Studia z psychiatrii pozwoliły mu rozmawiać z władcami PRL-u
piątek,
19 kwietnia 2019
Groźny agent NKWD nałożył na niego embargo za fioletową marynareczkę, więc nie pojechał na stypendium do Paryża. Został w kraju, pisując odtąd o teatrze i… wyjeżdżał z zespołami teatralnymi za granicę, dzięki czemu uzupełniał swoją kolekcję w inne marynareczki i wdzianka. Andrzej Dobosz w 27. odcinku programu „Z pamięci” wspomina Jerzego Pomianowskiego – cz. 2.
Był doradcą medycznym wszystkich znajomych. Psychiatra od satyry, teatru i Związku Radzieckiego.
zobacz więcej
Jerzy Pomianowski był człowiekiem, który naprawdę lubił teatr. Wynajdował zjawiska często prowincjonalne, jak Teatr Ludowy Krystyny Skuszanki w Nowej Hucie. Generalnie uważał, że teatr powinien mówić o rzeczach współczesnych, ale jeśli to były znakomite przedstawienia klasyki, to też się z tego cieszył. Wyjeżdżał z zespołami za granicę, dzięki czemu uzupełniał swoją garderobę.
Pomianowski był w „Nowej Kulturze” i zawsze, będąc formalnie krytykiem partyjnym, wybierał to, co było naprawdę dobre w teatrze polskim.
Studia psychiatrii pozwoliły mu rozmawiać z władcami PRL-u. Tak że gdy inni, wyrzucani z posad, po prostu emigrowali, on pozostał obywatelem Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, zachował mieszkanie, natomiast wyjechał do Włoch, gdzie swój pobyt przedłużał. I będąc we Włoszech zaczął współpracować z Jerzym Giedroyciem, dla którego tłumaczył Aleksandra Sołżenicyna.
Tłumaczył opowiadania Antoniego Czechowa i Isaaka Babla. Przy czym Czechowa tłumaczył polszczyzną literacką, jego własne szkice teatralne były też bardzo pięknie pisane po polsku, natomiast Babla tłumaczył na język dzielnicy nalewkowskiej.
Poza tłumaczeniami z rosyjskiego, zaczął tłumaczyć z polskiego na włoski. Przetłumaczył utwory tak różne, jak „Męża i żonę” Aleksandra Fredry i „Przed sklepem jubilera” Karola Wojtyły.
Był jedynym znanym mi pisarzem polskim, który unikał kawiarni. W roku 1948 czy 1947 uzyskał stypendium do Paryża, mając zamiar napisać powieść biograficzną o przywódcy Komuny Paryskiej Jarosławie Dąbrowskim. Ale jego upodobanie do stroju sprawiło, że zjawił się w kawiarni „Lajkonika” w fioletowej marynarce. I akurat tam zaszedł urzędujący niedaleko niejaki Antoni Jan Piwowarczyk, o którym nawet Jakub Berman mówił, że był to groźny agent NKWD. Otóż Piwowarczyk, używający wtedy nazwiska Władysław Wolski, był ministrem administracji publicznej i fioletowa marynareczka zwróciła uwagę.
Spytał: – A któż to jest?
– A, to jest doktor Jerzy Pomianowski.
– A… Na moim biurku leży jego paszporcik, to założymy embargo na fioletową marynareczkę.
I rzeczywiście, Pomianowski nie pojechał. Został w kraju, pisując odtąd o teatrze i uzupełniając marynareczkę w dużą kolekcję innych marynarek i wdzianek.
Zobacz też pozostałe odcinki „Z pamięci”. Numery 1-20:
Odcinki programu „Z pamięci” od 21. do 40.:
Odcinki programu „Z pamięci” od 41. do 60.: