Tushar dość długo czekał, żeby mnie o to zapytać, i zapewne nie przyszłoby mu to do głowy, gdybym nie wspomniała o kastowości w Ameryce. Ta koncepcja wydawała mu się zdumiewająca. Chciał się dowiedzieć, jak to wszystko działa – gdzie jest moje miejsce w tej obcej dla niego hierarchii.
Nie spodziewałam się takiego pytania. Nigdy wcześniej mi go nie zadano. Jak on mógł tego nie wiedzieć? Czy po prostu chciał być miły? Hollywood i media od pokoleń eksportują poniżające obrazy Afroamerykanów, dlatego nasza reputacja często nas wyprzedza, bynajmniej nie w korzystny sposób. Byłam mu więc osobliwie wdzięczna za to, że pozostawił mi wybór. Na jego miejscu niemal każdy Amerykanin, nawet nieposługujący się językiem kasty, od razu znałby pozycję grupy, w której się urodziłam.
Więcej niż obsesja
Tymczasem mężczyzna urodzony w indyjskiej kaście wyższej, a zarazem sceptyk w kwestii dziedziczenia statusu, widział we mnie jednostkę mogącą należeć do każdego szczebla. Nie umieszczał mnie w żadnej szufladce i nie czynił założeń, z jakimi na co dzień mam do czynienia.
Jego pytanie było ożywczo niewinne i pozbawione elementu oceny. Zarazem jednak przypomniało mi o olśnieniu Martina Luthera Kinga podczas podróży do Indii przed niemal sześćdziesięcioma laty.
– Cóż – powiedziałam – w Ameryce jestem przypisana do najniższej kasty, do amerykańskich niedotykalnych. Jestem amerykańską dalitką. I żywym dowodem na to, że kastowość jest sztuczna.
Tushar patrzył na mnie ze zrozumieniem. Moja odpowiedź po raz kolejny potwierdziła to, co uważał za chorobę.
W następnych miesiącach, ilekroć odwiedzałam Londyn, odbywaliśmy kolejne rozmowy. Dzielił się ze mną następnymi absurdami systemu kastowego, które zaobserwował w ojczyźnie.
Pamiętał na przykład dalickich uczniów, których prac nie oceniano. – Ze sprawdzianów nie dostawali stopni – mówił – bo nauczyciel pochodził z kasty wyższej, więc nie tknąłby kartki dotykanej przez dalita. Człowiek nie wie, czy się śmiać, czy płakać.
Opowiedział też o kobiecie z kasty wyższej, która pracowała z nim w pewnym biurze. Kiedy chciała się napić, wstawała zza biurka, szła przez cały korytarz i skręcała za róg, żeby poprosić dalita o nalanie jej wody. – Dzbanek z wodą stał obok biurka tej kobiety – mówił Tushar. – Dalit musiał podejść do jej stanowiska pracy i napełnić szklankę. Nalanie sobie wody z sąsiedniego stolika było poniżej jej godności. Tak właśnie wygląda choroba kastowości.
Wspominał, jak bolesna jest indyjska obsesja na punkcie koloru skóry, tworząca kasty wewnątrz kast. Mówił o nienawiści do Indyjczyków o ciemniejszej karnacji, którzy zwykle, choć nie zawsze, należą do niższych kast. O tym, jak cierpią przez to zrządzenie losu, tak jak Afroamerykanie i inne osoby niebiałe w Stanach Zjednoczonych oraz w innych częściach świata.
Tak się złożyło, że starsza siostra Tushara miała skórę ciemniejszą niż większość rodzeństwa, kiedy więc osiągnęła wiek, w którym stała się kandydatką na żonę, kazano jej gotować mleko i codziennie przed snem rozcierać sobie kożuch na twarzy – zanim młodzi mężczyźni przyjdą na rozmowę.
– Proszę to sobie wyobrazić – mówił Tushar. – Tydzień w tydzień. Noc w noc. Wiedziała, że zostanie odrzucona, zamykała się w pokoju i płakała. Ja miałem wtedy dwanaście lat. Zapamiętałem to do dziś. Wyszła za mąż, ale nie w tym rzecz. Nie powinna była tego doświadczać. Tego okrucieństwa.
Oboje zostaliśmy błędnie obsadzeni, każde na swój sposób, i oboje przejrzeliśmy na wylot tę ułudę, która nas ukształtowała i odseparowała od przeciwnego krańca naszych systemów kastowych. Wyrwaliśmy się z Matrixa i nabraliśmy przekonania, że widzimy to, czego nie widzą inni, i że oni również mogliby to dostrzec, gdyby zbudzili się ze snu.
Oparliśmy się naszym kastowym przydziałom: on nie był wojownikiem ani władcą, ale geologiem. Ja nie byłam pomocą domową, lecz autorką. On przełamał granice kasty od góry, ja – od dołu i spotkaliśmy się w Londynie na naszej równościowej Linii Maginota. Staliśmy po przeciwnych jej stronach z tą samą misją zrozumienia sił, które chciały nas zdefiniować, ale poniosły klęskę.
– Isabel Wilkerson
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy
Tytuł i śródtytuły od redakcji
To już ostatni fragment literacki, który dla Państwa drukujemy w Tygodniku TVP. Dziękujemy Wszystkim Wydawnictwom i osobiście paniom i panom specjalistom od współpracy z mediami za nasze wspólne działania na rzecz promocji książek i ich autorów. Na naszych łamach gościliśmy Wydawnictwo Literackie, wydawnictwo Biały Kruk, Esprit, PIW, AA, Karta , Dębogóra, Teologia Polityczna, LTW, W Drodze, Axis Mundi, Bellona, Arcana, Austeria, Ośrodek Myśli Politycznej, Instytut Literatury, Instytut Pileckiego, Instytut Polonika, Instytut Dziedzictwa Solidarności, wydawnictwo WAM, ROSIKON, Rafael, Wielka Litera, Wydawnictwo Prószyński, Harpers Collins, Volumen, Wojskowy Instytut Wydawniczy, ZNAK, Biuro Niepodległa i zapewne jeszcze kilka innych. Dziękujemy i do zobaczenia!