„No kosmita! To nie był człowiek w ogóle!”. Tak zaczęła się przygoda życia Anny Przybylskiej
sobota,
7 października 2017
Niesamowite oczy, w których można było się zatopić i kontrastujący z urodą, nietypowy, niski głos. Na Annę Przybylską nie sposób było nie zwrócić uwagi. Do tego jeszcze talent, poczucie humoru, życzliwość i to, że uchodziła za zwyczajną dziewczynę z sąsiedztwa. To wszystko sprawiło, że na lata zaskarbiła sobie sympatię milionów Polaków, widzów filmów i seriali, w których grała. W 3. rocznicę śmierci aktorki coraz więcej wiadomo, jaka była prywatnie, także dzięki wydanej właśnie biografii pt. „Ania”.
Wszędzie jej było pełno
Po urodzeniu Ania była nieustannie głodnym dzieckiem, co było nie lada wyzwaniem dla rodziców w czasach, gdy sklepowe półki świeciły pustkami. Na dodatek w żłobku ciągle łapała infekcje i przeziębienia, dlatego była tam tylko pół roku. Z drugiej jednak strony rozsadzała ją energia, dlatego nikogo nie dziwiło, że w przedszkolu najbardziej lubiła tańczyć i śpiewać. Nie wstydziła się publiczności i uwielbiała występować, a nawet na krótko wraz z siostrą trafiły do osiedlowego zespołu „Jantarki”.
Jej dzieciństwo obfitowało też w nieco mniej radosne sytuacje. Już w wieku trzech lat trafiła na stół operacyjny, gdzie przeszła operację wyrostka. Zaledwie rok później wylała sobie na nogę wrzątek, po czym ślad pozostał z nią na całe życie. Z kolei w wieku około pięciu-sześciu lat, po tym jak wymknęła się z domu na podwórko, uderzyła ją huśtawka w głowę i potrzebne było szycie rany na pogotowiu. - Rozpierała ją energia, wszędzie było jej pełno. I pewnie przez to ciągle wpadała w tarapaty – opowiada siostra Agnieszka.
Pani z peweksu przegrała z aktorstwem
Siostry często razem jeździły do Kiełczewa koło Kościana, skąd pochodziła rodzina ojca i zostawały na tak długo, jak się da. – Kiedy myślę o dzieciństwie, widzę krajobrazy Kościana, gdzie mieszkała rodzina taty i gdzie jeździłam na wakacje. Rodzinne obiady i mnóstwo miłości, którą mnie otaczano – opowiadała po latach Anna Przybylska. Oczywiście, jak to w rodzeństwie, zwłaszcza gdy jest kilkuletnia różnica wieku, nie brakowało i trudnych momentów. – Jak byłyśmy małe, ostre kłótnie były u nas na porządku dziennym. Mimo to, nigdy na siebie na skarżyłyśmy, taka siostrzana solidarność – podkreśla Agnieszka.
W tamtych dziecięcych czasach Ania kochała łyżwiarstwo figurowe i nawet sama próbowała swoich sił i całkiem nieźle sobie radziła. W przyszłości chciała jednak zostać... panią z peweksu, z czym się nawet nie kryła. – Stać za ladą wśród cudownych towarów, których nie było w zwykłych sklepach – wspominała. Jej pierwsze zabawy z muzyką to z kolei gra na keyboardzie z młodszym kuzynem Pawłem, z którym była bardzo zżyta.
Gdy zaczęła chodzić do szkoły, ojciec postanowił rodzinie wybudować dom, samemu i dlatego budowa trwała aż pięć lat. Ona w tym czasie miała już w głowie inny pomysł na siebie. Marzyła o aktorstwie. – Właściwie nie miałam planu awaryjnego, co będzie, jeśli mi się nie uda – podkreślała.
Zwracała na siebie uwagę
Pierwszy raz talent aktorski objawił się u niej w liceum, gdy wzięła udział w międzyszkolnym konkursie recytatorskim, który zresztą wygrała. Mało tego, wystąpiła z własnym utworem. – Ania włożyła w występ mnóstwo emocji, strasznie się zaangażowała i starannie wyreżyserowała, jak ma to wyglądać. Kończąc, wiła się na podłodze „z bólu” – wspominał kuzyn Paweł Tamberg. To rzeczywiście musiało zrobić wrażenie.
Zresztą od wczesnego dzieciństwa zwracała na siebie uwagę, przede wszystkim chłopców. Jej pierwsza miłość sięga czasów przedszkolnych, a nazywał się Bartek. Rzecz jasna nie przetrwała, ale czasy nastoletnie to prawdziwy wysyp kandydatów, których spod okna ich domu musiał przepędzać ojciec Ani. Rodzice zaczęli też ograniczać jej wyjścia z domu. Zaszczytu bycia „oficjalnym” chłopakiem dostąpił dopiero Marek, a było to w piątek albo szóstej klasie. Choć był o głowę od niej niższy, to i tak go pokochała. Żeby mogła go pocałować... stawał na cegle.
Chłopcy, papierosy i problemy w szkole
Kolejni byli Tomek i Mytnik, a także Przemek i ministrant, który potrafił grać na gitarze. W pierwszej klasie liceum przytrafia jej się z kolei poważniejszy związek z Danielem. Oprócz chłopaków ważnymi osobami w jej życiu były wówczas przyjaciółki, z którymi w licealnej łazience zamykała się, żeby palić papierosy. – Zawsze mnie ciągnęło do zapachu tytoniu. Mój tata palił, a mama go ganiała. Ale nie paliłam tak, żeby kupować sobie w sklepie, bo nie było mnie stać – podkreślała aktorka.
W szkole uczyła się dosyć dobrze, na czwórkach. Gorzej było z zachowaniem, bo nie dość, że niepokorna, to jeszcze pyskata. – Mówiłam jak chłopak, siadałam jak chłopak, byłam straszną luzarą – wspominała. Żywiołowość i poczucie humoru odziedziczyła po mamie, która jednak córki trzymała krótko. – Zawsze był warunek: powrót o dziewiątej, dziesiątej, nie później – zastrzega Krystyna Przybylska.
Modeling i śmierć ojca
Rok 1995 roku przyniósł przełomowe wydarzenia w życiu nastolatki z Gdyni. Najpierw została zauważona i trafiła na próbę do agencji modelek i hostess, którą nieco wcześniej założyła Małgorzata Rudowska. Nie było to jednak to, o czym marzyła. – Ja wcale nie chcę być modelką. Ja chcę być aktorką – powiedziała szczera jak zawsze. Nawet nie pasowała do modelingu, bo była trochę za niska, lekko pulchniutka, a na dodatek miała ścięte na krótko włosy. Taką ją właśnie wkrótce wypatrzy reżyser Radosław Piwowarski.
Tak czy inaczej najpierw był modeling i Przybylska, choć niepełnoletnia, to brała udział w akcjach promocyjnych, a to chipsów, a to z kolei piwa. Nie brakowało też występów na wybiegu. Rodzice na początku sceptyczni, później sami przeżywali jej „modelowanie”. Wtedy to Bogdan Przybylski dowiaduje się, że jest nieuleczalnie chory na raka. Drobnoziarnica to nowotwór, który objawia się dopiero, gdy są przerzuty. Lekarze dają mu trzy miesiące życia.
Umiera 20 sierpnia w wieku zaledwie 52 lat. – Zawsze mogłam polegać na tacie. To on robił mi rano kanapki, byłam jego ukochaną córeczką. I nagle go zabrakło – wspominała Anna.
Pierwsza rola
Jak to zwykle w życiu bywa, rodzinnej tragedii towarzyszyły sukcesy w raczkującym wciąż jeszcze życiu zawodowym. Po doświadczeniach z modelingiem, wreszcie na horyzoncie pojawiła się propozycja wzięcia udziału w castingu do filmu. Nosił tytuł „Ciemna strona Wenus”, a za kamerą miał stanąć wspomniany Piwowarski. Poszukiwał on dziewczyny do roli młodej, atrakcyjnej kobiety, która miała za zadanie rozbić małżeństwo, takiej nastoletniej femme fatale.
Przybylska do Warszawy przyjechała z Rudowską i choć nie była dobrej myśli, z marszu stała się faworytką do roli Suczki. Reżyser, jak tylko ją zobaczył miał dopytywać: „kto to jest? Skąd ona się wzięła?” – Włosy obcięte na trzy centymetry, wielkie usta, ogromne wystraszone oczy. No kosmita! To nie był człowiek w ogóle! – wspominał po latach Piwowarski. Oczywiście dostała tę rolę i w ten sposób zaczęła się przygoda jej życia, a zarazem spełniła swoje największe marzenie: została aktorką!