Milczące porozumienie dzięki „jajecznicy w niebie”
piątek,
6 września 2019
„Sądziłem, że mam za sobą sporo lektur, a jego przewaga była nade mną ogromna. Na pierwszym roku od razu zaczęliśmy wykonywać jakieś prace dla Instytutu Sztuki PAN i dochody z tego Jurek przeznaczał na zakup nowych książek, podczas gdy ja uzbierałem na pierwszą marynarkę”. Andrzej Dobosz w 62. odcinku programu „Z pamięci” wspomina Jerzego Timoszewicza – cz. 1.
W książkach doklejał kartki maszynopisu z tekstem wyciętym przez cenzurę.
zobacz więcej
Jesienią 1952 roku zostałem przyjęty na warszawską polonistykę. Mnie przydzielono do grupy czwartej, mającej zajmować się literaturą dramatyczną. I w tym momencie podszedł do mnie wyższy, chyba starszy chłopiec proponując, żebym się z nim zamienił. Pomyślałem, że on jakoś tak wygląda, że to może być interesujące i odmówiłem zamiany. Wkrótce jednak okazało się, że on znalazł kogoś i byliśmy razem w tej samej grupie.
Po pierwszych zajęciach wyszliśmy z gmachu i ja nagle powiedziałem, nie wiem czemu: „Jajecznica w niebie”. To był opis krawata, wspomnianego przez Andrzeja Bobkowskiego w „Z dziennika podróży” po Gwatemali. Ten „Dziennik podróży” ukazał się w „Tygodniku Powszechnym” w 1948 roku. Kolega powiedział: „To ty też czytałeś Bobkowskiego”. I w ten sposób nastąpiło między nami milczące porozumienie, bo „Tygodnik Powszechny” nie był pismem, którego lekturą należało się chwalić.
Jerzy Timoszewicz był starszy ode mnie. Maturę zrobił rok wcześniej, ale nie został przyjęty na studnia ze względów klasowych.
Jego ojciec założył sklep. Któryś z klientów firmy załatwił mu posadę w Bibliotece Uniwersyteckiej, gdzie spędził rok, używany do wszystkiego: do przyniesienia książek z magazynu, do katalogowania nabytków, do dyżurów w czytelni. Zaprzyjaźnił się z personelem wszystkich rang i w godzinach pracy udawało mu się to i owo przeczytać. Na noc mógł sobie pożyczać kilka książek.
Ja sądziłem, że mam za sobą sporo lektur, a jego przewaga była nade mną ogromna. Na pierwszym roku od razu zaczęliśmy wykonywać jakieś prace dla Instytutu Sztuki PAN i dochody z tego Jurek przeznaczał na zakup nowych książek, podczas gdy ja uzbierałem raczej na pierwszą przeze mnie wybraną marynarkę.
W 1953 roku zajęcia miały się odbywać na Krakowskim Przedmieściu za kościołem karmelitów. Wchodząc rano na dziedziniec, Jurek spotkał jakiegoś człowieka, który spytał, czy tutaj jest gdzieś wykład profesora Kotta. „Tak, ja tam idę, to cię zaprowadzę. A ty jesteś ten nowy z Poznania?”. „Nie – powiedział przybysz – ja jestem profesor Jan Kott”. Odtąd w milczeniu doszli do sali.
Jan Kott przedstawił się i zaczął dyktować lektury. Wśród nich była jego książeczka „Trwałe wartości literatury polskiego oświecenia”. „Oraz – powiedział Timoszewicz – tom Instytutu Badań Literackich o sytuacji w historii literatury”. „A także «Twórczość»”– dodałem rok i numer. I tak wspólnie z Timoszewiczem wyliczyliśmy dziewięć przedruków owego tekstu Kotta, który przyglądał się nam z niesłabnącym zainteresowaniem i które zachował wobec nas w ciągu wielu następnych dziesięcioleci.
Zobacz też pozostałe odcinki „Z pamięci”. Numery 1-20:
Odcinki programu „Z pamięci” od 21. do 40.:
Odcinki programu „Z pamięci” od 41. do 60.:
Odcinki programu „Z pamięci” od 61. do 80.: