Oboje mieszkamy w Krakowie. Zresztą, Urszula jest bardzo krakowską aktorką, związaną z teatrem Bagatela i bardzo przejętą jego losem.
Mekką dla nas, artystów jest jednak Warszawa, gdzie lokują się szanse, robota, pieniądz. W konsekwencji, przystanią człowieka sztuki staje się dworzec, domem – pociąg, a kuchnią – restauracja w tymże. Szczęśliwie, jakość potraw kolejowych uległa w ostatnich latach znaczącej poprawie.
Nie zamierzam narzekać na swój los, ale życie w jednym mieście i ganianie za robotą w drugim rodzi najróżniejsze komplikacje i nieraz potykam się o własny język. Grabowska niewątpliwie wie coś na ten temat. Opowiadała mi, że potrafiła pojechać na zdjęcia i wracać jakimś świtowym połączeniem, żeby zjeść śniadanie ze swoim dzieckiem. Wzruszające i wyczerpujące doświadczenie dobiegło końca, gdy ktoś z rodziny poradził jej, aby odpuściła i zadbała o sen.
Jestem pisarzem, utrzymuję się między innymi ze spotkań autorskich i pamiętam poranki, kiedy budziłem się, nie wiedząc, gdzie właściwie jestem i to nie dlatego, że wieczorem nadużyłem alkoholu. Pułtusk zlewał mi się z Gdańskiem Wrzeszczem. Nieraz wracałem po nocy, mogłem tylko popatrzeć na śpiące dzieci. Piszę o tym, bo dbanie o rodzinę w takich warunkach jest możliwe, lecz bardzo trudne. Może dlatego artyści tak często są samotni?