Od chłopczycy po biuściastą blondynę – jak zmieniał się wizerunek „kobiety idealnej”
niedziela,
4 czerwca 2017
Brak biustu i chłopięca figura – to ideał piękna lat 20-tych, obfity biust i wąska talia – to złota epoka Hollywood. Chorobliwa chudość, czyli swingujące lata 60-te i „heroinowy szyk” lat 90-tych. Kanony piękna zmieniały się na przestrzeni stuleci, choć nigdy tak szybko, jak w XX wieku.
– Jednym podobają się dupiaste blondyny, drugim z przodu deska, z tyłu deska. Gdy w latach 50-tych jedni panowie szaleli za wyniosłą, niedostępną Ritą Hayworth, która przez kilka minut zdejmowała rękawiczkę w „Gildzie”, co normalnie zajmuje kilka sekund, inni wzdychali do sympatycznej platynowej blondynki – mówi Wiesław Kot, krytyk filmowy.
Bo nic tak nie wpływa na obowiązujące kanony piękna, jak kino i media. A te w ostatnim stuleciu zmieniały się jak w kalejdoskopie.
Kiedy zapytać studentów kulturoznawstwa, jak wyglądała typowa amerykańska gospodyni domowa w latach 50-tych, odpowiedzą: upięta wysoko fryzura, rozkloszowana sukienka, szpilki, pełny makijaż. Tak wystrojona, umalowana od rana, stoi w kuchni, prawdopodobnie z papierosem w prawej i chochelką w lewej ręce.
– Obraz seksownej gospodyni domowej pamiętamy z mediów. Kanony piękna zawsze związane są z pewnego rodzaju selekcją. Być może niektóre gospodynie z amerykańskiej klasy średniej tak wyglądały. Ale kobiety z innych klas i innych ras? Niekoniecznie – mówi portalowi tvp.info kulturoznawca dr Karol Jachymek z Wydziału Nauk Humanistycznych i Społecznych Uniwersytetu SWPS.
Ból przyjacielem kobiety
W epoce wiktoriańskiej styl odzwierciedlał postrzeganie kobiety – jako matki i żony, absolutnie niezdolnej do pracy. Ubiory podkreślały ich pozycję społeczną – ograniczały ruch, akcentowały drobne talie.
„Kobieta cieszy się znacznie mniejszą wolnością niż mężczyzna; on może zmienić pozycję na tysiące sposobów, przybrać nonszalancka pozę i oprzeć się niedbale, skrzyżować nogi, usiąść na brzegu krzesła i założyć ręce wokół kolan; ale kobieta musi siedzieć spokojnie” – pisano w podręczniku etykiety z 1880 roku.
Do jak wielkich poświęceń skłonne były wiktoriańskie damy, najlepiej świadczy fragment artykułu z „Englishwomen Domestic Magazine” z 1866 roku, który przytacza Agnieszka Gromkowska-Melosik w pracy „Ciało, moda i tożsamość kobiety epoki wiktoriańskiej – dyskursy piękna i przemocy”.
„Nabyłam gorset, bardzo solidny, wypełniony sztywnymi fiszbinami, mierzący jedynie czternaście cali wokół talii. Z pomocą mojej pokojówki włożyłam go i nakazałam zasznurować moją talię do 18 cali. W nocy spałam w gorsecie, nie rozluźniając sznurowania. Następnego dnia moja pokojówka zasznurowała gorset do 17 cali i tak każdego dnia, aż do uzyskania 14 cali. Cały czas go nosiłam, bez zdejmowania (…), nie miał sznurowania z przodu, więc nie mogłam go rozluźnić, nawet gdybym tego pragnęła. Przez pierwsze kilka dni ból był bardzo silny (…), jednak z czasem zaczęłam go nie zauważać, i tak po miesiącu jego obecność nie miała dla mnie znaczenia. Zapłatą za moje cierpienia była możliwość założenia sukni, w której mój mąż zobaczył moją szczupłą talię.”
Nadchodzi wolność
28 listopada 1918 roku w Polsce, 18 sierpnia 1920 w Stanach Zjednoczonych – kobiety uzyskały prawa wyborcze. I to był początek prawdziwej rewolucji, także w modzie.
O swoje prawa kobiety walczyły jeszcze w gorsetach, powłóczystych sukniach i ogromnych kapeluszach, pod którymi chowały bujne loki.
Gdy wyszły z lokali wyborczych, nałożyły krótkie, proste sukienki w kształcie litery H, włosy ścięły na krótko, wieczorem zakładały buty na niskim obcasie, pióra, korale. Nakładały staniki spłaszczające im piersi, paliły papierosy, tańczyły charlestona.
Piękno lat 20-tych nie miało bujnych kształtów, miało szczupłą, chłopięcą figurę.
