Mistrz uroku osobistego, który chciał być „królem” Francji. Okazał się okrutnym narcyzem mszczącym się za brak współczucia po śmierci babci.
zobacz więcej
Tweet Macrona o „Europie od Lizbony do Władywostoku” kojarzy się również z pomysłami, które lęgną się w głowach rosyjskich prokremlowskich politologów. Można tu przywołać sformułowaną w roku 2010 przez Siergieja Karaganowa koncepcję Związku Europy i Rosji. W jej założeniu chodziłoby o stworzenie wspólnej przestrzeni geopolitycznej od Atlantyku do Pacyfiku. Rosja miałaby się rozwijać w kierunku liberalnej demokracji na modłę zachodnią, ale z zachowaniem swojej prawosławnej tożsamości historycznej.
Rzecz jasna koncepcja Karaganowa to pieśń przeszłości. Zrodziła się ona w warunkach resetu stosunków Zachodu z Rosją, który – jak wiadomo – ostatecznie nie wypalił.
Czytając tweet Macrona można przypomnieć jeszcze jedną koncepcję. Jej autorem jest zmarły w roku 1992 belgijski polityk i myśliciel Jean Thiriart. Jemu z kolei marzyło się „Euro-sowieckie imperium od Dublina do Władywostoku” („L’Empire euro-soviétique de Vladivostok à Dublin” to tytuł wydanej w roku 1984 jego książki).
Thiriart do drugiej wojny światowej działał w kręgach skrajnej lewicy, nawołującej do walki z faszyzmem. Jednak gdy jego ojczyzna była okupowana przez Niemców, podjął kolaborację z nazistami. Po wojnie stanął na czele organizacji Młoda Europa (Jeune Europe), która głosiła hasła „paneuropejskiego nacjonalizmu”. Początkowo stawiała ona sobie za cel obronę Starego Kontynentu przed hegemonią USA i Związku Sowieckiego. Potem jednak Thiriart uznał za głównego wroga Europy Amerykę i opowiedział się za sojuszem państw europejskich z Krajem Rad.
Oczywiście Macron to związany z globalną finansjerą lewicowy liberał, więc jest politykiem z zupełnie innej bajki niż radykał z Belgii, który Amerykę uważał za symbol obrzydliwego kapitalizmu. O co zatem naprawdę chodzi obecnemu prezydentowi Francji w jego umizgach do Putina?
Macron – podobnie jak wielu innych polityków europejskich (ale również i amerykańskich) – postrzega przywódcę Rosji jako człowieka, na którego Zachód jest skazany. Ale jednocześnie trzeba zauważyć, że perspektywa francuska czy niemiecka różni się od perspektywy polskiej, litewskiej bądź ukraińskiej.
Warto przypomnieć, co 10 lat temu powiedział w jednym z wywiadów Jan Rokita. Stwierdził on, że Rosja przechodzi proces „denikinizacji” (od nazwiska rosyjskiego kontrrewolucjonisty, generała Antona Denikina), co oznacza pośmiertne zwycięstwo Białej Gwardii w wojnie domowej „ku satysfakcji świata i przestrachowi Polaków”.
Tak więc politycy pokroju Macrona będą psioczyć na łamanie praw człowieka w kraju, którego prezydentem jest Putin. Nie mogą przecież zrezygnować z piaru i wyjść z roli obrońców liberalnej demokracji, lansowanej przez nich jako najlepszy system.
Zarazem jednak liczą się dla nich realia międzynarodowej gry – o zyski zarówno polityczne, jak i ekonomiczne. Przyglądając się zamordyzmowi Kremla mogą odczuwać absmak. Tyle że Putin to dla nich jedyny możliwy w Rosji partner. Jeśli nie on będzie sprawował władzę, to mogą ją przejąć ludzie, którzy są znacznie mniej obliczalni.
– Filip Memches
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy