Cywilizacja

Kasta, i wszystko jasne

Wspominał, jak bolesna jest indyjska obsesja na punkcie koloru skóry, tworząca kasty wewnątrz kast. Mówił o nienawiści do Indyjczyków o ciemniejszej karnacji, którzy zwykle, choć nie zawsze, należą do niższych kast.

Pożegnanie
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego prezentujemy fragment wyróżnionej Nagrodą Pulitzera książki „Kasta. Korzenie naszej goryczy” amerykańskiej dziennikarki Isabel Wilkerson w przekładzie Rafała Lisowskiego.

Do Londynu przybyłam pewnego stalowoszarego poranka w grudniu 2017 roku na ważną konferencję poświęconą tematowi, który zaczął pochłaniać cały mój czas: kastowości. W przeciwieństwie do wielu wydarzeń, w których uczestniczyłam, na to wybierałam się, żeby słuchać, lepiej zrozumieć to, czego nie wiedziałam, a nie po to, żeby samej przemawiać.

Miały mnie otaczać osoby badające to, co wydawało się brakującymi kodami międzyludzkich rozłamów. Kwestię kasty uważałam za fundament wszystkich innych „izmów”. Ci badacze byli teraz moim intelektualnym plemieniem. To ludzie potrafiący przejrzeć na wylot hierarchie i fałszywe podziały, które osłabiają nasz gatunek.

Indyjski system kastowy to misterna mozaika tysięcy podkast, czyli dźati, skorelowanych z regionem czy wioską i mieszczących się w którejś z czterech głównych warn: braminów, kszatrijów, wajśjów i śudrów, albo wykluczonej piątej – niedotykalnych, czyli dalitów (…)

Nie ma, ale jest

Audytorium pełne było socjolożek, politologów, antropolożek i doktorantów. Ledwo umiałam powstrzymać emocje, zajmując miejsce w przednim rzędzie. Jakaś kobieta pochodzenia wschodnioazjatyckiego zdjęła żakiet i skinęła głową. Nikt się nie wzdrygał ani nie odsuwał, nie zerkał pytająco z ukosa, co mogłoby się zdarzyć w podobnych okolicznościach w Stanach Zjednoczonych. Od razu poczułam się lepiej.

Kiedy rozejrzałam się po widowni, zauważyłam, że tu, na rozstajach świata, nikt z uczestników i uczestniczek konferencji nie wygląda tak jak ja. Większość osób pochodziła chyba z Azji Południowej, czyli z Indii, oraz z Europy, głównie z Wielkiej Brytanii. Jeśli mnie wzrok nie mylił, nie było nikogo pochodzenia afrykańskiego, było tylko dwoje czy troje Amerykanów – wszyscy biali, na co dzień mieszkający w Europie bądź w Indiach. Tylko ja przebyłam Atlantyk, żeby przez ten jeden dzień próbować zrozumieć siły, które ukształtowały moje życie, życie moich przodków oraz wielu ludzi przede mną.

Choć badałam niepisaną strukturę kastową w Stanach Zjednoczonych, do tamtej pory nie zgłębiłam jeszcze pierwotnego systemu kastowego Indii. Tak jak w przypadku wielu rozmów o niesprawiedliwości, dyskusja skupiła się niemal wyłącznie na ofiarach oraz konsekwencjach problemów społecznych, nie zaś na ich przyczynach. Kolejni paneliści przez coraz to inne lupy przyglądali się cierpieniu najniższych kast, które w Indiach nazywano „kastami zarejestrowanymi” albo – co szokujące dla amerykańskich uszu – „kastami upośledzonymi”. Zaczęłam dostrzegać analogie z Ameryką – słuchałam historii, które mogłyby pochodzić z pierwszych stron gazet w Stanach Zjednoczonych i dotyczyć Afroamerykanów lub rdzennych mieszkańców.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego
W obu krajach zniesiono legalną dyskryminację, a jednak – jak wynikało z prelekcji i paneli – władze indyjskie nadal brutalnie traktowały dalitów, podobnie jak policja w Stanach Zjednoczonych brutalnie traktowała Afroamerykanów. Z kolei ludzie znani jako Adiwasi walczyli w Indiach o prawo do zachowania swoich ziem i swojej kultury, tak jak rdzenni mieszkańcy w Ameryce. Dwa różne kraje, oddzielone oceanami, znalazły analogiczne sposoby panowania nad grupami podległymi żyjącymi na ich obszarach. Słuchając tych świadectw, mogłabym zamknąć oczy, pozmieniać nazwy i poczuć się tak, jakby przeniesiono mnie z powrotem do Stanów.

– Kolejny dalit zamordowany przez policję, kolejny Adiwasi zamordowany przez policję – recytowała pewna kobieta. – Dlaczego nie sprzeciwiamy się skandalicznej przemocy popełnianej w majestacie prawa?

Wojownik z Bengalu

Podczas pierwszej przerwy bardzo chciałam dostać kopie materiałów odczytywanych rano przez badaczy i badaczki. Wcześniej postanowiłam nie posiłkować się rozpoznawalnością, jaką mogła mi zapewnić moja pierwsza książka. Celowo się nie afiszowałam, żeby nie zwracać uwagi na nowy projekt, który dopiero kiełkował w mojej głowie. Polegałam na sile własnej autoprezentacji, ludzie mieli mnie zaakceptować taką, jaką mnie widzieli: dobrze ubraną kobietę, Amerykankę, Afroamerykankę, elokwentną i skoncentrowaną.

Podeszłam do profesorki, Indyjki – z wyższej kasty, jak wkrótce zrozumiałam – która wydawała się tam szefową. Zapytałam, czy mogę dostać kopie materiałów z dzisiejszych prezentacji. Czy będą dostępne? Odpowiedziała, że nie.
– Będzie pani musiała poczekać. Po co pani kopie?
– Jestem autorką, przyleciałam z Ameryki specjalnie na tę konferencję – odparłam, sądząc, że taki poziom zaangażowania zrobi na niej wrażenie.

Nie zrobił. Skierowała mnie do Anglika, który był jej przełożonym; wyglądało na to, że nawet tutaj, wśród badaczy kastowości, obowiązuje tradycyjna hierarchia. Po chwili kobietę odciągnęła ode mnie gromada ludzi. Również Anglik był zajęty. Tak jak na każdym zgromadzeniu, istniały tu kliki i koterie ludzi, którzy się znali albo razem pracowali, więc coraz mniej czułam się jak na otwartej konferencji, a coraz bardziej jak na rodzinnym zjeździe, na który zaproszono mnie przez przypadek.

Podczas lunchu zwróciłam uwagę na jegomościa, który siedział sam, naprzeciwko innych mężczyzn rozmawiających ze sobą. Był Indyjczykiem, tak jak trzy czwarte uczestników konferencji, ale coś go wyróżniało. Nosił przy sobie czarną aktówkę – konkretny i zasadniczy wśród otaczających nas ludzi z plecakami. Podobnie jak ja sprawiał wrażenie outsidera wśród wtajemniczonych. Natychmiast poczułam z nim więź.

Kiedy się dosiadłam, powiedział, że ma na imię Tushar. Urodził się w Bengalu, jest geologiem i obecnie mieszka w Londynie. Ubrany był bardziej formalnie niż wszyscy, spod jego szarej tweedowej marynarki wystawał kołnierzyk koszuli typu Oxford, gęste siwe włosy miał z boku rozdzielone przedziałkiem, a kiedy mówił, uśmiechnięte oczy były jak księżyce na serdecznej, miłej twarzy.

– Zgodnie z systemem kastowym – oznajmił, jakby informował mnie o statusie kogoś, kogo znał w przeszłości – należę do drugiej najwyższej kasty. Wojowników i żołnierzy.

Patrzyłam na niego – na mężczyznę niewiele wyższego ode mnie, drobnego, o wąskich ramionach, łagodnym obliczu i skromnej postawie – i zastanawiałam się, na jakiej planecie można by w nim zobaczyć urodzonego wojownika. Oto miałam przed sobą żywy dowód błędnego obsadzenia przez kastę. Również on sam zdał sobie z tego sprawę dawno temu, a do tej przynależności przywiązywał tak małą wagę, że z początku nie umiał mi podać dokładnej pisowni nazwy tej kasty – czyli warny, z sanskrytu – w której się urodził.

Wtedy jeszcze nie znałam czterech warn ani samego słowa „warna”, więc poprosiłam, żeby mi to napisał. W moim notesie najpierw umieścił słowo khatriya, a potem kayastras.

Bałtosłowianie są genetycznie najbliżsi Ariom. A co mają wspólnego z indyjskimi braminami?

Język – co było wiadomo od ponad 200 lat – i geny – co wiadomo od dziś. Mają bowiem wspólnego ojca.

zobacz więcej
– Ta nazwa to chyba kszatrija – powiedział w końcu takim tonem, jakby przez to, że nie pamięta pisowni i wymowy, bagatelizował jej znaczenie. – To niezbyt dobrze rozumiana kwestia. Wychowałem się w społecznym uprzywilejowaniu. Mówi się nam, że należymy do drugiej najwyższej kasty, kasty rządzącej, i powinniśmy się cieszyć, że tylu ludzi jest postawionych niżej niż my.

Nie dyskutuj, ucz się pilnie

Jako chłopiec w drodze do szkoły mijał na ulicy proszących o pieniądze żebraków i ludzi, którzy płakali, że nie mają co jeść. W jego domu zasiadano do posiłków złożonych z czterech czy pięciu dań – dal i amarantus, jagnięcina i czatni – gdy tymczasem mniej zamożne rodziny musiały się zadowolić ryżem i ziemniakami, a uboższe jadły jeszcze mniej.

Trudno było się cieszyć własnym przywilejem, kiedy przysługiwał on tak niewielu. W wieku jedenastu czy dwunastu lat Tushar zaczął pytać, dlaczego jego rodzina ma tak dużo, a inni tak mało. „Nie dyskutuj o takich sprawach – odpowiadali starsi. – Ucz się pilnie. Kastę stworzył Bóg”.

Wkrótce miała się rozpocząć popołudniowa sesja konferencji, poświęcona dyskusjom o protestach dalitów i wkraczaniu korporacji na tereny Adiwasich. Tushar i ja ruszyliśmy z powrotem do audytorium, każde ze swoją misją. Ponieważ byliśmy w Anglii, przewidziano przerwę na herbatę, a wtedy w tłumie znowu odnalazłam Tushara. Teraz wydawał się przygnębiony i zniecierpliwiony.

– Nie odpowiedzieli na moje pytania – stwierdził. – Przez całe życie mam z tym do czynienia. Szukam odpowiedzi, jak to się zaczęło. Jeszcze zostanę, żeby usłyszeć coś więcej.

Zapytał, dlaczego przyjechałam na tę konferencję aż z Ameryki. Odparłam, że chcę zrozumieć kastowość, ponieważ i ja żyję z jej piętnem. Wyjaśniłam, że większość ludzi nie myśli o Stanach Zjednoczonych jako o kraju z systemem kastowym, choć mają one wszystkie cechy charakterystyczne takiej hierarchii. Tushar słuchał i nie oceniał.

– W Indiach kasta definiuje wszystko – powiedział. – System kastowy jest podtrzymywany przez religię hinduistyczną. To dlatego Ambedkar (Bimrao Ramji Ambedkar,  1891 – 1956,  prawnik i polityk, współtwórca Konstytucji Indii, minister sprawiedliwości, pochodził z niskiej dźati niedotykalnych – przyp. red.) został buddystą. Dla niego nie była to ucieczka, lecz wyzwolenie. Kastowość jest inną formą rasizmu. Bóg raczy wiedzieć, ile jeszcze czasu upłynie, zanim ludzie dadzą sobie z tym spokój.
– W takim razie jestem ciekawa, czy nadal jest pan hindusem –zagadnęłam.
– Jestem ateistą – odparł. – Żadnej religii. Odkąd skończyłem trzynaście lat.
– Co o tym sądzi pana rodzina?
– Uważają, że jeśli ktoś rodzi się hindusem, to umiera hindusem. Przed kastą nie ma ucieczki. Ale ja wierzę w to, w co wierzę. Kogo obchodzi, co oni sądzą?

