Po godzinach

Separatyzm w natarciu. Katalonia zapoczątkuje lawinę?

Setki rannych, oddziały paramilitarne pacyfikujące bezbronnych ludzi – to nie obrazek z jakiejś republiki bananowej. Takie sceny rozegrały się ledwie dwa tygodnie temu w jednym z największych europejskich państw, a dokładnie – w jego najbogatszej prowincji, która dąży do secesji. Ten przykład Katalonii i Hiszpanii, którym żyje Europa, nie jest odosobniony. Nasz kontynent jest wręcz poszatkowany ruchami separatystycznymi, a nawet krwawymi konfliktami będącymi ich konsekwencją. Katalonia może zapoczątkować efekt domina.

Symbolem Katalonii jest osioł – zwierzę mądre i spokojne, lecz uparte w dążeniu do celu. Jego przeciwieństwem jest byk – symbol Hiszpanii. To dobrze pokazuje różnice w mentalności obu narodów. Katalończycy nigdy nie mieli samodzielnej państwowości, ale stopniowo wykształcili kulturę znacznie różniącą się od sąsiadów i coraz mocniej dojrzewali do niepodległości. Ta była jednak przez wieki tłumiona, głównie przez Kastylię, a potem przez połączone państwo hiszpańskie.

Władcy Hiszpanii od dawna zdawali sobie sprawę z odrębności Katalonii i nie pozwalali jej mieszkańcom na zbyt dużą autonomię. W latach 50. i 60. XVIII wieku król Karol III Burbon zabronił wręcz używania i nauczania języka katalońskiego, znacznie różniącego się od hiszpańskiego. Prowadziło to do kolejnych krwawo tłumionych powstań, które na wiele lat powstrzymały separatystów.

Tendencje niepodległościowe

Dopiero pod koniec XIX wieku zaczęły odradzać się tendencje niepodległościowe. Powstał lokalny rząd, który przywrócił prawo do używania lokalnego języka. Przez moment pojawiła się szansa na federację z Hiszpanią, ale skończyło się znów na autonomii, która jednak została brutalnie zmiażdżona podczas dyktatury gen. Francisco Franco.

Ograniczenie dążeń niepodległościowych Katalończyków było częściowo represją za walczenie przez nich w wojnie domowej po stronie Republiki, częściowo dlatego, że Franco zależało na silnej władzy centralnej.

Pod rządami generała zabroniono publicznego używania języka katalońskiego i symboli narodowych. Demonstracje Katalończyków w obronie praw kulturalnych i politycznych były rozpędzane z użyciem policji i wojska. Jedynym miejscem, nad którym hiszpańskie służby nie były w stanie zapanować, był stadion FC Barcelony. Tylko tam można było głośno rozmawiać po katalońsku.
Katalończycy w referendum poparli oderwanie od Hiszpanii (fot. PAP/EPA/JOSE COELHO)
Po śmierci Franco Katalończycy, podobnie jak Baskowie, odzyskali autonomię kulturalną i polityczną. Stopniowo, w pokojowy sposób, usiłowali rozszerzyć jej granice. Pierwszy przełom nastąpił w październiku 2015 roku, gdy wybory do autonomicznego parlamentu Katalonii wygrały stronnictwa separatystyczne i już w listopadzie uchwalono deklarację niepodległości.

Proklamowali republikę

Deklaracja wskazywała, że parlament w Barcelonie to „jedyny nośnik suwerenności narodowej”. Zapowiedziano też „demokratyczne, systematyczne i pokojowe odłączanie się od państwa hiszpańskiego”, czyli proklamowanie republiki. Wypowiedziano przy tym posłuszeństwo „wszelkim instytucjom państwa hiszpańskiego”.

Hiszpańskie władze potraktowały sprawę serio. Trybunał Konstytucyjny w Madrycie orzekł, że szykowane referendum jest niekonstytucyjne. Mimo to odbyło się 1 października tego roku. Rząd Mariano Rajoya wysłał na ulice policję i Gwardię Cywilną, które pacyfikowały chętnych do głosowania i rekwirowały urny wyborcze.

Madryt odmówił uznania wyników plebiscytu, w którym 90 proc. głosujących opowiedziało się za niepodległością. Obecnie trwają polityczne przepychanki i straszenia. W miniony wtorek premier Carles Puigdemont podpisał deklarację niepodległości, choć dokument na razie nie ma mocy prawnej.

Król Filip VI ocenił, że niepodległościowe ambicje Katalończyków to „niedopuszczalna nielojalność” i działanie sprzeczne z konstytucją. Fakt, że to konstytucja ograniczająca prawa innej narodowości do samostanowienia nie stanowi dla monarchy różnicy.

Jaki los czeka Katalonię? Władza centralna będzie robiła wszystko, żeby nie dopuścić do oderwania prowincji, która generuje jedną piątą PKB kraju. Dodatkowo bowiem secesja osłabiłaby również prestiż Hiszpanii. W Madrycie wiedzą też, że co najmniej trzy inne prowincje są żywo zainteresowane pójściem w ślady Katalonii.
Baskowie od dawna walczą o niepodległość (fot. Javi Julio/Anadolu Agency/Getty Images)
Wojowniczy Baskowie

Od ponad 100 lat do niepodległości dążą Baskowie, o wiele bardziej wojowniczy od Katalończyków i jeszcze bardziej różniący się od Hiszpanów, czy nawet reszty Europejczyków. Język, którym się posługują, euskera, nie należy do grupy indoeuropejskich. Znacznie bliżej mu do języków ludów Kaukazu, a nawet japońskiego.

Baskowie stanowią zagadkę etnograficzną. Naukowcy nie są w stanie określić, kiedy wyemigrowali do północnej części Półwyspu Iberyjskiego oraz jak udało im się tak długo izolować. Wciąż różnią się bowiem pod względem genetycznym od swoich sąsiadów.

Co ciekawe, grupa krwi B praktycznie nie występuje u Basków, zaś częstość występowania grupy 0 jest najwyższa w Europie. Około 35 proc. ludności tego narodu ma grupę krwi Rh–, tymczasem w Europie średnio jest to 15 proc.

Baskowie mają bardzo silną świadomość narodową, która ożyła na przełomie XIX i XX wieku. Zabrakło im jednak jednolitego frontu. Jak to często bywa w przypadku budowania tajnych organizacji niepodległościowych – doszło do rozłamów, które pogłębiły się po wybuchu wojny domowej w 1936 roku.

Uznani za zdrajców

Gen. Franco obszedł się z regionem nie mniej surowo niż z Katalonią. Doszło do prześladowań działaczy niepodległościowych. Wielu zostało zamordowanych. Cały naród został uznany za zdrajców. Rozmowy w euskerze, języku Basków, były zabronione, podobnie jak obchodzenie świąt narodowych. Wszystkie stanowiska administracyjne objęli przysłani Kastylijczycy, którzy gwarantowali lojalność.
Baskijska organizacja ETA dokonała wielu zamachów terrorystycznych (fot. Gara via Getty Images)
Działania rządu centralnego napotkały na opór. W 1959 roku powstała ETA (Euskadi Ta Askatasuna – Ojczyzna Basków i Wolność), organizacja niepodległościowa, która nie ograniczyła się do organizowania manifestacji, a zaczęła dokonywać ataków terrorystycznych.

Łączna liczba ofiar zamachów dokonanych przez baskijskich ekstremistów to 829 osób. Ostatnią jest francuski policjant, który zginął w 2010 roku. ETA próbowała zabić nawet króla Juana Carlosa i lidera Partii Ludowej Jose Marię Aznara.

Dopiero w 2011 roku ETA ogłosiła wstrzymanie działań bojowych, ale broń zaczęła składać w ostatnich miesiącach. Madryt i Paryż odmawiały dotąd podjęcia negocjacji z organizacją, negując jej prawa do stawiania jakichkolwiek warunków. W więzieniach na terenie Hiszpanii i Francji przebywa wciąż około 350 baskijskich ekstremistów, a w hiszpańskich mediach obowiązuje w tekstach na temat ETA termin „banda zbrojna ETA”.

Plan Ibarretxe

W 2004 roku w Kortezach, czyli hiszpańskim parlamencie, został złożony tzw. Plan Ibarretxe przygotowany przez baskijskie organizacje nacjonalistyczne chcące iść drogą legalności. Przewiduje on znaczące poszerzenia autonomii Kraju Basków. Naturalnie plan został odrzucony i od tego czasu trwa impas. Hiszpania jest zresztą o wiele bardziej podzielona. Niechęć wobec rządów Madrytu przejawiają również mieszkańcy Andaluzji, która najdłużej pozostawała pod wpływem arabskim. Pedro Ignacio Altamirano, pisarz i lider separatystów, ogłosił, że tzw. Narodowe Zgromadzenie Andaluzji przygotowuje propozycję teoretycznej niepodległości.
Konflikt w Irlandlii kosztował życie tysięcy osób (fot. Mike Hewitt/Getty Images)
Altamirano zastrzega, że propozycja to rodzaj eksperymentu filozoficznego, a proces miałby się rozpocząć 4 grudnia, w 40. rocznicę wielomilionowych protestów Andaluzyjczyków przeciwko marginalizowaniu regionu przez Madryt. W skład nowego państwa miałyby wchodzić – poza jego hiszpańskimi terenami – także Alentejo i Algarve leżące w Portugalii oraz marokański region Rif.

To nie koniec separatystycznych ambicji narodów zamieszkujących Półwysep Iberyjski i jego okolice. Swoją odrębność przejawiają także Aragończycy, Galicjanie czy mieszkańcy Balearów, choć w tym przypadku nikt o niepodległości głośno nie mówi.

Poszatkowane wyspy

Inna sytuacja panuje na Wyspach Brytyjskich, gdzie trzy narody dążą różnymi metodami do oderwania się od Zjednoczonego Królestwa. Zdecydowanie najbardziej napięta sytuacja panuje na Irlandii.

Cała wyspa pozostawała pod panowaniem korony brytyjskiej od końca XII wieku. Przez wieki Irlandczycy walczyli o uzyskanie niepodległości, ale kolejne rewolucje powodowały tylko dalsze przykręcanie śruby. Dopiero na początku XX wieku – po Powstaniu Wielkanocnym z 1916 roku i wojnie domowej – wykuła się w ogniu Republika Irlandii, która w 1937 roku przyjęła obowiązującą do dziś konstytucję.

Nie wszyscy Irlandczycy mają jednak swoje państwo. Północna część wyspy nadal jest okupowana przez Anglików i to zapewne się już nie zmieni. Proces rugowania rodowitych mieszkańców z tego regionu, tzw. Plantacja Ulsteru, rozpoczęła się na początku XVII wieku. Katolicy byli wysiedlani, a na ich miejsce ściągano angielskich protestantów oraz szkockich prezbiterian.
Szkoci od wieków dążą do oderwania od Anglii (fot. Mike Hewitt/Getty Images)
Efekt tego niefortunnego zabiegu jest taki, że do różnic etnicznych doszły waśnie religijne, często – a w tym przypadku właśnie tak było – o wiele bardziej brutalne. Konflikt z całą siłą wybuchł w 1968 roku. Po obu stronach działały organizacje terrorystyczne – wśród republikańskich m.in. IRA i jej odnogi, zaś po stronie lojalistów Ulster Defence Association, czy Ulster Volunteer Force.

Tysiące ofiar

W trwającym do 1998 roku konflikcie zginęło ponad 3,5 tys. osób, z czego ponad połowa to cywile. Oficjalnie zakończyło go tzw. porozumienie wielkopiątkowe, ale problem nie został rozwiązany i do kolejnych ataków dalej dochodziło. Ledwie cztery miesiące po podpisaniu traktatu pokojowego doszło do zamachu bombowego w Omagh, który był formą sprzeciwu Real IRA wobec procesu pokojowego. Zginęło 29 osób, zaś ponad 220 zostało rannych.

Do zamieszek dochodzi regularnie 12 lipca podczas corocznego marszu lojalistycznych Oranżystów, upamiętniającego zwycięstwo Wilhelma III nad jakobitami w bitwie nad Boyne w 1691 roku. Trasa często prowokacyjnie wiedzie przez tereny zamieszkane przez katolików.

Bardziej od Irlandczyków z Północy o niepodległość ocierają się Szkoci, również pod względem kulturowym i etnicznym różniący się od Anglików. Od średniowiecza ta surowa kraina, której nie byli w stanie podbić Rzymianie, Normanowie i Anglowie, pozostaje zależna od bogatszych sąsiadów z południa. Ostatecznie podbito ją w XVI wieku, zaś od 1707 roku pozostaje w Unii Realnej z Koroną.

Dopiero pod koniec XX wieku Szkoci zaczęli uzyskiwać rzeczywiste namiastki samostanowienia. Symbolem nowego nastawienia Londynu obiecanego przez premiera Tony'ego Blaira było zwrócenie w 1996 roku Kamienia ze Scone, czyli kamienia koronacyjnego szkockich władców, który przez siedem wieków służył angielskim monarchom.
W Walii używa się również języka walijskiego, różniącego się od angielskiego (fot. Stu Forster/Getty)
Pierwszy krok

W 1997 roku przeprowadzono referendum, w który 75 proc. głosujących opowiedziało się za zorganizowaniem szkockiego parlamentu. Pierwsze wybory odbyły się dwa lata później. Kolejnym przełomem było przedstawienie w 2007 roku przez premiera rządu szkockiego Alexa Salmonda ze Szkockiej Partii Narodowej projektu ustawy o przeprowadzeniu kolejnego referendum – już niepodległościowego.

Na plebiscyt zgodził się w 2012 roku premier Wielkiej Brytanii James Cameron. Referendum przeprowadzono 18 września 2014 roku i zakończyło się porażką zwolenników niepodległości. 55,3 proc. głosujących opowiedziało się przeciwko oderwaniu od Wielkiej Brytanii, przy frekwencji 84,6 proc. Wiele głosów przeciwnych secesji oddali przedstawiciele mniejszości, między innymi Polacy.

Szkoci nie tracą jednak nadziei. Pierwsza minister Szkocji Nicola Sturgeon obiecuje przeprowadzenie kolejnego referendum na fali niezadowolenia części mieszkańców Brexitem i chęcią pozostania w Unii Europejskiej. Te plany jednak na razie odłożono.

Brexit pociągnął za sobą więcej tendencji separatystycznych. Aktywiści ruchu Nasze Szetlandy przekonują, że rozważają zmianę statusu archipelagu, wprawdzie niewielkiego i liczącego zaledwie 23 tys. mieszkańców, ale otoczonego wodami z ogromnymi ławicami ryb oraz polami naftowymi i gazowymi. Podobne głosy pojawiają się też w... Londynie.

Rosnąca świadomość

Ambicje niepodległościowe odżywają również w Walii, która pozostaje częścią Korony znacznie dłużej, bo od XIII wieku. Walijczycy w znacznej mierze się zasymilowali, ale udało im się zachować własny język oraz odrębność kulturową. Posiadają parlament, ale rosnąca świadomość narodowa wciąż jest niewystarczająca, żeby zdobyć się na niepodległość.
Na wschodzie Ukrainy wybuchła wojna domowa (fot. Alexander Ermochenko /Anadolu Agency/Getty)
Niecały tydzień po referendum w Szkocji w 2014 roku przeprowadzono sondaż, w którym zaledwie 3 proc. mieszkańców Walii opowiedziało się za oderwaniem od Wielkiej Brytanii. Mimo to niemal połowa wskazała, że chce rozszerzenia istniejącej autonomii. Londyn nie pozostał głuchy. Od przyszłego roku Walia będzie korzystać z rozszerzonych uprawnień podatkowych.

W cieniu Rosji

Swoista sytuacja panuje na wschodzie Ukrainy gdzie doszło do secesji regionów na wschodzie kraju. W tym przypadku nie ma jednak mowy o spontanicznej, oddolnej inicjatywie grupy etnicznej, która nie zgadzałaby się z władzą centralną. Jest to precyzyjnie zaplanowana agresja przeprowadzona przez Rosję.

Od początku konfliktu w 2014 roku Moskwa twierdzi, że nie ma nic wspólnego z działaniami separatystów. Władze szły w zaparte i dotąd nie są w stanie wyjaśnić, jakim cudem zwykli mieszkańcy – tak ich przedstawiano – dość ubogiego regionu mają czołgi i wyrzutnie rakiet, ani kim są tzw. zielone ludziki. Raz jednak prezydentowi Władimirowi Putinowi się wymsknęło i przyznał, że na Ukrainie służą rosyjscy żołnierze.

Zagłada samolotu pasażerskiego

Od początku wojny domowej na wschodzie Ukrainy zginęło około 10 tys. ludzi, w znacznej mierze cywile. W wyniku konfliktu zestrzelono nawet samolot pasażerski z niemal 300 osobami na pokładzie. Obie strony obwiniają się nawzajem, ale niezależna holenderska komisja wskazuje, że pocisk z systemu Buk wystrzelono z terenów kontrolowanych przez rebeliantów.

Końca tego konfliktu nie widać. Zresztą Rosja go nie potrzebuje, Kremlowi na rękę jest stałe osłabianie Ukrainy oraz wywoływanie niepokoju w sąsiadujących z Rosją krajach. Takich jak Łotwa czy Estonia, które drżą, żeby nie powtórzył się scenariusz z Donbasu.
W Tyrolu Południowym dominuje język niemiecki (fot. Wiki/Josef Tinkhauser)
Jaka przyszłość czeka nieuznawane tzw. Doniecką Republikę Ludową i Ługańską Republikę Ludową?

Najpewniej staną się gigantycznymi pralniami brudnych pieniędzy dla rosyjskich organizacji przestępczych powiązanych ze służbami specjalnymi, do czego już dochodzi. Podobnie jak w Naddniestrzu, nieuznawanym kraju oderwanym od Mołdawii.

Sekszabawki w Tyrolu

Swoje ambicje, na szczęście znacznie bardziej pokojowe, mają mieszkańcy wielu innych regionów Europy. Kilka z nich znajduje się we Włoszech. Ostatnio najgłośniej było o Południowym Tyrolu, ale nie za sprawą ruchów niepodległościowych, ale przywódcy niemieckojęzycznych separatystów Piusa Leitnera, skazanego na dwa lata więzienia.

Polityk prawicowej partii Die Freiheitlichen usłyszał wyrok w marcu tego roku nie za hasła wzywające do przyłączenia do Austrii, a za kupno erotycznych zabawek za publiczne pieniądze. W styczniu 2014 roku policja finansowa ustaliła, że ktoś w radzie prowincji Bolzano nabył trzy erotyczne gadżety za 64 euro i 92 centy: wibrującą nakładkę na penisa oraz piłeczki o kształcie kobiecych piersi. Okazało się, że zakupu dokonał Leitner.

Kompromitacja lidera na razie podcięła skrzydła włoskim Tyrolczykom. Równie nikłe szanse na secesję mają mieszkańcy Wenecji, Sycylii i Sardynii gdzie kwestia oderwania od Włoch pozostaje w sferze dyskusji akademickiej i folkloru politycznego.

O wiele bardziej zdecydowani się mieszkańcy sąsiadującej z Sardynią Korsyki, która administracyjnie należy do Francji. Mieszkańcy obu wysp posługują się własnymi językami i mają własne kultury, ale Korsykanie zdają się mieć znacznie większą świadomość narodową i determinację.
Korsykańska organizacja separatystyczna FLNC ma na koncie zamachy terrorystyczne (fot. YT/Euronews)
Na Korsyce działa kilka ruchów separatystycznych. Największe znaczenie polityczne mają Front Narodowego Wyzwolenia Korsyki FLNC oraz Armata Corsa. Niektóre organizacje weszły na drogę terroryzmu. W przeszłości dochodziło do zamachów na ważne osobistości. 6 lutego 1998 roku zabito prefekta Claude’a Érignaca.

Groźby i wymuszenia

Na porządku dziennym jest wymuszanie pieniędzy przez ekstremistów na rzecz ich organizacji oraz zastraszanie mieszkańców wyspy, którzy nie należą do ich grupy etnicznej. Groźby padają także pod adresem między innymi żandarmów i innych urzędników.

Francja ma zresztą więcej regionów myślących o secesji – część chętnie uszczknęliby Katalończycy, zaś niektórym politykom na południu kraju marzy się oddzielna Oksytania.

Wiele innych regionów Europy ma ambicje niepodległościowe, ale nie przebijają się do powszechnej świadomości. Między innymi dlatego, że jest w nich spokojnie i nie dochodzi do zamachów ze strony separatystów. Tak jest choćby z: Grenlandią, której część mieszkańców jest za oderwaniem od Danii; należącymi do Finlandii Wyspami Alandzkimi na Bałtyku zamieszkałymi przez Szwedów; słowackimi Węgrami czy Bawarczykami.

Wśród wyspiarzy na pewną niepodległość zdobyli się mieszkańcy północnej części Cypru, zamieszkałej głównie przez ludność pochodzenia tureckiego, w odróżnieniu od Greków z południa. Turecka Republika Północnego Cypru uznawana jest jednak tylko przez rząd w Ankarze.

Niezwykle skomplikowana sytuacja panuje na Bałkanach, gdzie wiele narodów dąży do samostanowienia. W wyniku referendum z 2006 roku od Serbii odłączyła się Czarnogóra i kraj został uznany przez społeczność międzynarodową. Tak się już nie stało w przypadku Kosowa, zamieszkałego w zdecydowanej większości przez Albańczyków, które – podobnie jak Cypr Północny – pozostaje terytorium spornym.
Belgia składa się z dwóch odmiennych kulturowo krain historycznych: Flandrii i Walonii (fot. Pixabay)
Zagrożenie dla interesów

Takiego statusu i takich ambicji nie ma na Śląsku, gdzie działa Ruch Autonomii Śląska. Organizacja nie dąży do oderwania regionu od Polski, ale wprowadzenia możliwie szerokiej autonomii i przekształcenia Rzeczypospolitej Polskiej w państwo regionalne. W 2000 roku Urząd Ochrony Państwa w raporcie o bezpieczeństwie państwa ocenił, że RAŚ może stanowić „potencjalne zagrożenie dla interesów RP”.

Wyjątkowa sytuacja panuje w Belgii, złożonej z dwóch krain historycznych, różniących się pod względem kultury i języka. Północna Flandria posługuje się językiem niderlandzkim, zaś południowa Walonia – francuskim. W 1963 roku wprowadzono formalny podział kraju na trzy regiony: Flandrię, Walonię i Region Stołeczny Brukseli. Podział na Walonów i Flamandów jest tak duży, że w kraju śmieją się, iż jedynym Belgiem jest... król Filip I.

Europa jest pełna ruchów secesyjnych. Podziały są tak silne, że choć żyjemy na wydawałoby się cywilizowanym kontynencie, ciężko doświadczonym przez wojny, nadal dochodzi do konfliktów, w których cierpią ludzie i dochodzi do destabilizacji całych krajów. Daje się przy tym zaobserwować niepokojące zjawisko wpływania na organizacje separatystyczne przez rosyjskie służby, w których interesie leży osłabianie Unii Europejskiej.

Tendencje odśrodkowe z pewnością będą się nasilały i wygląda na to, że już nigdy przed nimi nie uciekniemy. Już wiadomo, że wiek XXI, choć dopiero się zaczął, będzie stał pod znakiem terroryzmu i separatyzmu.
Zdjęcie główne: Szkocja, Walia i Katalonia wspierają się w dążeniach separatystycznych (fot. Albert Llop/Anadolu Agency/Getty Images)
Zobacz więcej
Po godzinach wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
„To była zabawa w śmierć i życie”. Od ćpuna po mistrza świata
Historię Jerzego Górskiego opowiada film „Najlepszy” oraz książka o tym samym tytule.
Po godzinach wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
„Geniusz kreatywności”. Polka obok gwiazd kina, muzyki i mody
Jej prace można podziwiać w muzeach w Paryżu, Nowym Jorku czy Londynie.
Po godzinach wydanie 10.11.2017 – 17.11.2017
Zsyłka, ucieczka i samobójstwo. Tragiczne losy brata Piłsudskiego
Bronisław Piłsudski na Dalekim Wschodzie uważany jest za bohatera narodowego.
Po godzinach wydanie 10.11.2017 – 17.11.2017
„Choćby z diabłem, byle do wolnej Polski”. Pierwszy Ułan II RP
Gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski skupia w sobie losy II RP.
Po godzinach wydanie 3.11.2017 – 10.11.2017
Kobiety – niewolnice, karły – rekwizyty. Szokujący„złoty wiek”
Służba była formą organizacji życia w tej epoce. Każdy kiedyś był sługą, nawet królewski syn.