Jeśli chodzi o Polskę, artykuł nr 7 i kwestie praworządności, to jego aktywność wynika raczej z nacisków kolegów z PO, niż z osobistych przekonań. Trudno oprzeć się wrażeniu, że krytykuje polski rząd bardziej z obowiązku, niż autentycznej potrzeby. Zresztą, choć oficjalnie temu zaprzecza, gdyby wyniki wyborów do PE przyniosły dużą przewagę PiS nad PO, raczej sprzyjałby rozmowom o ewentualnym dołączeniu PiS do EPP.
W przeciwieństwie do Webera Alexander Stubb, były europoseł, następnie minister spraw zagranicznych i premier Finlandii, bardziej pasowałby – przynajmniej z polskiej perspektywy – do liberałów niż do chadeków. „Ambitny i przekonany o własnej nieomylności, dogmatyczny” – tak go charakteryzują ludzie, pamiętający go jeszcze z PE.
Podczas konferencji prasowej, na której ogłosił swój start, mówił o wartościach europejskich, które są łamane przez takie kraje jak „Polska, Włochy i wreszcie niestety także Węgry”. Słowa Stubba współbrzmią ze słowami innego fińskiego polityka, wiceszefa KE Jyrke Katainena, który podczas niedawnego spotkania EPP również punktował te same trzy państwa.
Było to o tyle zaskakujące, że Katainen – komisarz od spraw gospodarczych – nie uchodził do tej pory za politycznego fightera. Dziś wiemy, że było to przygotowanie gruntu pod kandydaturę Stubba.
Już po pierwszej jego konferencji widać, że fiński kandydat będzie swoją kampanię prowadził pod hasłami praworządności i walki z populizmem. Co jest zabawne, biorąc pod uwagę, że w jego własnym kraju nacjonalistyczna partia Prawdziwych Finów uzyskała w wyborach kilkanaście procent poparcia i weszła do rządu (choć potem doszło w niej do rozłamu i ministrowie ją opuścili). Równie zabawnie zabrzmiały słowa Stubba o różnicy pokoleniowej między nim a Weberem – Niemiec jest młodszy od Fina zaledwie o 4 lata.
Jeżeli chodzi o socjalistów, to sytuacja wygląda podobnie – jest jak na razie dwóch kandydatów, z których jeden jest bardziej umiarkowany, drugi zaś nastawiony konfrontacyjnie.