Identyczne stanowisko przyjęła Papieska Akademia Nauk w „Deklaracji o sztucznym przedłużaniu życia i dokładnym ustaleniu momentu śmierci”. „… śmierć mózgu jest prawdziwym momentem śmierci” – oznajmili eksperci, zastrzegając, że konieczne są restrykcyjne badania tego stanu.
I takie badania są prowadzone. Nie ma wątpliwości, że poprawnie zdiagnozowana śmierć pnia mózgu jest kryterium ostatecznym.
W Japonii na przykład diagnozowane są oba rodzaje śmierci (sercowo-krążeniowa lub mózgowa) – człowiek samodzielnie może wybrać, który z nich ma być orzeczony w jego przypadku. I jeszcze się nie zdarzyło, by ktoś u kogo zdiagnozowano śmierć mózgu, „cudownie” ożył. Owszem jego ciało mogło funkcjonować, ale nie zdarzyło się, by powrócił do żywych. Śmierć mózgowa jest nieodwracalna.
Prawo do umierania w spokoju
Czy oznacza to koniec dyskusji na temat śmierci mózgowej? Niewątpliwie nie. Można i trzeba zadawać pytania o fenomen śmierci, ale trudno dyskutować z faktem, że obecnie panuje pewien konsensus w kwestii śmierci mózgowej, i że lekarze posługujący się tą definicją mają do tego pełne prawo moralne, a nawet – jeśli pozostać na płaszczyźnie prawnej – mają taki obowiązek.
Przyjęcie tej definicji oznacza także (o czym nie wolno w tej dyskusji zapominać), że… odłączenie od aparatury medycznej osoby w stanie śmierci mózgowej nie jest jej uśmierceniem, a jedynie pozwoleniem na jej odejście, zaprzestaniem uporczywej terapii, która jest w swojej istocie niemoralna.