Z potwornej, stalinowskiej propagandy przeszedł na stronę opozycji
piątek,
31 maja 2019
Marian Brandys potrafił zawikłaną historię swojego bohatera opowiedzieć w sposób przejrzysty i zajmujący – opowiada Andrzej Dobosz w 37. odcinku programu „Z pamięci”.
Kłopoty Marka Hłaski ze snem skłoniły go do używania środków nasennych, które przedawkował.
zobacz więcej
Marian Brandys urodził się w roku 1912 w Wiesbadenie, będąc synem polskiego bankowca. Miał młodszego o cztery lata brata – Kazimierza. Młodość spędził w Łodzi, tam zrobił maturę. Potem zaczął studiować prawo i ekonomię na Uniwersytecie Warszawskim. W 1935 roku zrobił magisterium.
Zaraz po wojnie został członkiem Polskiej Partii Robotniczej. Pisywał w prasie wojskowej, potem redagował „Dziennik Bałtycki” na Wybrzeżu. W 1948 roku został korespondentem we Włoszech.
Zacząłem czytać w latach 60. jego liczne książki: „Koniec świata szwoleżerów”, czy o Kozietulskim. To parę tysięcy stron – drobiazgowych, zajmujących, nieprzesadnie pasjonujących. Natomiast dopiero teraz wziąłem do ręki „Spotkania włoskie” z 1949 roku i zostałem wstrząśnięty tak potworną, agresywną, stalinowską propagandą. Włochy w 1948 roku były w niej krajem policyjnym, z tysiącami uzbrojonej w karabiny maszynowe policji na wszystkich ulicach. Marian Brandys miał poczucie, że cały czas chodzą za nim agenci włoskiej policji. Wrażenie tej książki – przygnębiające.
Potem wydał jeszcze tom „Początek opowieści” o budowie Nowej Huty i w latach 60. zaczął pisywać powieści historyczne. Między innymi biografię generała Józefa Zajączka, postaci skomplikowanej: uczestnika Konfederacji Barskiej, przyjaciela Kazimierza Pułaskiego, potem radykała w okresie powstania kościuszkowskiego. Marian Brandys potrafił zawikłaną historię swojego bohatera opowiedzieć w sposób przejrzysty i zajmujący. Wszystkie te jego teksty – pod warunkiem, że kogoś interesuje epoka napoleońska – są godne uwagi.
Był mężem dobrej aktorki Haliny Mikołajskiej, człowiekiem niesłychanie miłym w obejściu, dobrze wychowanym. W latach 70., nie tak bardzo, jak jego żona, która należała do Komitetu Obrony Robotników, ale zaczął przechodzić na stronę opozycyjną. Podpisywał listy przeciwko zmianom w konstytucji, zaczął wydawać w londyńskim „Pulsie”.
Nie należałem do jego bliskich znajomych, ale oczywiście spotykałem go na zebraniach literatów i obdarzał nie tylko mnie, ale wszystkich rozmówców, jakby zaciekawieniem, pytaniem, co się czyta, co zamierzam napisać. Obcowanie z nim należało do przyjemności.
Zobacz też pozostałe odcinki „Z pamięci”. Numery 1-20:
Odcinki programu „Z pamięci” od 21. do 40.:
Odcinki programu „Z pamięci” od 41. do 60.: