni, widział 57 trupów.
„Krwawe sceny widziałem niemal wszędzie”

„Miejsce, w którym doszło do morderstwa słyszysz, zanim je zobaczysz. Krzyk rozpaczy świeżo upieczonej wdowy. Przeszywający odgłos syren policyjnych aut zmierzających na miejsce. Kap, kap, kap, rytmiczne kapanie deszczu o bruk jednej z alejek w Manili i o plecy Romeo Torres Fontanilli. Tigas, jak nazywano Fontanillę, gdy przyjechałem, leżał na ulicy, twarzą do ziemi. Ulewa zmywała jego krew do rynsztoka” – tak rozpoczyna się pierwsza z opowieści Berehulaka.

To nocą dochodzi do większości mordów. Na miejsce zbrodni fotoreporter przyjechał koło 1 w nocy. Przemoczona od deszczu aleja w stolicy Filipin była jego 17 miejscem zbrodni od przyjazdu do Manili. W mieście, w którym spędził zaledwie 11 dni. Australijski fotoreporter przyjechał na Filipiny, by udokumentować „krwawą i chaotyczną” kampanię antynarkotykową, którą od 30 czerwca – dnia objęcia urzędu – prowadzi prezydent Rodrigo Duterte. Ten sam, który porównał siebie do przywódcy III Rzeszy („Hitler dokonał masakry trzech milionów Żydów. Mamy trzy miliony narkomanów, byłbym szczęśliwy jakby zniknęli”).

Ten sam, który przyznał się, że będąc burmistrzem Davao osobiście wyszukiwał przestępców, których „własnoręcznie mógłby zabić”. Zapowiedział też krwawą rozprawę nie tylko z handlarzami, ale też z tymi, którzy zażywają narkotyki.

Od tego czasu na Filipinach śmierć nie w wojnach gangów, ale właśnie z rąk policjantów, poniosły ponad dwa tysiące osób.
„Krwawe sceny widziałem niemal wszędzie – na chodniku, na torach, przed szkołą dla dziewcząt i całodobowym sklepem czy McDonaldem. Ciała leżące na materacu w sypialni i na sofach w pokoju gościnnym. Patrzyłem, jak ubrana w czerwień kobieta zerka przez palce przyłożone do twarzy na jedno z takich makabrycznych miejsc. Z jednej strony starała się chronić, z drugiej pozwoliła sobie na to ostatnie spojrzenie na mężczyznę zabitego pośrodku ruchliwej ulicy” – relacjonuje Berehulak.

Wyrzynają nas jak zwierzęta

Obok miejsca, gdzie dwóch motocyklistów zastrzeliło Tigasa, leżało ciało innego mężczyzny. Na chodniku, przed „sari sari” – kioskiem, w którym w slumsach można kupić artykuły pierwszej potrzeby. Araja, bo tak się nazywał, wyszedł kupić papierosy i coś do picia dla żony.

W pobliżu, w Riverside kolejne miejsce zbrodni. Na chodniku zakrwawiona lalka Barbie, obok ciała 17-letniej dziewczyny i jej 21-letniego chłopaka.

– Wyrzynają nas jak zwierzęta – komentuje jeden z mężczyzn wpatrujących się w miejsce zbrodni. Nie chciał powiedzieć, jak się nazywa, najzwyczajniej w świecie bał się. Niektóre ciała maja głowy owinięte folią spożywczą, inne oznaczone są kartonikami – jedne dla sprzedawców, inne dla uzależnionych.

Poza zabitymi w oficjalnych nalotach na dilerów narkotyków, policja pracuje nad wyjaśnieniem trzech i pół tysiąca zabójstw. Licznik bije od 1 lipca. „Znaczna część kraju zamieniła się w makabryczny dom rozpaczy” – podsumowuje nagrodzony Pulitzerem fotoreporter.
Filipińskie noce

Dzień, a właściwie noc Berehulak zaczynał o godzinie 21, w biurze prasowym policji. Tam dołączał do grupy lokalnych reporterów oczekujących na informacje o nowych zabójstwach. Wraz z Ricą Concepcion, reporterką z Filipin z 30-letnim doświadczeniem, na miejsce zbrodni docierali czasem z policją, czasem sami. Wtedy krewni i sąsiedzi, z którymi się spotkali, często opowiadali historię zupełnie inną niż ta, która została opisana w oficjalnych dokumentach policji.

– „Nanlaban” to w slangu policyjnym sytuacja, gdy podejrzany opiera się aresztowaniu i ginie. Oznacza to, że „walczył” – podkreśla Berehulak. Dzisiaj to już mroczny żart, przejaw czarnego humoru. Mówi się, że pojawił się nowy sposób, w jaki można umrzeć na Filipinach.

Fotoreporter opowiada historię Florjohna Cruza, na którego zwłoki natrafił jednej nocy w ubogiej dzielnicy Manili – Caloocan. Zakład pogrzebowy zabierał właśnie ciało, gdy siostrzenica zamordowanego znalazła na zakrwawionej podłodze kartkę z napisem: „Handlarz przy Adik Wag Tularan” – „Nie bądź dilerem i uzależnionym jak on”.
– Cruz reperował w domu radio swojej 71-letniej matki, kiedy wpadli uzbrojeni mężczyźni i go zastrzelili. Według zapewnień żony, nie był handlarzem narkotyków. Zażywał shabu – tak Filipińczycy nazywają metamfetaminę. Kilka miesięcy wcześniej zgłosił się do programu leczenia z uzależnienia. Policja przyszła mimo to – relacjonuje Berehulak.

Tej samej nocy, gdy zginął Florjohn Cruz, dziennikarze trafili do drugiego domu – kolejnego miejsca zbrodni. – Tej nocy padał deszcz. Usłyszeliśmy krzyki Nellie Diaz, świeżo upieczonej wdowy, jeszcze zanim ją zobaczyliśmy – pochyloną nad ciałem Crisostomo” – opisuje Daniel Berehulak.

Do domu wpadło trzech mężczyzn, wcześniej wyważyli drzwi. Jeden z nich wycelował broń w Crisostomo, drugi – w jego piętnastoletniego syna. Po słowach „do widzenia przyjacielu” padł strzał – mąż Nellie Diaz upadł na podłogę. Dostał jeszcze dwie kule w głowę.

Prawdziwy bilans ofiar wojny prezydenta Duterte z handlarzami narkotyków jest bliski siedmiu tysięcy. Poza policyjnymi „szwadronami śmierci” działają te złożone z samozwańczych „strażników porządku”. Podjeżdżają na motocyklach, strzelają i odjeżdżają. Są bezkarni.
Zdjęcie główne: Wstrząsająca relacja z Pulitzerem na koncie (fot.nyt)
Zobacz więcej
Po godzinach wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
„To była zabawa w śmierć i życie”. Od ćpuna po mistrza świata
Historię Jerzego Górskiego opowiada film „Najlepszy” oraz książka o tym samym tytule.
Po godzinach wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
„Geniusz kreatywności”. Polka obok gwiazd kina, muzyki i mody
Jej prace można podziwiać w muzeach w Paryżu, Nowym Jorku czy Londynie.
Po godzinach wydanie 10.11.2017 – 17.11.2017
Zsyłka, ucieczka i samobójstwo. Tragiczne losy brata Piłsudskiego
Bronisław Piłsudski na Dalekim Wschodzie uważany jest za bohatera narodowego.
Po godzinach wydanie 10.11.2017 – 17.11.2017
„Choćby z diabłem, byle do wolnej Polski”. Pierwszy Ułan II RP
Gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski skupia w sobie losy II RP.
Po godzinach wydanie 3.11.2017 – 10.11.2017
Kobiety – niewolnice, karły – rekwizyty. Szokujący„złoty wiek”
Służba była formą organizacji życia w tej epoce. Każdy kiedyś był sługą, nawet królewski syn.