Wielki książę rosyjski, który Rosjan traktował znacznie gorzej niż Polaków
piątek,
22 lutego 2019
Typ niewątpliwie psychiatryczny. Trenował wojska codziennie przez wiele godzin na Placu Saskim, a jeśli parada się nie udała, to wściekły kazał bić żołnierzy do nieprzytomności. Przy czym Konstanty cieszył się z przepędzania swych rodaków pod Grochowem, skandując: „Moi dzielni Polacy!”. Andrzej Dobosz w 56. odcinku programu „Spis treści” mówi o „Opowieściach biograficznych” Wacława Berenta.
Życiorys Jana Henryka Dąbrowskiego odbiega od wyobrażeń.
zobacz więcej
Każda z książek Wacława Berenta pisana jest całkiem odmiennym językiem. Tak że gdyby dostać je wszystkie bez nazwiska autora, nie sposób byłoby się domyślić, że wyszły one spod tego samego pióra.
„Fachowiec”, od którego zacząłem lekturę w młodości, jest pisany stylem protokólarnym, ascetycznym, pozbawionym niemal przymiotników. „Próchno” – rozbuchane, z pewnym wielosłowiem. Natomiast „Żywe kamienie”, które czytałem parę tygodni, gdy na początku sięgałem po nie następnego dnia na nowo, nie byłem w stanie odnaleźć miejsca, na którym poprzednio skończyłem. Tak że musiałem sobie zaznaczać już nie tylko stronę kartkami, ale nawet miejsce ołówkiem, żeby posuwać się naprzód.
Po lekturze „Żywych kamieni”, „Opowieści biograficzne” sprawiały wrażenie takie, jakbym po przedarciu się przez gęste zarośla wyszedł na przejrzystą, równą łąkę. Dzisiaj ta prostota nie wydaje mi się już aż tak daleko posunięta, ale jest to lektura niesprawiająca kłopotów.
Wacław Berent w swoich książkach zmienia okresy. Pierwszy tom „Opowieści biograficznych” – „Nurt” dotyczył okresu chronologicznie wcześniejszego niż kolejny – „Diogenes w kontuszu”. Tu głównym bohaterem jest anonimowy autor „Kuźnicy Kołłątajowskiej” – broszury o tajemnicach rządu polskiego, tak daleko idącej krytyki stosunków politycznych, że drukarz królewski nie drukował tego pod własnym nazwiskiem.
„Zmierzch wodzów” jest najkrótszą z „Opowieści biograficznych”. Berent opowiada o wielkim księciu Konstantym, niewątpliwie typie psychiatrycznym, bowiem zachowującym się okropnie, a zarazem kochającym w pewien sposób Polaków. Tak że potem, w czasie powstania listopadowego, gdy on schronił się i był na tyłach świadkiem bitwy pod Grochowem, jeśli oddział rosyjski został przepędzony przez Polaków, to Konstanty bił brawo i cieszył się wołając: „Moi dzielni Polacy!”.
Zaczyna się od opisów właściwie teatru: codziennych parad wojska na Placu Saskim – parogodzinnych formowaniach szyku, przesunięć, marszów. I jeśli jakaś kolumna załamywała się, czy jakiś żołnierz wypadał z szeregu, wielki książę wpadał we wściekłość i nieszczęśni żołnierze bywali bici do nieprzytomności.
W tych paradach uczestniczyły, w odrębnych mundurach, oddziały polskie i oddziały rosyjskie. I Rosjanie byli przez Konstantego traktowani znacznie gorzej niż Polacy.
„Zmierzch wodzów” jest ostatnią w życiu powieścią Berenta. Ona wyszła tuż przed wojną, a sam Berent zmarł w roku 1940.
Zobacz też pozostałe odcinki programu „Spis treści”. Numery 1-20:
„Spisy treści” od odcinka 21. do 40.:
„Spisy treści” od odcinka 41.: