Warto wziąć pod uwagę właśnie ten aspekt polityki. To nie przypadek, że reżim Wojciecha Jaruzelskiego na stanowisku swojego rzecznika prasowego zatrudnił nie jakiegoś smutnego, sztywnego aparatczyka, lecz człowieka uprawiającego cyniczną błazenadę, który wcześniej był dziennikarzem obnażającym absurdy gomułkowskiej rzeczywistości.
Czyżby za polskiego Jokera można uznać Jerzego Urbana? Może w głębi duszy jest on poranionym, skrzywdzonym dzieckiem, któremu się zdaje, że zostanie polubiane za swoje obrzydliwe dowcipy.
Ale film Phillipsa jeszcze bardziej skłania do zastanowienia się nad fenomenem zwycięstwa Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA trzy lata temu. Dawni marksiści sprowadziliby problem do kwestii „bazy”, powiedzieliby: „byt kształtuje świadomość”. W rezultacie uznaliby, że to zubożenie społeczeństwa amerykańskiego pchnęło wiele osób do głosowania na potentata biznesu, który w kampanii wyborczej gwałtownie krytykował globalizację i turbokapitalizm.
A przecież nie można abstrahować również od kulturowego podłoża konfliktów politycznych. Trump zyskał popularność między innymi tym, że nic sobie nie robił z cenzorskich praktyk liberalnego establishmentu ze Wschodniego Wybrzeża. Przy różnych okazjach demonstrował, że nie ma dla niego „świętych krów”.
Cóż, dystrybucja pieniędzy to nie wszystko. Liczy się też dystrybucja prestiżu. Symboliczne wywyższanie jednych grup i poniżanie innych to potężny oręż. W tym kontekście Arthur Fleck obwołując sam siebie Jokerem, aspiruje do bycia panem śmiechu. I to nie tylko z przyczyn osobistych – bądź co bądź chce przezwyciężyć swoją chorobę – ale i jak najbardziej politycznych.
– Filip Memches
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy