W czasach PRL modna była maksyma – czy się stoi czy się leży, dwa tysiące się należy. O siedzeniu nie było w niej mowy, co nie znaczy, że nie da się tego starego powiedzonka rozwinąć. Znam parę osób, które to zrobiły i zapłonęły oburzeniem.
No bo gdzie tu sprawiedliwość? Kibic słono płaci za krzesełko na trybunach, a piłkarz ma za to płacone. Siedzi jak panisko i spokojnie ogląda mecz. Jak patrzy z góry, dostaje 14 tysięcy złotych. Jak grzeje ławę to 28 tysięcy. Ma grubo płacone za nicnierobienie. Toż to oczywisty skandal!
Pewnie każdy zna takie osoby i ten tok rozumowania, który uwzględnia skutki, pomijając przyczyny. Tymczasem, żeby tak siedzieć, trzeba mieć talent. Trzeba trenować przez wiele lat. Wykazać wybitne umiejętności zawodowe. Pomyślnie przejść sportowe weryfikacje. W końcu awansować do kadry narodowej. Dopiero wtedy ma się płacone za siedzenie, choć akurat ten przywilej nie cieszy piłkarzy.
WSZYSTKO O MUNDIALU 2018 W SPECJALNYM SERWISIE TVP SPORT! TRANSMISJE Z MECZÓW W TVP
Płacenie za gotowość, bo taka jest formuła tej płatności, to zarazem rodzaj chwilowego braku zaufania do aktualnych możliwości zawodnika, niższa ocena jego wartości, więc nie ma się z czego cieszyć. A co do spokojnego kibicowania, to nie ma o nim mowy. Oglądanie kolegów, którym nie można pomóc na boisku jest znacznie bardziej stresujące niż udział w akcji, o czym wie każdy sportowiec na świecie.
Według tabeli punktowej najwięcej zarobili Robert Lewandowski i Piotr Zieliński (po 560 tys. zł); Jakub Błaszczykowski (546 tys. zł); potem Glik, Grosicki i Piszczek (po 504 tys. zł). Wykazali się konkretna pracą, polegającą raczej na bieganiu niż na siedzeniu. Praca przyniosła konkretny efekt. I sportowy i finansowy.
Pogoda dla bogaczy
Finanse futbolu to jednak strefa mroku i tajemnic. Siła pieniądza niszczy romantyzm tej gry. Tak twierdzi wielu dawnych piłkarzy, doświadczonych i wiekowych już trenerów. Nowe pokolenia nie rozumieją, o czym mowa. One zastały futbol takim, jaki jest. Nie znają innego. Zarobki piłkarzy często budzą ludzką zazdrość. Nie tylko „cywilów” , także sportowców innych dyscyplin.
Lecz z drugiej strony wielkie pieniądze rozpalają wyobraźnię, zwłaszcza młodego pokolenia, które wyrosło w czasach, gdy „kasa” równa się sukces i prestiż. Pieniądze przyciągają nie mniej niż sama gra. Gigantyczne transfery, bajeczne kontrakty gwiazd mają w sobie magnetyczną moc, która skupia uwagę milionów. Miliony czekają na informacje kogo, gdzie i za ile sprzedano.
Transmisje czy opisy meczów nie zawsze cieszą się aż takim zainteresowaniem. Niepokoi to działaczy starszej generacji, którzy próbują walczyć z dominacją pieniędzy nad piłką. Należał do nich Michel Platini. Będąc prezydentem UEFA, wprowadził do europejskiej piłki finansowe fair play, nazywane także racjonalną polityką transferową. Bodźcem był światowy kryzys gospodarczy, który uderzył także w budżety piłkarskich klubów, ale nie tylko to. W perspektywie Francuz chciał zmienić istniejącą sytuację, w której bogate kluby pozostawały bogatymi, a biedne biednymi. Zamierzał wyrównać szanse.
Regulacja, wprowadzona w 2009 roku, wywołała natychmiast ostrą krytykę działaczy. Najwięcej zastrzeżeń budziła zasada break-even, w myśl której kluby mają być samowystarczalne, czyli docelowo miały wydawać nie więcej pieniędzy niż wynoszą ich przychody. A w tamtym czasie wydawały znacznie więcej na transfery, na wynagrodzenia piłkarzy i były w długach.