Dziennikarstwo przekazywali sobie w spadku
piątek,
9 sierpnia 2019
Obaj dużo jeździli po Polsce prowincjonalnej. Ojciec pisywał recenzje teatralne, zajmował się problemami lokalnymi i jakby naprowadził syna na ślady jego późniejszych reportaży. A ten, mówiąc o pisaniu, powtarzał za Prusem: „Moim ideałem jest być jak szyba: przezroczysta”. On też podał misję dziennikarską dalej – swojemu synowi Tomaszowi. Andrzej Dobosz w 54. odcinku programu „Z pamięci” opowiada o Andrzeju i Andrzeju Krzysztofie Wróblewskich.
Wraz z mecenasem Janem Olszewskim zadawał kłopotliwe pytania podsądnym – mordercom księdza. I to było jego największe doświadczenie życiowe.
zobacz więcej
W roku 1952 zostałem studentem warszawskiej polonistyki. Jednym z moich kolegów, mieszkających zarazem na Żoliborzu, był wyższy ode mnie Andrzej Krzysztof Wróblewski, który mieszkał także w domu Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej na Krasińskiego 18. Parę razy dla uzupełnienia jakichś notatek złożyłem mu wizytę w domu i poznałem jego rodziców.
Andrzej Krzysztof i ja zaczęliśmy wkrótce drukować w „Sztandarze Młodych” – ja omawiałem nowości książkowe, natomiast Andrzej Krzysztof pisywał reportaże z Polski prowincjonalnej. Wkrótce zostałem też członkiem Koła Młodych Krytyków Teatralnych. To koło spotykało się w siedzibie redakcji dwutygodnika „Teatr”. Członkiem redakcji był ojciec Andrzeja Krzysztofa, Andrzej Wróblewski. To nie było biuro, tylko tam redaktorzy w różnych porach bywali, rozmawiali ze sobą i z nami.
Starszy Andrzej Wróblewski specjalizował się omawianiu przedstawień prowincjonalnych. Jeździł dużo po Polsce. Przy czym pisywał nie tylko recenzje czysto teatralne. Natomiast zajmował się także problemami lokalnymi, społecznymi teatru. Myślę, że był zarazem jakby człowiekiem, który naprowadzał swego syna na ślady przyszłych jego reportaży.
Andrzej Krzysztof Wróblewski: Ja jestem dziennikarzem od dwudziestu paru lat, ale przedtem byłem studentem polonistyki i przypominam sobie z moich lektur, co Bolesław Prus – nienajgorszy pisarz i nienajgorszy także kronikarz, czyli to, co się dzisiaj nazywa felietonista – co on mówił o tym, czym powinno być pisanie. Otóż on pisał tak: „Moim ideałem jest być jak szyba: przezroczysta”.
W 1956 roku Andrzej Krzysztof został reporterem stworzonej przez Stefana Żółkiewskiego „Polityki” i tu już nasze drogi się całkiem rozeszły. Natomiast pana Andrzeja spotykałem w autobusie żoliborskim. Od 1964 roku, gdy zamieszkałem na Sadach Żoliborskich okazało się, że pan Andrzej mieszka w sąsiednim domu. Często wracaliśmy razem. Pan Andrzej był człowiekiem niesłychanie przyjaznym i opiekuńczym.
W 1992 roku dostaliśmy od naszego sąsiada – już z żoną, która go poznała i też przyjaźniliśmy się – dostaliśmy jego książkę „Być Żydem”. Pan Andrzej nazywał się Fejgin, żył przed wojną w Wilnie, był członkiem Polskiej Partii Socjalistycznej. W czasie wojny przedostał się z żoną z Wilna do Warszawy i tu ukrywał się pod przybranym nazwiskiem. Przeszli okupację bez kłopotów, także dzięki dobremu wyglądowi i językowej bezbłędności. Natomiast po wojnie Andrzej Fejgin zorientował się, że podobne nazwisko nosi jeden z katów UB-owskich, niebędący żadną jego rodziną, i dlatego już nazwisko Fejgin nie wydało mu się godziwe. Pozostał przy Wróblewskim.
Zobacz też pozostałe odcinki „Z pamięci”. Numery 1-20:
Odcinki programu „Z pamięci” od 21. do 40.:
Odcinki programu „Z pamięci” od 41. do 60.: