W rozmowie z Dorotą Giebułtowicz (KAI) ksiądz Leszek Kryża wyznał, że „była to niezwykła lekcja. Jeśli się uważasz za człowieka wierzącego, to naucz tych, którzy są tam gdzieś na obrzeżach, opłotkach, „co z tym zrobić”. – Ci chłopcy – mówił ksiądz – byli w duchowo trudnej sytuacji, bo stracili dwudziestu swoich kolegów. Jeszcze niedawno wszyscy byli razem w bunkrze, w okopach, a teraz ich już nie ma. A zmarli nie od kul, ale od zapalenia płuc, bo siedzieli po pachy w błocie i nie można ich było stamtąd wziąć, taki był ostrzał. I kiedy można już było ich ewakuować, to było za późno.
Ksiądz Kryża opowiedział też o wizycie w szpitalu, gdzie pewna amerykańska firma podjęła się pomocy w podarowaniu protez rąk i nóg dla osób kalekich i poprosiła, by ksiądz pojechał z jej przedstawicielami do Kijowa: – Byliśmy w szpitalu, w którym są zgromadzeni – najczęściej młodzi ludzie, bez rąk, bez nóg. Widok wstrząsający, kiedy do tych młodych mężczyzn przyjeżdżały rodziny i ten chłopak nawet nie mógł swojego dziecka przytulić. Potem powiedziano nam, że tych oczekujących w kolejce na protezy jest ponad 20 tysięcy!
Przyciskany pytaniami ksiądz dyrektor potwierdza, że darów zrobiło się teraz mniej, a potrzeby wcale mniejsze nie są.
– Przede wszystkim potrzebne są piecyki – mówił 30 listopada – bo wszystko wskazuje na to, że znowu będą przerwy w dostawie prądu i gazu. Kupujemy zwykłe, najprostsze piecyki i wysyłamy na Ukrainę, albo kupujemy je tam bezpośrednio i wtedy w naszym imieniu trafiają one do potrzebujących. W 2023 roku udało się zebrać 3 mln 11 tysięcy złotych, które przeznaczyliśmy na realizację prawie 200 projektów, na Ukrainę przeznaczyliśmy przeszło połowę, czyli 1 mln 600 tys. złotych.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Ksiądz opowiada też o fantastycznej wprost pomysłowości i gospodarności sióstr zakonnych: orionistki pod Charkowem prowadzą dom samotnej matki, w Żytomierzu siostry od Aniołów w każdą sobotę jeżdżą po malutkich wioskach z programem dla dzieci – trochę piosenek, trochę zabawy i dobrego jedzenia, żeby choć na parę godzin oderwać dzieci od strachu i wojennej traumy. Mówi o siostrach z Zaporoża i z Chersonia i o tamtejszych parafiach, do których regularnie szuka przyjaciół, bo każde wsparcie jest cenne: paleta konserw mięsnych czy większa liczba pampersów są zawsze pożądane.
– Czytałem w jakichś badaniach – mówi na pożegnanie – że co piąty mieszkaniec Syberii ma polskie korzenie. I odwrotnie, bo nieskończenie wiele polskich rodzin zostawiło tam nie tylko groby swoich nawet już zapomnianych bliskich, ale swoje ślady po prostu.
– Ale i na ziemi lwowskiej czy stryjeńskiej – dodaje – wciąż mieszka wielu Polaków, najczęściej w bardzo podeszłym już wieku, często w wioseczkach nieobecnych na mapie, w naprawdę tragicznych warunkach, pozostawieni sami sobie. Dla nich, razem ze Wspólnotą Polską, jeszcze przed tym etapem wojny założyliśmy stacje pomocy charytatywnej „Dobre Serce” – w Stryju, Samborze i Borysławiu, ale i w Żytomierzu. Gdy wybuchła wojna pełnoskalowa, okazały się jeszcze bardziej potrzebne: dostarczamy lekarstwa, żywność, wózki, kule, środki higieniczne, pampersy, wszystko to, co służy ludziom starszym i chorym. I do nich dotarł wolontariusz z paczką z Polski! Uśmiech na wigilię!
– Barbara Sułek-Kowalska
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy