Malarz ludzkiej pracy, który wyglądał na boksera
piątek,
8 listopada 2019
Bardzo szybko malował, często wielkie płótna. Osobliwością były te trójwymiarowe obrazy zwane szczelinami, z jakimiś wygiętymi płatami materii. Używał prócz farb dziwnych rzeczy do malowania. Kiedyś na spacerze Maryna powiedziała, że musi wstąpić po twarożek, bo mąż używa też czasem do malowania twarożku.
Andrzej Dobosz w 76. odcinku programu „Z pamięci” wspomina Aleksandra Kobzdeja – cz. 1
Pracował, rozmawiając. Potem następowała przerwa z dobrym posiłkiem, kieliszkiem wina, nigdy więcej niż dwoma.
zobacz więcej
4 grudnia 1958 roku na imieninach u ówczesnej żony Tyrmanda, Barbary Hoff, poznałem Aleksandra Kobzdeja i jego żonę Marynę. W tym dużym mieszkaniu na poddaszu koło Rynku Mariensztatu było kilkadziesiąt osób, ale jakoś wyróżniał się wśród nich Kobzdej. Niewyglądający na malarza, a raczej ze swoja twarzą na boksera.
Był najżywszy z gości i jakoś zaczęliśmy ze sobą rozmowę, która przeciągnęła się i wkrótce zostałem do nich zaproszony. W Alejach Jerozolimskich, w kamienicy Hoserów, tam gdzie na dole fotoplastykon.
Kobzdej uchodził za socrealistę z powodu obrazu z roku 1950, za który dostał nagrodę państwową, „Podaj Cegłę”. Po latach zobaczyłem znowu ten obraz w „Zachęcie” i zdałem sobie sprawę, jak niesłuszne były wówczas nasze sądy. Dobrze narysowane, w dyskretnej kolorystce. On, jako socrealista, też był powściągliwy. Malował ludzką pracę.
Ze wszystkich moich znajomych Kobzdej był człowiekiem najzamożniejszym. Malował bardzo dużo. Wiadomo było, że jego sytuacja w Polsce jest taka, że jej nie opuści, dlatego bez żadnego trudu dostawał paszport. Bywał wystawiany w Wenecji, na biennale w Sao Paulo, odbywał podróże azjatyckie.
W 1954 r. towarzyszył Wojciechowi Żukrowskiemu w podróży do Wietnamu i wykonał bardzo piękne rysunki, zarówno przyrody wietnamskiej, jak i postaci. Te reportaże były drukowane w „Przeglądzie Kulturalnym”, ilustrowane przez Kobzdeja.
Po 1956 roku zmienił całkiem paletę, natomiast było to bardzo żywe kolorystycznie. I jakieś te jego płótna bywały dramatyczne. Nie opowiadały bezpośrednio rzeczywistości, natomiast można się było domyślać jakichś figur, zniekształconych zwierząt.
Bardzo szybko malował, często wielkie płótna. Osobliwością były te trójwymiarowe obrazy zwane szczelinami, z jakimiś wygiętymi płatami materii. Używał prócz farb dziwnych rzeczy do malowania. Kiedyś na spacerze Maryna powiedziała, że musi wstąpić po twarożek, bo mąż używa też czasem do malowania twarożku.
Zobacz też pozostałe odcinki „Z pamięci”. Numery 1-20:
Odcinki programu „Z pamięci” od 21. do 40.:
Odcinki programu „Z pamięci” od 41. do 60.:
Odcinki programu „Z pamięci” od 61. do 80.: