Mundialowa „dobra zmiana”. Globalna walka z elitami dotarła do futbolu
piątek,6 lipca 2018
Udostępnij:
Porażka Niemiec w meczu z Koreą Południową, eliminująca obrońców mistrzowskiego tytułu z mundialu 2018 już w fazie grupowej, to największa sensacja turnieju futbolowego toczonego w Rosji. Zwycięstwo drużyny z Azji to istne piłkarskie trzęsienie ziemi.
Niby do niespodzianek powinniśmy się już dawno przyzwyczaić. Przypomnijmy choćby mundial w Anglii w roku 1966. Tam też zaszaleli Koreańczycy – tyle że ci z komunistycznej północy, a więc znacznie niżej notowani, i to zarówno wówczas, jak i dziś. Pokonali oni 1:0 Włochów i wysłali ich do domu, sami awansując do fazy pucharowej, z której zresztą od razu odpadli.
Niemniej przed każdą batalią – czy to o mistrzostwo świata czy Europy – bookmacherzy stawiają na uznane firmy, czyli takie, za którymi przemawiają nie tylko miejsca w bieżących rankingach, ale futbolowe osiągnięcia na przestrzeni dziejów. Brazylia, Niemcy, Argentyna, Anglia – te i nie tylko te drużyny są zawsze w gronie faworytów.
W jakimś stopniu przypomina to wieloletni układ sił w polityce poszczególnych krajów, zwłaszcza europejskich. Ich elity polityczne w ciągu minionych kilkudziesięciu lat robiły wszystko, żeby nie dopuścić do głosu sił antyestablishmentowych. Przyzwyczailiśmy się już do tego, że Niemcami, Francją, Wielką Brytanią rządzą duopole: chadecy-socjaldemokraci, gaulliści-socjaliści, torysi-laburzyści.
Coś jednak w drugiej dekadzie XXI wieku się skończyło, coś pękło. Wpierw dały o sobie znać skutki kryzysu finansowego, które obnażyły słabość turbokapitalizmu – ekonomicznego systemu rzekomo pozbawionego jakichkolwiek alternatyw. Potem zaczęły się problemy związane z masowym napływem do Europy przybyszów z północy Afryki i Bliskiego Wschodu. Duża część mieszkańców Starego Kontynentu (ale też i USA) straciła zaufanie do polityków głównego nurtu. Ten stan rzeczy przełożył się na głosy w wyborach w poszczególnych krajach.
I tak do władzy doszły siły zrywające z liberalnym konsensusem elit, z poprawnością polityczną, z przesądami dezawuującymi walkę o narodowe interesy. W takich krajach, jak Węgry, Polska, Ameryka, Austria, Włochy mamy do czynienia z procesem, który można określić mianem globalnej „dobrej zmiany”. W dużym uproszczeniu można postawić tezę, że cechą wspólną środowisk przejmujących władzę w tych krajach (skądinąd środowisk bardzo różnych pod względem programowym i światopoglądowym) jest naruszanie status quo strzeżonego przez establishmentowe duopole.
A w futbolu? Wróćmy do Euro we Francji sprzed dwóch lat. Na tamtym turnieju furorę zrobiły dwie ekipy: Islandia i Walia.
W przypadku pierwszej zaskoczeniem był już sam jej awans do mistrzostw, bowiem w XX stuleciu miała ona w europejskiej piłce nożnej status outsidera. Potem zaś, na Euro, sprawiła olbrzymie kłopoty wyżej plasującym się od niej jedenastkom, by w jednej ósmej finału wygrać z Anglią 2:1 i tym samym ją wyeliminować.
O ile Islandii udało się dotrzeć tylko do ćwierćfinału (odpadła po porażce 2:5 z Francją), to Walia w imponującym stylu doszła do półfinału (przegrywając 0:2 z późniejszym zwycięzcą turnieju – Portugalią). Drużyna z Wysp Brytyjskich była zawsze solidnym europejskim średniakiem, któremu nie dawano szans na odniesienie jakiegoś sukcesu. We Francji – wykazując się bramkostrzelnością i efektowną, widowiskową grą – dotarła jednak do pierwszej czwórki Euro.
Przyglądając się podczas tamtego turnieju osiągnięciom Islandii i Walii, miałem nieodparte wrażenie, że globalna „dobra zmiana” dotarła również do futbolu. Byliśmy bowiem świadkami przełamania pewnego imposybilizmu, pewnego determinizmu.
Wtedy, w roku 2016, myślałem sobie, że Dawid zwycięża Goliata. Tak jak w polityce mogą dojść do głosu grupy społeczne i reprezentujące je siły polityczne, którym ów głos był zawsze odmawiany, tak i w futbolu prognozy bookmacherskie mogą wziąć w łeb.
Ale na tegorocznych Mistrzostwach Świata Dawidów pokonujących Goliatów nie widać. Korea Południowa wyrzucając Niemcy z mundialu wygrała tylko mecz o honor, bo wcześniej uległa Szwecji oraz Meksykowi, i ostatecznie to te dwie drużyny awansowały dalej.
Może to i zwiastun tego, że i globalna „dobra zmiana” musi w pewnym momencie ugiąć się pod naporem możnych tego świata. Niekoniecznie tracąc władzę, ale choćby łagodząc swój radykalizm. – Filip Memches
PS. Czytelnicy śledzący wielkie piłkarskie turnieje mogliby zwrócić mi uwagę, że Korea Południowa to jednak już utytułowana drużyna, bo przecież zajęła czwarte miejsce na mundialu w roku 2002.
Owszem, takie są fakty – niemniej warto też przypomnieć, że była ona współgospodarzem tamtej imprezy, a korzystne dla niej decyzje sędziów wywołały olbrzymie kontrowersje. Wcześniej ani później Korei Południowej nie udało się w futbolu nic szczególnego osiągnąć.
Zdjęcie główne: Niemiecy po przegranej ich reprezentacji w piłce nożnej z drużyną Korei Południowej. Kibicie oglądali mundialowy mecz w Berlinie pod Bramą Brandenburską. Fot. REUTERS/Hannibal Hanschke