Biznesemen ukrzyżowany na stringach półnagiej dziewczyny i lewicowi sojusznicy przemysłu pornografii
piątek,
20 kwietnia 2018
Miloš Forman pokazał założyciela pornograficznego pisma jako niezłomnego bohatera walki o wolność słowa. Zmarłemu niedawno amerykańskiemu reżyserowi będzie poświęcony program Studio Kultura Rozmowy – 24 kwietnia o godz. 8 w TVP Kultura.
Mroczna, gęstniejąca atmosfera. Leśny krajobraz, w tle słychać niepokojące dźwięki. Czy w okalającym domostwo lesie drzemią jakieś tajemnicze siły? Duchy, ufoludki? – zastanawia się Filip Memches
zobacz więcej
Forman był z pewnością jednym z czołowych reżyserów amerykańskiej kontrkultury. „Lot nad kukułczym gniazdem”, „Hair”, „Odlot” to filmowe manifesty ruchu hipisowskiego. W tym nurcie twórczości Formana mieścił się też „Amadeusz”, który był swoistą afirmacją ekscentryzmu.
Przypominając sobie te filmy, przyszła mi do głowy myśl: kto za młodu nie był hipisem, anarchistą, buntownikiem, ten na starość będzie s…synem, kto jednak na starość pozostanie hipisem, anarchistą, buntownikiem, ten jest po prostu głupi. To rzecz jasna parafraza słynnych słów przypisywanych Ottonowi von Bismarckowi, a odnoszących się do bycia socjalistą.
Nie chodzi mi jednak o to, że wymienione filmy stanowią wyraz jakichś romantycznych, kontestatorskich tendencji, entuzjazm wobec których przystoi wyłącznie ludziom młodym, bo przecież młodość musi się wyszumieć. Takie postawienie sprawy byłoby tylko brnięciem w banały. Ciekawszy jest pewien późniejszy film Formana, który na tle jego produkcji z lat 70. demaskuje sojusz kontrkultury z możnymi tego świata.
Rzecz dotyczy „Skandalisty Larry’ego Flynta” z 1996 roku. Pamiętam kampanię promocyjną tego obrazu w Polsce. Część opinii publicznej nad Wisłą zbulwersował bluźnierczy plakat przedstawiający tytułową postać ukrzyżowaną na stringach półnagiej dziewczyny.
Warto przypomnieć sobie treść filmu. To biografia założyciela i wydawcy „Hustlera” – pierwszego na amerykańskim rynku czasopisma pornograficznego. Forman pokazał Flynta jako niezłomnego bohatera walki o wolność słowa, który musiał stawić czoła konserwatywnemu społeczeństwu, w tym takim jego reprezentantom, jak ciskający gromy na promocję wyuzdania pastor baptystycznej wspólnoty, znany telewizyjny kaznodzieja, Jerry Falwell.
Jednym z wątków filmu jest proces o zniesławienie wytoczony przez Falwella Flyntowi. Sprawa dotyczyła materiału w „Hustlerze” sugerującego, że ów duchowny przeszedł inicjację seksualną z własną matką. Falwell wygrał proces, lecz Flynt nie odpuścił. I złożył apelację do amerykańskiego Sądu Najwyższego, powołując się na poprawkę do konstytucji USA o zakazie ograniczania wolności religii, prasy, słowa, petycji i zgromadzeń. Tę batalię z kolei wygrał wydawca „Hustlera”.
I znowu przed moimi oczami pojawiają się kadry z „Lotu nad kukułczym gniazdem”, „Hair”, „Odlotu”. Tyle, że Larry Flynt to zupełnie inna historia. Założyciel „Hustlera” z systemem nie walczył, był jego produktem i beneficjentem. Kontrkultura zaczęła żyć własnym życiem. Rewolucja seksualna, w której tacy ideolodzy nowej lewicy, jak Herbert Marcuse czy Wilhelm Reich, upatrywali siły antykapitalistycznej, okazała się sprzymierzeńcem kapitalizmu. Rozwiązłość stała się źródłem potężnych zysków, czego przykładem jest „Hustler”.
Co w takim razie jednak z lewicowymi publicystami, dla których wolność słowa – ta bądź co bądź „burżuazyjna” wartość – stoi wyżej niż godność nie tylko takich ludzi, jak Falwell, lecz również realnych ofiar pornografii, choćby kobiet sprzedających nagość swojego ciała? Stają się sojusznikami przemysłu pornograficznego, a więc systemu. I tyle zostało z hipisowskich marzeń.
– Filip Memches