Chyba przemyślał to, co mówiłam o hierarchii w Ameryce. Zastanawiało go to i intrygowało.
– Skoro w Ameryce macie kasty, to jaką pozycję pani zajmuje? – spytał.

Jest to pytanie zadawane w ten czy inny sposób przez wielu Indyjczyków, kiedy spotykają innych Indyjczyków. Należący do najniższej kasty zawsze się go spodziewają i drżą na samą myśl o nim. Aby ustalić czyjąś przynależność kastową, pyta się o nazwisko, zawód ojca, wioskę albo część wioski, z której ktoś pochodzi. Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Chłopcy z najwyższej kasty braminów biorą udział w jednej z ceremonii z okazji święta Raksha Bandhan w Ahmedabadzie, w sierpniu 2023 roku. Fot. AMIT DAVE / Reuters / Forum
Tushar dość długo czekał, żeby mnie o to zapytać, i zapewne nie przyszłoby mu to do głowy, gdybym nie wspomniała o kastowości w Ameryce. Ta koncepcja wydawała mu się zdumiewająca. Chciał się dowiedzieć, jak to wszystko działa – gdzie jest moje miejsce w tej obcej dla niego hierarchii.

Nie spodziewałam się takiego pytania. Nigdy wcześniej mi go nie zadano. Jak on mógł tego nie wiedzieć? Czy po prostu chciał być miły? Hollywood i media od pokoleń eksportują poniżające obrazy Afroamerykanów, dlatego nasza reputacja często nas wyprzedza, bynajmniej nie w korzystny sposób. Byłam mu więc osobliwie wdzięczna za to, że pozostawił mi wybór. Na jego miejscu niemal każdy Amerykanin, nawet nieposługujący się językiem kasty, od razu znałby pozycję grupy, w której się urodziłam.

Więcej niż obsesja

Tymczasem mężczyzna urodzony w indyjskiej kaście wyższej, a zarazem sceptyk w kwestii dziedziczenia statusu, widział we mnie jednostkę mogącą należeć do każdego szczebla. Nie umieszczał mnie w żadnej szufladce i nie czynił założeń, z jakimi na co dzień mam do czynienia.

Jego pytanie było ożywczo niewinne i pozbawione elementu oceny. Zarazem jednak przypomniało mi o olśnieniu Martina Luthera Kinga podczas podróży do Indii przed niemal sześćdziesięcioma laty.

– Cóż – powiedziałam – w Ameryce jestem przypisana do najniższej kasty, do amerykańskich niedotykalnych. Jestem amerykańską dalitką. I żywym dowodem na to, że kastowość jest sztuczna.

Tushar patrzył na mnie ze zrozumieniem. Moja odpowiedź po raz kolejny potwierdziła to, co uważał za chorobę.

W następnych miesiącach, ilekroć odwiedzałam Londyn, odbywaliśmy kolejne rozmowy. Dzielił się ze mną następnymi absurdami systemu kastowego, które zaobserwował w ojczyźnie.

Pamiętał na przykład dalickich uczniów, których prac nie oceniano. – Ze sprawdzianów nie dostawali stopni – mówił – bo nauczyciel pochodził z kasty wyższej, więc nie tknąłby kartki dotykanej przez dalita. Człowiek nie wie, czy się śmiać, czy płakać.