– Palenie gorsetów było symbolem ruchu sufrażystek. Panie uwolniły się z gorsetów, do garderoby wkroczyły męskie akcenty, ale nadal jedno się nie zmieniło – kobiety muszą wyglądać dobrze – podkreśla dr Jachymek.
„Ja tworzę modę, która pozwala kobietom żyć, oddychać, czuć się wygodnie i wyglądać młodo” – mawiała wówczas Coco Chanel. Powiedziała stanowcze „nie” gorsetom, długim, ciężkim sukniom i falbanom.
Gdy świat podnosił się ze zgliszczy I wojny światowej i borykał z kryzysem, ona stworzyła praktyczną „małą czarną” i ubrała kobiety w spodnie. To dzięki niej dżersej, który do tej pory pojawiał się raczej w projektach bielizny, trafił na salony. Brak kobiecych kształtów nadal był modny. Ale do czasu...
Złota era Hollywood
Gdy Europę niezmiennie fascynował francuski szyk, Amerykę kształtowała Fabryka Snów. Konkretnie męskich snów. Eteryczne i tajemnicze kobiety-wampy odeszły w cień. Na ekranie królować zaczęły blond ślicznotki o bujnych kształtach oraz ogniste rude, a wyobraźnię rozpalały pin-up girls.
– W latach 40-tych i 50-tych to były kobiety w typie Rity Hayworth. Wyniosłe, chłodne damy. To się podobało. Ale podobało się krótko, bo zaraz pojawiła się brunetka, która przefarbowała się na platynowy blond. Sympatyczna blondynka klejąca się do facetów. Marilyn Monroe, która sama o sobie mówiła „wielka dupa, wielki cyc, wielkie nic”. Później zbuntowana nastolatka, chłopczyca, z nadmiernie nabrzmiałymi ustami, która chętnie się rozbierała, czyli Brigitte Bardot i jej subtelniejsza wersja Audrey Hepburn – wymienia Wiesław Kot.
– Kinowe symbole seksu to takie fantazmaty, gwiazdozbiory, które podziwiamy. Fabrykowane, żeby kusić. Marilyn Monroe miała na przykład odciągnąć widzów od telewizorów i przyciągnąć do kin. To pewnego rodzaju produkty – przekonuje Jachymek.
Produkty, który widownia kupiła. Bo która kobieta nie miała wówczas w szufladzie z bielizną „bardotki”, jaka Polka nie marzyła o okularach Małgorzaty Braunek z „Polowania na muchy”.
I jak to bywa z produktem, kupiła, pobawiła się i szybko się znudziła.
Seks, kłamstwa i kasety wideo
Pierwsze jaskółki nowej ery pojawiły się w latach 60-tych. Bujne kształty zastąpiły sylwetki w typie Twiggy, zaś obcisłe uwydatniające kształty suknie – mini spódniczki.
Rozkwitający feminizm, pigułki antykoncepcyjne i kobiety, które były coraz bardziej akceptowane w pracy i bardziej świadome swojego ciała, częściej zaczynały walczyć niż kusić.
I wtedy nadeszły lata 80-te. – To było wariactwo i przeciwstawienie się kobiecości, odejście w stronę wyzwolenia, ale jednocześnie zbrzydzenia sylwetki. Kobiety trochę się postarzały, deformowały sylwetkę, nosiły spodnie z wysokim stanem, ukrywały prawdziwe kształty, nosiły błyszczące makijaże – wymienia stylistka, Wiganna Papina.
Jednocześnie rekordy popularności biła Jane Fonda i jej promocja aerobiku. Kobiety chciały być wysokie, szczupłe i mieć wysportowane ciało. I gdy nacieszyły się już tym, że nie muszą się tak podobać, mogą bez przeszkód wykonywać do tej pory uważane za męskie zawody, prowadzić własne firmy, zapragnęły wyglądać kobieco.
– Zaczął Gianni Versace razem z najpiękniejszymi modelkami świata. To były Linda Evangelista, Naomi Campbell, Christy Turlington, Cindy Crawford, Claudia Schiffer. Żadne kobiety nie były tak piękne. Miały talie, miały pupy, miały biusty. Projektanci pokochali kobiety za ich kobiecość – tłumaczy Wiganna Papina.
Wystarczyła dekada, by kobiece kształty zastąpił „heroinowy szyk” Kate Moss. – Moda to sinusoida – stwierdza Papina.
– Przez lata obowiązujące kanony piękna były praktycznie niemożliwe do osiągnięcia. Teraz trochę się to zmienia, pojawiają się poglądy, że kobiecość może przyjmować różne kształty. Jednak jedno się nie zmienia, w każdym przypadku kobieta musi być atrakcyjna – podsumowuje dr Karol Jachymek.