Umiał się wczuć w emocje złodziei. Hojnie go za to obdarowali
piątek,
15 listopada 2019
W spektaklach oczywiście był jakiś reżyser, ale zajmował się wyłącznie pilnowaniem pozostałych aktorów. Natomiast cała rola Woszczerowicza, od pierwszego do ostatniego zdania, była jego dziełem. Czasem w przekładzie zmieniał jakieś jedno czy dwa słowa, mając szalony słuch na słowo.
Andrzej Dobosz w 78. odcinku programu „Z pamięci” wspomina Jacka Woszczerowicza.
Mieszał gatunki, zieloną i czarną, wyparzał czajniczki. Znał niesłychaną liczbę języków. A pół pokoju poza rysunkami to były książki.
zobacz więcej
Znalazłem w swoich papierach liścik Jacka Woszczerowicza z 1961 roku, w którym prosi mnie o dostarczenie „Ojca” Augusta Strindberga, powieści Josepha Conrada oraz „Bez dogmatu” Henryka Sienkiewicza. Byłem wtedy kierownikiem literackim Teatru Ateneum. W Bibliotece Uniwersyteckiej mogłem wypożyczyć 10 książek. Niestety, pan Woszczerowicz dowiedział się o tym i dzielił ze mną udziały i musiałem mu dźwigać bardzo wiele tomów. Prosił, a nawet żądał, żeby nie wspominać o tytułach, które mu dostarczam, bo sądził, że gdyby aktorzy dowiedzieli się, że Woszczerowicz czyta Conrada, wszyscy zaczęliby czytać Conrada.
Ze wszystkich znanych mi aktorów, Woszczerowicz był człowiekiem o najszerszej skali możliwości. Jego wielką rolą był okrutny Ryszard III, a jednocześnie skromny Józef K. w „Procesie” Kafki.
W tych spektaklach oczywiście był jakiś reżyser, ale reżyser zajmował się wyłącznie pilnowaniem pozostałych aktorów. Natomiast cała rola Woszczerowicza, od pierwszego do ostatniego zdania, była jego dziełem. Czasem w przekładzie zmieniał jakieś jedno czy dwa słowa, mając szalony słuch na słowo.
Woszczerowicz był człowiekiem ciekawie opowiadającym. Kiedyś opowiedział mi o tym, jak przed wojną zagrał rolę złodzieja. I wtedy ktoś z personelu technicznego teatru zawiadomił go, że jacyś panowie chcieliby się spotkać z nim w kawiarni. Pojawił się, na jego widok wstało dwóch panów o natrętnej elegancji i podziękowali mu, że tak umiał się wczuć w to, co się w nich dzieje.
– I gdyby – powiedział jeden z nich – kiedyś panu stanął zegarek, pragnęlibyśmy, żeby pan miał zapasowy.
I tu wręczył mu złotą cebulę z dewizką.
– Gdyby zaś kiedyś chciał się pan udać w podróż… – i tu w progu pojawił się inny pan, z wielkim, skórzanym kufrem.
Woszczerowicz był skłopotany i wtedy panowie powiedzieli: – Prosimy, niech się pan nie przeraża. Te rzeczy są kradzione, ale one są kradzione w Berlinie.
Kiedyś zobaczyłem, że Woszczerowicz idzie przede mną. Wychodzi z Wiejskiej do Alej Ujazdowskich. Stanął z metr przed jezdnią i może się zamyślił, wpatrywał się w przejeżdżające samochody, dość długo. W pewnej chwili wykonał ruch ręką i wkroczył na jezdnię, zatrzymując sznur samochodów. Przeszedł na drugą stronę i zakończył to przejście, nie mając jakby żadnej publiczności, wpadł na słupek, uderzając się lekko. Kto uprawiał takie rzeczy bez widowni? To były jakby ćwiczenia w komizmie.
Zobacz też pozostałe odcinki „Z pamięci”. Numery 1-20:
Odcinki programu „Z pamięci” od 21. do 40.:
Odcinki programu „Z pamięci” od 41. do 60.:
Odcinki programu „Z pamięci” od 61. do 80.: