Po godzinach

Masakra polskich jeńców. Niemcy wciąż wypierają prawdę

Niewiele brakowało, a o tej zbrodni nikt by się nie dowiedział. Teraz Niemcy robią wszystko, żeby nikt o niej – i podobnych – nie pamiętał. Mija 78. rocznica masakry w Ciepielowie, dokonanej przez żołnierzy Wehrmachtu podczas kampanii wrześniowej na 300 polskich jeńcach wojennych.

Sama inwazja III Rzeszy na Polskę nie była jedynym złamaniem prawa międzynarodowego przez Niemców w pierwszym etapie wojny. Już w pierwszych minutach po ataku Niemcy udowodnili, że nie będą liczyć się z życiem ludności cywilnej.

Atak rozpoczął się od ostrzelania polskiego przyczółka na Westerplatte przez pancernik Szlezwik-Holsztyn, co można jeszcze tłumaczyć celami strategicznymi. Kolejnego aktu już tak wytłumaczyć się nie da. Samoloty Luftwaffe zbombardowały Wieluń, miasto bez znaczenia strategicznego. Bomby spadły na śpiącą ludność cywilną oraz między innymi szpital.

Wybielanie historii

W pierwszym okresie kampanii wrześniowej Niemcy dokonali wielu zbrodni na ludności cywilnej. Odpowiadają za nie nie tylko oddziały SS czy Einsatzgruppen SD stworzone właśnie do przeprowadzania masakr, ale przede wszystkim oddziały Wehrmachtu, które po wojnie władze RFN starały się wybielać.

Już trzeciego i czwartego dnia wojny w Bydgoszczy doszło do akcji eksterminacyjnej, która przeszła do historii jako „krwawa niedziela”. Żołnierze Wehrmachtu wspierani przez oddziały Selbstschutzu i inne organizacje zamordowały kilkaset osób.

Gdy kończyła się rzeź mieszkańców Bydgoszczy 4 września w Częstochowie doszło do „krwawego poniedziałku”, jednej z najcięższych zbrodni w kampanii wrześniowej, w której śmierć poniosło być może nawet 500 osób, Polaków i Żydów.
Podobnych zbrodni, choć na mniejszą skalę było więcej. Kajetanowice, Majdan Wielki, Urycz, Torzeniec, Śladów, Zakroczym. Miejscowości takich jest znacznie więcej. Łączy je fakt, że masakry przeprowadzano, mimo że nie było żadnej potrzeby militarnej oraz to, że brali w nich udział także żołnierze Wehrmachtu.

Złamanie konwencji haskich

Jedną z największych była zbrodnia w Ciepielowie na Kielecczyźnie, dokonana na polskich jeńcach wojennych z 74 Pułku Piechoty. Pod względem prawnym stanowiła zarówno złamanie międzynarodowego prawa wojennego jak i konwencji haskich.

Przeprowadzili ją żołnierze z 15 Pułku Piechoty wchodzącego w skład 29 Dywizji Piechoty. Warto podkreślić, że była to przeciętna dywizja zmotoryzowana sformowana ze standardowego zaciągu, a nie zbieranina morderców, kryminalistów i kłusowników zwolnionych z więzień i obozów koncentracyjnych, jak w przypadku niesławnej Brygady Dirlewangera, biorącej udział m.in. w Rzezi Woli.

Do masakry doszło w lesie pod Dąbrową, w gminie Ciepielów, położonej na północy ówczesnego województwa kieleckiego, w powiecie iłżeckim, obok szosy łączącej Lipsko z Ciepielowem. Poprzedziło ją starcie, do którego doszło dzień wcześniej pomiędzy żołnierzami Górnośląskiego Pułku Piechoty pod dowództwem majora Józefa Pelca a oddziałami niemieckiej 29 dywizji.
Płk Walter Wessel podejmuje decyzję o wymordowaniu polskich jeńców (fot. Wiki)

Bawaria rozliczy się z nazizmu. Niemcy poznają bolesną historię

Historycy wykazali, że po wojnie nawet 70 proc. kadry bawarskiego MSW należało wcześniej do NSDAP.

zobacz więcej
– Oddział Wojska Polskiego, podążający w kierunku Wisły, ażeby się przeprawić na drugą stronę, zatrzymał się w lesie, no i częściowo w wiosce. Niemcy, idący od strony Radomia w kierunku Lipska, zaatakowali Polaków. Polacy bronili się bohatersko, ale nie mieli żadnego wsparcia, musieli skapitulować – opowiadał w audycji Hanny Liszewskiej „Mapa bohaterstwa” nadanej w Polskim Radiu w 1972 roku były kierownik szkoły Jan Gierasiński.

Wymordowali bohaterów

Bohaterscy żołnierze zostali wymordowani. Przypadkiem zachowała się wierna relacja sporządzona przez jednego z niemieckich żołnierzy, bądź oficerów. We fragmencie „Unser Gefecht in Polen” (Nasza potyczka w Polsce) autor opisuje, jak Niemcy zabijają chłopa i dobijają rannego polskiego żołnierza. Podkreśla, że nie zgadza się z takim postępowaniem. Oddajmy głos świadkowi.

„W lesie ciepielowskim niedaleko Zwolenia znajdowała się w czołówce 11 kompania naszego batalionu. Posuwaliśmy się za nią. Słyszę ogień karabinów maszynowych. Czołówka jest ostrzeliwana. Wysiadać!... Brzęczą rykoszety. Teraz orientuję się, że Polacy także strzelają... Wtem upadł kpt. Lewinsky. Postrzał głowy z góry. A zatem strzelcy na drzewach. Podziwiam odwagę tych strzelców z drzew...”.

„W godzinę później zbieramy się wszyscy na szosie. Kompania ma 14 zabitych łącznie z kpt. Lewinskym. Dowódca pułku płk Wessel (z Kassel) szaleje. »Co za bezczelność, chcieli nas zatrzymać, i zastrzelili mojego Lewinskyego«. ... [płk Wessel] stwierdził, że ma do czynienia z partyzantami, jakkolwiek każdy z polskich jeńców ma na sobie mundur. Zmusza ich do zdjęcia kurtek. No, teraz już prędzej wyglądają na partyzantów. Teraz odcina im się jeszcze szelki, widocznie po to, by nie mogli uciec. Następnie każe jeńcom iść brzegiem szosy, jeden za drugim. Nasuwa się pytanie, dokąd się ich prowadzi? W kierunku powrotnym do taborów, które ich wkrótce przekażą do jenieckiego punktu zbornego?”.
Terkot automatów

„W pięć minut później usłyszałem terkot tuzina niemieckich automatów. Pośpieszyłem w tym kierunku i o 100 m w tyle ujrzałem rozstrzelanych 300 polskich jeńców, leżących w przydrożnym rowie. Zaryzykowałem zrobienie dwóch zdjęć, a wtedy stanął dumnie przed obiektywem jeden z tych strzelców-motocyklistów, którzy na polecenie płk Waltera Wessela dokonali tego dzieła”.

Szokuje metodyczność stosowana przez oprawców – dowódca każący odcinać szelki oraz brak wyrzutów sumienia – jeden z morderców dumnie pozujący do zdjęcia. Dodatkowo niewiele zabrakło, aby rzeź nie zostałaby udokumentowana. Świadectwo zbrodni wypłynęło bowiem dopiero kilka lat po wojnie.

W 1950 roku materiały – anonimowy maszynopis oraz pięć zdjęć – przekazano do polskiego konsulatu w Monachium. Ich autentyczność nie budziła wątpliwości. Podobnie jak odpowiedzialność tej konkretnej jednostki. Także 9 września 15 Pułk Piechoty – inne jednostki operowały dalej – dokonały w Ciepielowie i okolicznych wioskach kilku morderstw, w tym na 10-letniej dziewczynce Zosi Wrzochal z pobliskiego Gołębiowa.

Niemcy wciąż nie chcą pogodzić się ze zbrodniami popełnianymi przez Wehrmacht i relatywizują zdarzenia z okresu II wojny światowej. Świadczy o tym choćby wzbudzający kontrowersje serial „Nasze matki, nasi ojcowie”, w którym to Polacy są przedstawieni jako antysemici.

Nie chcą przeprosić za „polskie obozy”

Innym przykładem są choćby powtarzane, także przez niemieckie publiczne media, informacje o rzekomych „polskich obozach śmierci” oraz niechęć do prostowania fałszywych informacji jak choćby w przypadku telewizji ZDF.
Dyskusja na temat odpowiedzialności Niemców, a zwłaszcza Wehrmachtu za zbrodnie popełnione podczas II wojny światowej od kilku lat toczy się u naszych zachodnich sąsiadów. Da się zaobserwować stały opór przed uznaniem tej bolesnej prawdy.

Na przełomie wieków w wielu miastach Niemiec pokazywano wystawę „Wojna na wyniszczenie. Zbrodnie Wehrmachtu 1941–1944”, przygotowaną przez hamburski Instytut Badań Społecznych. Niestety, organizatorzy nie pochylili się choćby nad zbrodniami popełnionymi we wcześniejszej fazie wojny, między innymi w Polsce, ale ostre protesty nie dotyczyły tego faktu, ale tego, że w ogóle śmiano szarga „nieskazitelny” wizerunek Wehrmachtu.

Oburzony poseł

Prominentny działacz rządzącej partii CDU Alfred Dregger mówił z oburzeniem na forum Bundestagu, że ci, „którzy uważają, że całe wojenne pokolenie to członkowie i pomocnicy bandy zbrodniarzy, chcą Niemców dotknąć do żywego”.

– Z tej wystawy historiografia właściwie się niczego nowego nie dowiedziała. W zasadzie jedynie potwierdziły się wieloletnie badania historyczne na temat Wehrmachtu jako instytucji, a także jako pomocnika nazizmu – przekonywał historyk i dyrektor Biblioteki Historii Współczesnej w Stuttgarcie, Gerhard Hirschfeld.
W rzezi zginęło około 300 polskich bohaterów (fot. Wiki)
Eksperci dowodzili, że opór przed uznaniem zbrodni Wehrmachtu wynika z faktu, że w zasadzie każda rodzina miała bliskiego, który służył w tej formacji. To nie było elitarne SS, tylko powszechne wojsko, w którym służyło około 17 milionów mężczyzn.

Większość Niemców woli wyprzeć ze świadomości fakt, że ich bliscy służyli w Wehrmachcie, który także jest odpowiedzialny za zbrodnie. – Niektórzy kulturoznawcy uważają, że taka debata jest potrzebna; że potrzebna jest też ta ekspozycja, żeby do takiej debaty w ogóle doszło. To chyba najważniejszy wynik tej wystawy – przyznał Jan Philipp Reemtsma, literaturoznawca i inicjator wystawy.

Z największą brutalnością

W odpowiedzi na wystawę „Zbrodnie Wehrmachtu – wymiar niszczycielskiej wojny 1941-1944” w 2004 roku w Polsce zorganizowano wystawę „Z największą brutalnością. Zbrodnie Wehrmachtu w Polsce, wrzesień – październik 1939 roku”.

Ówczesny prezes IPN, współorganizatora wystawy wraz z Niemieckim Instytutem Historycznym w Warszawie, prof. Leon Kies podkreślił, że „tylko wtedy można rozliczyć się z przeszłością i doprowadzić do pojednania, gdy zerwie się z kulturą historii pełną różnych tabu, gdzie próbuje się zawęzić krąg sprawców zbrodni, gdzie toleruje się szkodliwe działania potomków zbrodniarzy, gdzie przeprasza się ogólnie za zbrodnie, ale jednoczenie stara się nie dopuścić do tego, co jest jednym z kluczy do zrozumienia przeszłości – do mówienia o szczegółach konkretnych przypadków zbrodni”.

– Wystawa ta, która będzie prezentowana również w Niemczech, ma służyć temu, by prawda o zbrodniach Wehrmachtu popełnionych w Polsce, dotarła nie tylko do niemieckich elit, ale i do zwykłych Niemców – zaznaczył prof. Kieres w 2004 roku.
Niestety, mechanizm wyparcia funkcjonujący w zbiorowej pamięci Niemców wciąż działa. Żołnierze frontowi Wehrmachtu nadal są postrzegani jako przestrzegający prawa wojennego i odnoszący się z szacunkiem dla przeciwnika, zaś zbrodnie mieli popełniać wyłącznie SS-mani – najlepiej jeżeli byli to członkowie oddziałów zagranicznych – oraz funkcjonariusze formacji policyjnych SD.

Niechlubna przeszłość

Kwestia niechlubnej przeszłości Wehrmachtu wypłynęła ponownie w maju, gdy wyszło na jaw, że mający skrajnie prawicowe poglądy podoficer Bundeswehry Franco A. planował zamachy na niemieckich polityków opowiadających się za polityką na rzecz uchodźców, m.in. byłego prezydenta i dawnego szefa Federalnego Urzędu ds. Akt Stasi Joachima Gaucka.

Minister obrony Ursula von der Leyen oskarżyła wówczas dowództwo o tolerowanie i krycie skrajnie prawicowych elementów w niemieckiej armii. Zapowiedziała przy tym reformy, między innymi zmianę nazw koszar, które często noszą imiona dawnych dowódców Wehrmachtu, co wywołało oburzenie między innymi byłej szefowej Związku Wypędzonych Eriki Steinbach.

Von der Leyen podkreśliła w przemówieniu do oficerów i żołnierzy, że jedyną tradycją Wehrmachtu, na jaką może powoływać się Bundeswehra, jest tradycja spisku i zamachu na Adolfa Hitlera w lipcu 1944 roku.
Zdjęcie główne: Polscy żołnierze prowadzeni na egzekucję (fot. Wiki)
Zobacz więcej
Po godzinach wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
„To była zabawa w śmierć i życie”. Od ćpuna po mistrza świata
Historię Jerzego Górskiego opowiada film „Najlepszy” oraz książka o tym samym tytule.
Po godzinach wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
„Geniusz kreatywności”. Polka obok gwiazd kina, muzyki i mody
Jej prace można podziwiać w muzeach w Paryżu, Nowym Jorku czy Londynie.
Po godzinach wydanie 10.11.2017 – 17.11.2017
Zsyłka, ucieczka i samobójstwo. Tragiczne losy brata Piłsudskiego
Bronisław Piłsudski na Dalekim Wschodzie uważany jest za bohatera narodowego.
Po godzinach wydanie 10.11.2017 – 17.11.2017
„Choćby z diabłem, byle do wolnej Polski”. Pierwszy Ułan II RP
Gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski skupia w sobie losy II RP.
Po godzinach wydanie 3.11.2017 – 10.11.2017
Kobiety – niewolnice, karły – rekwizyty. Szokujący„złoty wiek”
Służba była formą organizacji życia w tej epoce. Każdy kiedyś był sługą, nawet królewski syn.