Opowiedział też o kobiecie z kasty wyższej, która pracowała z nim w pewnym biurze. Kiedy chciała się napić, wstawała zza biurka, szła przez cały korytarz i skręcała za róg, żeby poprosić dalita o nalanie jej wody. – Dzbanek z wodą stał obok biurka tej kobiety – mówił Tushar. – Dalit musiał podejść do jej stanowiska pracy i napełnić szklankę. Nalanie sobie wody z sąsiedniego stolika było poniżej jej godności. Tak właśnie wygląda choroba kastowości.

Wspominał, jak bolesna jest indyjska obsesja na punkcie koloru skóry, tworząca kasty wewnątrz kast. Mówił o nienawiści do Indyjczyków o ciemniejszej karnacji, którzy zwykle, choć nie zawsze, należą do niższych kast. O tym, jak cierpią przez to zrządzenie losu, tak jak Afroamerykanie i inne osoby niebiałe w Stanach Zjednoczonych oraz w innych częściach świata.

Tak się złożyło, że starsza siostra Tushara miała skórę ciemniejszą niż większość rodzeństwa, kiedy więc osiągnęła wiek, w którym stała się kandydatką na żonę, kazano jej gotować mleko i codziennie przed snem rozcierać sobie kożuch na twarzy – zanim młodzi mężczyźni przyjdą na rozmowę.

– Proszę to sobie wyobrazić – mówił Tushar. – Tydzień w tydzień. Noc w noc. Wiedziała, że zostanie odrzucona, zamykała się w pokoju i płakała. Ja miałem wtedy dwanaście lat. Zapamiętałem to do dziś. Wyszła za mąż, ale nie w tym rzecz. Nie powinna była tego doświadczać. Tego okrucieństwa.

Oboje zostaliśmy błędnie obsadzeni, każde na swój sposób, i oboje przejrzeliśmy na wylot tę ułudę, która nas ukształtowała i odseparowała od przeciwnego krańca naszych systemów kastowych. Wyrwaliśmy się z Matrixa i nabraliśmy przekonania, że widzimy to, czego nie widzą inni, i że oni również mogliby to dostrzec, gdyby zbudzili się ze snu.

Oparliśmy się naszym kastowym przydziałom: on nie był wojownikiem ani władcą, ale geologiem. Ja nie byłam pomocą domową, lecz autorką. On przełamał granice kasty od góry, ja – od dołu i spotkaliśmy się w Londynie na naszej równościowej Linii Maginota. Staliśmy po przeciwnych jej stronach z tą samą misją zrozumienia sił, które chciały nas zdefiniować, ale poniosły klęskę.

– Isabel Wilkerson

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Tytuł i śródtytuły od redakcji

To już ostatni fragment literacki, który dla Państwa drukujemy w Tygodniku TVP. Dziękujemy Wszystkim Wydawnictwom i osobiście paniom i panom specjalistom od współpracy z mediami za nasze wspólne działania na rzecz promocji książek i ich autorów. Na naszych łamach gościliśmy Wydawnictwo Literackie, wydawnictwo Biały Kruk, Esprit, PIW, AA, Karta , Dębogóra, Teologia Polityczna, LTW, W Drodze, Axis Mundi, Bellona, Arcana, Austeria, Ośrodek Myśli Politycznej, Instytut Literatury, Instytut Pileckiego, Instytut Polonika, Instytut Dziedzictwa Solidarności, wydawnictwo WAM, ROSIKON, Rafael, Wielka Litera, Wydawnictwo Prószyński, Harpers Collins, Volumen, Wojskowy Instytut Wydawniczy, ZNAK, Biuro Niepodległa i zapewne jeszcze kilka innych. Dziękujemy i do zobaczenia!
SDP 2023
Zdjęcie główne: Obchody w Bombaju rocznicy śmierci Bhimrao Ambedkara, twórcy buddyjskiego ruchu dalitów. Fot. DIVYAKANT SOLANKI/EPA/PAP
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Wolontariusz w paczce z Polski wiezie uśmiech na święta
Zaporoże. W bunkrze żołnierz poprosił księdza o różaniec i żeby nauczył go, co z tym robić.