Inna rzecz, że „czucie i wiara” Tokarczuk o wiele bardziej bliższe są neopogaństwu, newage’owym klimatom niż chrześcijaństwu: to nie Bóg Starego i Nowego Testamentu jest tu w centrum kultu, lecz przyroda, żywioły. Z kolei taka chtoniczna, telluryczna duchowość zdaje się też przenikać poezję i eseistykę Jarosława Marka Rymkiewicza, któremu nikt nie śmie odmawiać patriotyzmu.
Skądinąd autor „Kinderszenen” uchodzi w oczach wielu literaturoznawców nad Wisłą – i to ponad podziałami politycznymi – za największego żyjącego polskiego poetę. Tyle że Nagroda Nobla rządzi się swoimi prawami. Być może to, iż Rymkiewicz w roli nie poety, lecz komentatora polskiego życia publicznego, wielokrotnie narażał się lewicowo-liberalnym salonom w Polsce sprawia, iż pozbawiony jest szans na to, żeby zyskać uznanie Akademii Szwedzkiej.
Wróćmy jednak do Olgi Tokarczuk. Kilka dni temu Katolicka Agencja Informacyjna opublikowała w swoim serwisie (eKAI) korespondencję z USA, w której przytoczone zostało kilka zdań skerowanych pod adresem pisarki przez Abrahama Foxmana, byłego dyrektora Anti-Defamation League (ADL, Ligi Przeciw Zniesławieniom).
Z tego materiału można się dowiedzieć, iż Foxman uważa Nobla dla Tokarczuk za znak. Choć świat o nagrodzie dowiedział się w czwartek 10 października, to były szef ADL przypuszczalnie zakłada, że sama decyzja Akademii Szwedzkiej zapadła dzień lub dwa wcześniej, czyli w święto Jom Kipur, w „Sądny Dzień, dzień rachunku sumienia z Wszechmogącym” (w tym roku owo święto trwało od wieczora 8 do wieczora 9 października).