„Lodowa panna” w ekstrawaganckich butach. Taka jest Theresa May
sobota,
10 czerwca 2017
Na bezludną wyspę chciałaby zabrać prenumeratę „Vogue'a". Ale ze względów zdrowotnych musiałaby pewnie spakować także zapas insulinowych zastrzyków. Jako szefowa MSW doprowadziła do wydalenia z kraju jednego z najbardziej wpływowych dżihadystów w Europie. Choć już od 9 miesięcy jest premierem, to dopiero teraz czeka ją ciężka próba - utrzymania władzy i przeprowadzenia Brexitu, co nie będzie łatwe, bo obywatele dali jej przed negocjacjami z Unią Europejską znacznie słabsze wsparcie, niż oczekiwała.
„Lodowa panna” i „cholernie trudna kobieta” – tak mówi się o Theresie May. Uważana jest za twardego politycznego gracza, choć czasem trudno się zorientować, jakie naprawdę ma poglądy. Ale już dziś widać, że raczej nie będzie drugą Margaret Thatcher.
100 książek kucharskich i insulina
May jest fanką gotowania. W swojej prywatnej bibliotece ma ponad 100 książek kucharskich. Słynie też z zamiłowania do oryginalnych butów i kreacji. Lamparcie szpilki, trampki w kolorach flagi Wielkiej Brytanii czy wzór w kształcie ust na balerinach, a do tego płaszcz w geometryczne wzory albo marynarka w krzykliwym kolorze to tylko niektóre ze strojów, jakie uchwyciły obiektywy fotoreporterów.
Zapytana o to, co chciałaby zabrać na bezludną wyspę, odpowiedziała, że dożywotnią prenumeratę czasopisma „Vogue”. „Lodowa panna” podkreśla swoją kobiecość, dba także o sylwetkę. Mimo że pracuje do późna, często z samego rana można spotkać ją na siłowni. Dwa razy dziennie musi przyjmować zastrzyki z insuliny - w 2013 roku przyznała, że choruje na cukrzycę.
Jest też zapalonym piechurem i uwielbia samotne wycieczki po górach. To właśnie tam, a konkretnie w szwajcarskie Alpy, udała się po raz pierwszy po objęciu stanowiska premiera.
Wyswatana przez Benazir Bhutto
Prywatnie związana jest z bankowcem Philipem Mayem. Od 37 lat tworzą szczęśliwe, choć bezdzietne ze względu na zdrowotne problemy, małżeństwo. Poznali się, gdy May (wtedy jeszcze panna Brasier) studiowała geografię na Oksfordzie. „Swatką” była Benazir Bhutto, późniejsza premier Pakistanu. Przedstawiła ich sobie na potańcówce stowarzyszenia torysów.
I choć Philip był wtedy przewodniczącym tego związku studenckiego na Oksfordzie, to nie został politykiem, ale wybrał karierę w bankowości. Theresa także zaczęła od pracy w instytucjach finansowych - po skończeniu studiów została zatrudniona w Banku Anglii, a następnie w brytyjskim stowarzyszeniu nadzorującym izby rozliczeniowe. Szybko awansowała, ale ten sukces pojawił się w bardzo trudnym momencie jej życia, gdy w wypadku samochodowym zginął jej ojciec, a rok później zmarła jej matka.
Szefowa MSW wydala dżihadystę
Jeden z jej znajomych ze studiów wspominał, że gdy miała 17 lat, uwielbiała żartować, iż chciałaby zostać pierwszą kobietą premierem w Wielkiej Brytanii. Gdy po latach jej marzenie z młodości zrealizowała Margaret Thatcher, May także postanowiła zawalczyć o swoje.
Została radną w Merton w południowym Londynie, ale długo bez sukcesu walczyła o miejsce w Izbie Gmin. W końcu udało jej się to w 1997 roku. Rok po roku pięła się po szczeblach partyjnej kariery, ale wciąż stała w drugim szeregu.
Dopiero gdy w 2010 roku torysi zwyciężyli w wyborach, David Cameron powołał ją na szefową MSW. Wcześniej zajmowała się m.in. transportem, środowiskiem, rodziną, a po wyborach w 2005 roku także kulturą, mediami i sportem. W MSW szło jej tak dobrze, że po ponownie wygranych wyborach w 2015 roku utrzymała stanowisko. Jako szefowa resortu May zreformowała policję, zmieniła zasady korzystania z próbek DNA czy filmów z kamer przemysłowych. Podjęła konsekwentne działania w sprawie imigrantów. Zapowiedziała ograniczenie imigracji i nasiliła deportacje. Doprowadziła m.in. do wydalenia z kraju jordańskiego duchownego Abu Katady al-Filastiniego, uważanego za jednego z najbardziej wpływowych dżihadystów w Europie. Była przeciwna obowiązkowym podziałom kwot uchodźców między państwa UE. Twierdziła, że należy pomagać im tam, gdzie żyją. Równocześnie jednak nakazała zakończenia wyrywkowych kontroli policyjnych na ulicach, policjanci bowiem zatrzymywali przede wszystkim mężczyzn młodych o ciemniejszej karnacji, co uznano za dyskryminację rasową.
Podobnie jak Cameron (i większość Partii Konserwatywnej) opowiadała się za małżeństwami homoseksualnymi i uznaniem prawa do aborcji, ale z obniżeniem limitu z 24 do 20 tygodnia ciąży.
Ryzykantka z ambicjami
Gdy 13 lipca ubiegłego roku po odejściu Camerona stanęła na czele brytyjskiego rządu, spełniła swoje marzenie, ale z pewnością nie spodziewała się, jak trudne zadanie ją czeka. – Na pewno trudno precyzyjnie określić jej poglądy polityczne. Zanim została premierem, uważano ją za przeciwniczkę Brexitu. Gdy została szefem rządu, jej poglądy na tę kwestię zmieniły się. Być może po prostu przyjęła rolę, jaką jej wyznaczono – mówi dr Paweł Kowalski, ekspert w dziedzinie integracji europejskiej z uniwersytetu SWPS.
W styczniu tego roku May ogłosiła, że będzie dążyć do twardego Brexitu. Gdy w marcu poinformowała, że rząd rozpoczął procedurę wychodzenia kraju z UE, mówiła, że po opuszczeniu „będziemy podejmować własne decyzje i tworzyć własne prawa; przejmiemy kontrolę nad tym, co ma dla nas największe znaczenie i wykorzystamy tę okazję, aby zbudować silniejszą, uczciwszą Wielką Brytanię”.
– Jest premierem o dużych ambicjach, podejmującym ryzyko, ale dodałbym że nieskutecznym – twierdzi dr Kowalski. Jego zdaniem May, podejmując decyzję o przyspieszonych wyborach, zagrała va banque. – Popatrzyła na rankingi i stwierdziła, że ma duże szanse, aby doprowadzić do absolutnej większości konserwatystów w parlamencie. Okazało się, że dwa miesiące kampanii zmniejszyły tę przewagę, co prawda nie do zera, ale do kilku punktów na granicy błędu statystycznego. Marzył się jej sukces taki, jaki osiągnęła Margaret Thatcher w 1983 roku, gdy osiągnęła zwycięstwo absolutne. May chciała to powtórzyć, ale w obecnym układzie sił to się nie powiodło – uważa dr Kowalski.
Zamachy dają siłę opozycji
Na przeszkodzie, oprócz nie tak łatwego, jak się wydawało Brexitu, stanęły takie sprawy jak kłopoty z systemem opieki zdrowotnej czy ostatnie zamachy w Wielkiej Brytanii. – May nie była w stanie do końca przekonać swoich wyborców, że będzie gwarantem bezpiecznego wyjścia z UE. Drugim punktem zapalnym stała się służba zdrowia - okazało się, że system potrzebuje dofinansowania. Trzecia sprawa to imigranci – wylicza.
Wydawać by się mogło, że stanowcze podejście premier May do tej ostatniej kwestii i to, co działo się w ostatnich tygodniach, powinno sprawić, że szefowa konserwatystów będzie miała o wiele większe grono zwolenników. Tymczasem stało się inaczej. Zamachy prawie dwukrotnie zwiększyły poparcie dla partii opozycyjnej.
Trudno się dziwić, że podczas wyborczej nocy lider labourzystów wezwał May do dymisji. – Przesłanie płynące z wyników jest takie: premier ogłosiła wybory, bo chciała mieć większy mandat. A ma mniej miejsc w parlamencie, mniej głosów, mniejsze poparcie i mniejsze zaufanie. Moim zdaniem to wystarczy, by odejść i zrobić miejsce dla rządu, który będzie naprawdę reprezentował wszystkich obywateli tego kraju – mówił Jeremy Corbyn.